NBA 2K8 - recenzja
Zeszłoroczna edycja NBA 2K była bliska ideału i bezapelacyjnie należała jej się korona najlepszej symulacji koszykówki na wszystkie platformy. Na edycję oznaczoną znaczkiem 2k8 czekałem bardzo niecierpliwie, zwłaszcza, że demo udostępnione na Rynku Xbox LIVE było chyba najgorszą wersją demonstracyjną z jaką zetknąłem się w obecnej generacji konsol. Wolne, brzydkie, pozbawione komentarza i możliwości zmiany kamery sprawiło, że zacząłem się zastanawiać, czy dobrze zrobiłem zamawiając tegoroczną edycję. Już po odpaleniu pierwszego meczu odetchnąłem z ulgą i radośnie obwieściłem pustemu pokojowi „nie zepsuli!”, po czym zabrałem się do testowania.
02.03.2008 | aktual.: 30.12.2015 14:13
W stosunku do ubiegłorocznej wersji trudno doszukiwać się nie tylko rewolucji graficznej, ale choćby widocznej poprawy. Przyznam, że poczułem się nieco rozczarowany faktem, że po raz kolejny spora część zawodników z wyglądu przypomina neandertalczyków wyciągniętych na parkiet prosto z jaskini. Pokazywaliśmy już odwzorowanie poszczególnych koszykarzy w grze 2K Sports i NBA LIVE 08 od EA i niestety w trakcie zabawy ta różnica jest równie widoczna, co na screenach. Dobrze, że animacja wciąż wgniata widzów w ziemię - zawodnicy poruszają się dokładnie tak, jak w rzeczywistości. Nie mam pojęcia czy da się to zrobić jeszcze lepiej.
Inaczej sprawa ma się w przypadku rozgrywki. Początkowo towarzyszyło mi uczucie, że drugi raz zapłaciłem za to samo - trudno było dopatrzeć się jakichś zmian. Na szczęście wystarczyło kilka meczów, by zorientować się, w jak wielkim byłem błędzie. Choć wydaje się to niemożliwe, autorzy solidnie dopracowali rozgrywkę czyniąc ją jeszcze bardziej wciągającą i satysfakcjonującą. Przyjrzyjmy się najciekawszym zmianom.
W 2k7 często zdarzało się, że mały i szybki obrońca drużyny przeciwnej rzucał dużo więcej punktów niż wynikałoby z jego umiejętności. W tegorocznej edycji, autorzy oddali nam do dyspozycji tzw. Lock-On D. Po wciśnięciu właściwego przycisku nasz zawodnik przyjmie odpowiednią pozycję obronną względem przeciwnika, co znacząco utrudni mu szybkie minięcie. Sprawdza się to wyśmienicie, ale nie można zasypiać, bo jedna zasłona ponownie sprawi, że zaczniemy grę spod własnego kosza. Kolejnym świetnym pomysłem jest szybkie wyprowadzanie wybranego zawodnika bez piłki na pozycję rzutową. Bardzo poszerza to możliwości ofensywne drużyny ze świetnie rzucającymi, ale niezbyt szybkimi skrzydłowymi - moi ulubieni Denver Nuggets właśnie stali się jeszcze groźniejsi. W NBA 2K8 spełnienie znajdą także prawdziwi sportowi stratedzy. Wybieranie żądanych zagrywek obecne jest w każdej grze traktującej o koszykówce, ale co powiecie na możliwość wyświetlenia ich na parkiecie w czasie meczu? Kreski, szlaczki i kółeczka znane z trenerskich notesów w czasie rzeczywistym pokazują graczowi co powinien teraz zrobić. Bardzo pomaga to w dopracowaniu kilku, ulubionych zagrywek, co procentuje zwłaszcza podczas pojedynków online z żywym przeciwnikiem (warto wspomnieć, że wyraźnie poprawiono również kod sieciowy). Kolejny krok w stronę idealnej symulacji został postawiony, za rok czekam na możliwość własnoręcznego rysowania zagrań na tabliczce - to dopiero byłaby jazda. Chyba ostatnią z dużych zmian, jaką zauważyłem, jest poszerzenie wachlarza dryblingów. Opanowanie ruchów swoich kluczowych zawodników jest, tak jak rok temu, podstawą. Zupełnie inaczej biega się Iversonem, Nashem, czy Bryantem. Szkoda, że instrukcja dostarczana razem z grą nie należy do największych i tej z NBA 2K7 może co najwyżej czyścić strony. Warto przypomnieć, że jakiś czas temu ukazał się patch do NBA 2k8 eliminujący większość jej drobnych niedoróbek, takich jak nietrafione, „czyste” dwutakty czy dziwaczne rzuty spod kosza. Od tego momentu najzwyczajniej w świecie nie mam się do czego przyczepić - rozgrywka jest dopracowana w najdrobniejszych detalach, ale mam nadzieję, że w przyszłorocznej edycji autorzy znów mnie zadziwią. Warto wspomnieć o małym prezenciku, jakim jest 2K Reel - narzędzie do nagrywania efektownych powtórek. Rok temu trzeba było za nie płacić, teraz dostajemy ten programik za darmo.
Wiemy już co zmieniło się na boisku, zobaczmy więc co jeszcze nowego znajdziemy w NBA 2k8. Szybki rzut oka na listę trybów informuje nas o braku 24/7, w którym mogliśmy dotychczas realizować drogę z getta na parkiety NBA stworzonym przez siebie zawodnikiem. Zamiast tego trybu pojawiła się możliwość wybrania NBA Blacktop, gdzie możemy spróbować swoich sił nie tylko w ulicznych pojedynkach, ale również w konkursie rzutów za 3 i konkursie wsadów! Ten ostatni zrealizowano naprawdę fachowo - najwyżej punktowane kombinacje wymagają sporej zręczności, a gdy już je opanujemy zawsze można dołożyć utrudnienie w postaci np. ławki czy samochodu.
Gdy znudzą się już nam wygłupy (samemu lub online) przychodzi czas na główny tryb zabawy, czyli Association. Już rok temu nie miałem mu nic do zarzucenia, a mimo to autorzy gry potrafili i jemu dołożyć miodności dzięki dodatkowym opcjom „personalizacji” zawodników. Każdy z nich został opisany jednym z czterech typów osobowości, które musimy brać pod uwagę w trakcie wyznaczania im roli w drużynie (starter, pierwszy zmiennik, czy nawet „podgrzewacz ławy”). To chyba najciekawsza, chociaż nie jedyna innowacja. Ilość opcji menedżerskich może na początku przytłoczyć laika, ale fan amerykańskiej koszykówki poczuje się jak w siódmym niebie, zapewniam.
NBA 2k8 to po prostu bezdenna studnia pełna miodu. Na pierwszy rzut oka wydaje się wręcz kalką zeszłorocznej edycji, ale wystarczy kilka chwil na parkiecie, by dziękować 2K Sports za to, że udało im się jeszcze bardziej doszlifować rozgrywkę, dołożyć do niej kolejne pokłady miodu, a jednocześnie nie zepsuć. Nie muszę chyba tłumaczyć jak wielka to sztuka. NBA LIVE 08 może i ma ładniej wyglądających koszykarzy, ale ani animacja, ani bogactwo rozgrywki nawet nie zbliżają się do produkcji 2K Sports. Jeszcze nie teraz.