NBA Live 18 – recenzja. Druga liga
Czy wskrzeszonej koszykarskiej serii EA Sports wystarczył rok przerwy?
Wiedzieliście, że istnieje coś takiego jak koszykarska G League? To specjalna, wspierana przez NBA organizacja służąca do rozwoju umiejętności koszykarskich. Menedżerowie oraz trenerzy od kilku lat z wielką przyjemnością wysyłają do niej zawodników młodych albo takich, którzy grają poniżej swojego potencjału. Często zdarza się, że taki koszykarz łapie wiatr w żagle, jak Danny Green z San Antonio Spurs, i wraca, zajmując miejsce w pierwszym składzie. Czasami zaś… cóż. Lepiej grać w G League niż na podwórku, prawda?
Platformy: PS4, Xbox One
Producent: EA Tiburon
Wydawca: EA Sports
Dystrybutor: EA Polska
Data premiery: 15.09.2017
PL: Nie
Graliśmy na Xboksie One. Zdjęcia pochodzą od redakcji.
NBA Live 18 jest właśnie taką G League, nie tylko w sensie metaforycznym w porównaniu do lepszej konkurencji, NBA 2K18. Gra przypomina mi rozgrywki z ligi szkoleniowej również pod innymi względami, choćby widowiskowości, poziomu zaawansowania strategicznego czy niezdarności. Jest jednak w NBA Live 18 również nadzieja na przyszłość, na poprawienie błędów, na rozwinięcie istniejących elementów.
NBA Live 18 ma dwa świetne tryby, Ultimate Team oraz The One. Ten pierwszy to znane wszystkim budowanie własnego składu, dobieranie zawodników oraz rozgrywki wielo- i jednoosobowe. W porównaniu do FIFY czy NBA 2K18 nie ma tu aż tak wielu opcji, ale generalnie pasuje to do całościowej koncepcji NBA Live 18 jako prostszej, niewymagającej gry, która wprowadza w świat koszykówki.Ten drugi to kampania dla pojedynczego gracza. Sterujemy w niej poczynaniami młodego zawodnika, którą dobrze zapowiadającą się karierę przerwała bardzo poważna kontuzja. Po 7 miesiącach dochodzi on jednak do siebie, wyleczywszy zerwane więzadło, jest w stanie wrócić na boiska i parkiety. Od tego momentu zaczyna się seria meczów, która ostatecznie doprowadza do startu w najlepszej koszykarskiej lidze świata.Widać, że EA Sports całą parę włożyło właśnie w ten tryb, chcąc jak najlepiej wciągnąć graczy w świat koszykówki ulicznej i profesjonalnej. Przed przeróżnymi treningowymi meczami mamy okazję posłuchać, jak lektor opowiada o ważnych dla amerykańskiego basketu miejscach, choćby o roli Nowego Jorku (szkoda tylko, że nie da się pominąć tych filmików wprowadzających). Tworzy to przyjemny kontekst dla naszych poczynań i w ogóle dla całej kultury koszykarskiej w USA.Tryb ten wprowadza świetnie zrealizowane możliwości rozwoju zawodnika. Im więcej gramy, tym więcej opcji staje się dostępnych. Na samym początku możemy zajmować się tylko naszymi głównymi umiejętnościami koszykarskimi, wybranymi podczas tworzenia gracza. Szybko jednak NBA Live 18 wprowadza dodatkowe elementy, dzięki którym wyróżnimy się na boisku i dostosujemy styl do naszych preferencji. Możemy nawet wybierać sobie przed meczem specjalne umiejętności zawodnika tak, aby lepiej dostosować się do profilu drużyny, takie jak lepszy rzut za 3 z większej odległości czy więcej energii podczas powrotu do obrony.Jeśli warto w NBA Live 18 zagrać, to właśnie dla tego trybu. Głównie dlatego, że irytujące mechanizmy są tutaj najmniej widoczne.Wszystko w porządku, ale jak w to NBA Live 18 się gra? EA Sports postanowiło pójść w stronę płytszej, zręcznościowej rozgrywki, co tak naprawdę wychodzi serii na dobre. Szczególnie widoczne jest to w obronie, która jest przyjemna, dobrze zaprojektowana oraz wymaga skupienia oraz refleksu. Dobrym przykładem tego jest mechanizm obrony zawodnika z piłką. Wyświetla się pod nim strzałka, która pokazująca kierunek ruchu atakującego, więc możemy odpowiednio szybko zareagować oraz zablokować przemieszczanie się w kierunku kosza.
Gorzej jest z podawaniem. Teoretycznie kierunek podania pokazuje nam linia, ale często zdarza się, że piłka trafia do zupełnie innego zawodnika, niekoniecznie tego, który gotowy jest na asysty. Jeśli więc preferujemy grę rozgrywającym, to często prowadzi to do sytuacji, gdy cała akcja rozsypuje się na naszych oczach, ponieważ zamiast podać do niekrytego zawodnika, specjalizującego się w rzutach za 3, piłką wędruje gdzieś między ciałami pod sam kosz do centra nieprzygotowanego do akcji.Łączy się to z kolejnym problemem, to znaczy z ograniczonym zakresem animacji w grze. Nie chodzi mi już tylko o dziwnie wyglądający sprint czy pakowanie do kosza, ale o zacinających się na sobie zawodnikach. Nie uświadczycie tutaj zaawansowanych animacji, jak zawodnicy próbują mijać się na zasłonie, jak wpadają na siebie, odbijają, przewracają. Wydaje się, że brak płynnego przechodzenia z jednego ruchu do drugiego jest największym winowajcą.Ze względu na ograniczenia w animacjach zabieranie piłki zawodnikom atakującym mija się z celem. Tak naprawdę we współczesnej koszykówce taktyka obronna nigdy nie jest nastawiona na zwykłą „kradzież”, wszystko zależy przecież od sytuacji. W NBA Live 18 próby takie kończą się bardzo często katastrofą. Stoimy przed przeciwnikiem, który drybluje, próbujemy zabrać mu piłkę, a nasz zawodnik skacze gdzieś dwa metry przed siebie z wyciągniętą ręką, jakby reagując na sytuację, która istnieje tylko w jego głowie.Pamiętam dobrze moment, w którym seria NBA Live zaczęła mocno odstawać od marki NBA 2K. Gry od EA Sports stawiały bardzo mocno na tak zwaną „koszykówkę heroiczną”, to znaczy taką, w której dało się wygrywać mecze jednym zawodnikiem. Jeśli grało się LeBronem Jamesem, to w zasadzie nic nie było w stanie nas powstrzymać, ponieważ NBA Live zwyczajnie w świecie pozwalało pakować nad innymi graczami, do woli mijać ich i blokować w obronie. W tym czasie NBA 2K zaczęło stawiać na głębie, na dostosowanie się do roli i standardowe strategie stosowane w NBA, takie jak choćby pick & rolle.
NBA Live 18 niestety powtarza błędy tych niefortunnych odsłon, które były za proste. Istnieje ogromna przepaść między gwiazdami a zawodnikami „funkcyjnymi”, czyli spełniającymi konkretne role, na przykład zbieranie, zastawianie czy obrona. Najlepiej jest to widoczne, gdy takim koszykarzem steruje SI. Gracze gubią się gdzieś w obronie, zostawiają zawodników, których mieli kryć, ponieważ zagubili się gdzieś w tłumie albo po prostu nie wrócili do obrony. Wszystko działa wspaniale, gdy Russell Westbrook i Paul George bez przerwy zdobywają punkty w spektakularny sposób, ale już granie takimi Memphis Grizzlies (albo nie daj Boże Sacramento Kings) staje się szybko męczące.NBA Live 18 idzie w ślady FIFY i wprowadza do wirtualnego sportu drużyny żeńskie. I jest to świetny pomysł. Biorąc pod uwagę wszechstronność gwiazd NBA, która w grze jest zanadto widoczna, WNBA wyróżnia się troszkę wolniejszym, bardziej taktycznym podejściem do meczów. Tempo jest niższe, trzeba bardziej kombinować z podawaniem, dryblingiem i wybieraniem odpowiedniego miejsca do rzutu. Szkoda, że drużyny żeńskie nie pojawiają się w innych trybach oprócz gry lokalnej. No, i komentatorzy dziwnym trafem nie bardzo mają ochotę podczas rozgrywki wspominać nazwy zespołów czy nazwiska zawodniczek.
Podobne niedopracowania znaleźć można w trybie Franchise, w którym sterujemy drużyną. Jeśli szukacie niuansów, fabuły, możliwości głębokiego grzebania w strategii czy głowach zawodników, to niestety się zawiedziecie. Tryb menedżerski wydaje się, podobnie jak WNBA, wrzuconym w ostatnich momentach dodatkiem do kampanii dla pojedynczego gracza. Brakuje też czegoś świeżego, nowego, co sprawiłoby, że NBA Live 18 odróżni się mocno od konkurencji, ponieważ obecna lista trybów i elementów aż prosi się o porównywanie do podobnych aspektów NBA 2K18.Monopol nigdy nie jest dobry i serii NBA 2K przydałaby się porządna konkurencja, tym bardziej, że tegoroczna edycja pokazuje, że wydawca przechodzi na mroczną stronę mikrotransakcji, wpychając je do każdego możliwego aspektu. Niestety, NBA Live 18 nie nadąża pod większością względów za popularnym przeciwnikiem. EA Sports ma przed sobą jeszcze daleką drogę, zanim powróci do koszykarskiej formy, ale przynajmniej porusza się w dobrym kierunku dzięki uproszczonemu sterowaniu i świetnej kampanii.