Nazywam się Geohot, gadżetołamacz
Zasłynął jako siedemnastolatek, gdy przełamał zabezpieczenia iPhone'a. Gdy to samo zrobił z konsolą PlayStation 3, Sony wydało mu wojnę totalną.
04.04.2011 | aktual.: 15.01.2016 15:45
Geohot, million75, mil, blickmanic - to ksywki, pod jakimi zna go świat hakerów. Gdy w zeszłym miesiącu Geohot wyciągnął paszport podczas odprawy na nowojorskim lotnisku, urzędnik odczytał: George Francis Hotz, urodzony drugiego października 1989 r. w niewielkim miasteczku Glen Rock, stan New Jersey.
Hotz odlatywał do Ameryki Południowej. A chwilę później na kark wsiedli mu prawnicy Sony.
- Kpi z autorytetu sądu, utrudniając postępowanie - irytowali się, oskarżając go niemal o filmową ucieczkę przed wymiarem sprawiedliwości.
A Hotz? Odciął się na blogu. - Dla prawników to zapewne gratka nie lada wykreować mnie na międzynarodowego zbiega. To prawda, przebywam w Ameryce Południowej, ale na dawno planowanych wakacjach, za które zapłaciłem już w listopadzie (...). Zrobiłem sobie wiosenną przerwę, haking to nie całe moje życie.
Sekretny kod Spór Sony z hakerem to jedna z najgłośniejszych spraw dotyczących tzw. jailbreaking (obchodzenia zabezpieczeń ustawionych przez producentów). Hotz już od dwóch lat przełamywał zabezpieczenia konsoli PlayStation 3 - m.in. przywrócił usuniętą przez Sony opcję, by na sprzęcie uruchomić system operacyjny Linux. Ale do wściekłości giganta elektroniki doprowadził wtedy, gdy w styczniu tego roku opublikował sekretny kod, dzięki któremu PlayStation 3 rozpoznaje, skąd pochodzą programy (np. czy dana gra to piracka kopia czy oryginał). Znając kod, na konsoli można uruchomić nie tylko pirackie gry, ale też dowolny program, także legalne kopie gier, czy gry kupione na starsze wersje konsoli.
Sony przeciw 21-letniemu hakerowi wytoczyło najcięższe działa. Najpierw sąd zakazał Hotzowi publikowania wszelkich informacji o jego hakerskich technikach i zażądał przekazania wszystkich nośników, na których Hotz zamieścił narzędzie do łamania konsoli.
Potem zgodził się, by Sony domagało się od Twittera i Google'a informacji o kontach Hotza w tych serwisach (m.in. pocztowy Gmail i YouTube, gdzie haker publikował filmiki). A w końcu Sony ma też dostać dane o koncie hakera w systemie e-płatności PayPal, by sprawdzić, kto finansowo wspierał hakera.
Na razie prawnicy mają adresy IP każdego, kto odwiedzał stronę internetową Hotza. I m.in. dzięki nim dowodzi, że Hotz powinien być sądzony w San Francisco (prawie 6 tys. adresów IP pochodzi z Kalifornii). Na obecnym etapie to istotna kwestia - bo prawnicy Hotza próbują storpedować proces, podważając zarówno miejsce złożenia pozwu, jak i to, kto go złożył.
Jak? Argument numer jeden: Hotz mieszka w New Jersey, i to nie fair, by 21-latka ze wschodniego wybrzeża ciągać do kalifornijskiego sądu.
Prawniczy ping-pong trwa w najlepsze - Sony wskazuje, że Hotz ze swojej konsoli założył konto w PlayStationNetwork pod ksywką "blickmanic" (używał jej wcześniej na forach o łamaniu iPhone'a). I tym samym zgodził się, by spory rozstrzygać w Kalifornii. Obrona odpiera: to konto sąsiada.
Prawnicy hakera argumentują, że Sony Computer Entertainment of America (SCEA) nie ma prawa do przeszukania dysku Hotza, bo... nie ma praw autorskich do oprogramowania w konsoli. Te ma spółka-matka, czyli japońskie Sony. A Geohot dodaje, że nie tylko nie wiedział, że SCEA ma siedzibę w Kalifornii, ale w ogóle nie miał pojęcia, że taka firma istnieje. Jego prawnicy pokazywali sędziemu zdjęcia, na których widać wciąż zafoliowane instrukcje do konsoli. Po co? Jako dowód, że haker ich nie czytał, bo to właśnie w instrukcji jest informacja o amerykańskim Sony.
Łamacz kart, iPhone'a i mózgu Zanim pozwało go Sony, Geohot już miał renomę ponadprzeciętnego hakera. Głośno zrobiło się o nim w sierpniu 2007 r. - 17-latek jako pierwszy opublikował trik, który przełamywał zabezpieczenia iPhone'a, pozwalając na uruchomienie telefonu w sieci innej niż AT&T. Rozbrojonego iPhone'a odkupił od niego szef spółki Certicell, sprzedającej używane telefony - w zamian zaoferował 50 tys. dol., używanego Nissana 350Z i trzy... nieodblokowane iPhone'y. Hotz staje się sławny, udziela seriami wywiadów. W wywiadzie dla magazynu "Forbes" opowiada, że chciałby się zająć "hakowaniem mózgu" - zanim jeszcze Hotz grzebał we wnętrznościach iPhone'a, odczytywał impulsy z własnego mózgu, sprzęt zbudował sam. A w konkursie Intela uzyskał 20 tys. dol. stypendium na pracę nad projektem "Holodeck" - hologramem widocznym z dowolnej strony i kąta.
Miesiąc po złamaniu iPhone'a, Geohot zaczyna studia w Rochester Institute of Technology, na biotechnologii. Szkołę rzuca już po pierwszym semestrze, ale zdąży tak przerobić pasek magnetyczny na swoim studenckim identyfikatorze, by otwierał każde drzwi w kampusie.
Szkołę rzuca, by jako stażysta pracować przy projekcie Google Street View, co nie spotyka się z pozytywnym odzewem wśród części hakerów - po sieci krąży parodystyczny fotomontaż "Ostatniej Wieczerzy", na którym Hotza przedstawiono jako Judasza.
W tym samym roku amerykański magazyn "PC World" umieszcza go na swoistej liście Top 10 - osób poniżej 21 lat, które wykazały się ponadprzeciętnymi umiejętnościami.
I kto tu jest właścicielem Spór między Hotzem a Sony to nie tylko kwestia tego, czy haker złamał prawo. Idzie o wyższą stawkę - o to, do jakiego stopnia klienci, którzy płacą za elektroniczne gadżety, są ich właścicielami. I w jakim stopniu mogą w nie ingerować, co zmieniać. W lipcu 2010 r. urząd ds. praw autorskich, działający przy Bibliotece Kongresu, przyjął liberalną wykładnię i jailbreaking zalegalizował. Uznał, że właściciele iPhone'ów mogą łamać ich zabezpieczenia, by instalować w telefonach dowolne aplikacje (a nie tylko te, które dopuścił Apple). Apple co prawda argumentował, że modyfikowanie iPhone'ów narusza prawa autorskie, bo użytkownicy używają wtedy zmodyfikowanej wersji systemu operacyjnego. Ale urząd uznał, że takie działania producentom nie szkodzą, a argumenty Apple'a po części wynikały z obawy o możliwą "szkodę dla reputacji".
Z tym głosem sędziowie liczyć się powinni - urząd ds. praw autorskich może, na zasadzie wyjątków od ustawy Digital Millennium Copyright Act, uznawać pewne działania za legalne.
W podobną nutę uderzają prawnicy Hotza. - Jeśli kreatywność osób pokroju naszego klienta może być tłumiona, bo producent dyktuje, jak możesz używać czegoś, co kupiłeś, oznacza to tłumienie kreatywności w przyszłych pokoleniach - sugeruje Yahsa Heidari.
A analitycy, nieco zdziwieni frontalnym atakiem Sony, wskazują, że koncern idzie pod prąd branży. Bo np. gdy Hotz łamał iPhone'a, to był to wyścig, nie prawna batalia. Jak tylko hakerzy opublikowali sposób na obejście zabezpieczeń, Apple łatało luki, prawników nie nasyłali. Ba, pod wpływem hakerów nawet Microsoft zdecydował się upublicznić kod do Kinecta, przystawki do konsoli Xbox 360, która pozwala na sterowanie w grach gestami.
- Sony powtarza od lat ten sam błąd, traktując potrzebę kontroli nad sprzętem nadrzędnie niż potrzebę, by sprzęt po prostu sprzedać - mówi Rob Enderle, główny analityk Enderle Group. - Nawet Apple, które ma bzika na punkcie kontroli, rzadko popełnia ten błąd, umiejętnie wybiera sprawy, o które warto walczyć. To jeden z wielu powodów, dla których Sony, w przeciwieństwie do Apple, kiepsko sobie radzi - złośliwie dodaje.
Tomasz Grynkiewicz
Źródło: Gazeta Wyborcza, wyborcza.biz