Nawet jeśli Pokémon Go odnotowuje ogromny spadek zainteresowania, nadal jest bez konkurencji na rynku mobilnym
A Nintendo szczerzy kły zza sceny, bo szykuje autorską rewolucję.
No, przyznajcie, ile czasu dawaliście Pokémon Go na starcie? Myśleliście, że zajawka potrwa trzy tygodnie i w sierpniu niewielu będzie o niej pamiętało? Czy machaliście do hejterów z pokładu tego pociągu hajpu, życząc Niantic jeszcze długiego okresu rządzenia światem? Nie, oczywistym jest, że zainteresowanie tą niewielką tak naprawdę gierkę będzie regularnie spadać. W przypadku tak gigantycznego zjawiska nie jest to jeszcze zbyt szkodliwe dla developerów.
Liczba płacących graczy w Pokémon Go spadła już o 79% (dane). Przerażająca różnica, prawda? Z tym że jest to nadal najlepiej zarabiająca aplikacja na rynku mobilnym, wyciągająca sześciokrotność tego, co zgarnia Candy Crush Saga (mam nadzieję, że to czytasz, mamo). No i wiadomo, że gierka Niantic jest zaledwie wyskocznią dla setek powiązanych z marką gadżetów. Te zaliczyły przez sierpień skok o 233%, co samo w sobie mogłoby stanowić wystarczający powód, by aplikację jeszcze długo utrzymywać przy życiu. Nie wątpię, że zejdzie na dalszy plan przy okazji premiery Pokemon Sun i Moon, by potem zaliczyć wielki powrót z (na przykład) drugą generacją kieszonkowych stworków, żeby szajba zaczęła się na nowo.
Najlepiej na tym wszystkim wyjdzie - moim zdaniem - Nintendo. Nawet jeśli oni z dzieła Niantic ściągają niewielką część pieniążków. Udowodnili jednak, że ich marki nadal mają gigantyczny potencjał wśród sentymentalnej części graczy, w związku z czym obranie nowej, mobilnej polityki było strzałem w dziesiątkę. A niedawny występ Shigeru Miyamoto na wydarzeniu Apple to w ogóle ewenement. Wiecie, że niespodziewana zapowiedź Super Mario Run spowodowała wielki skok akcji firmy, o 28,79% (via Business Insider)? Spójrzcie na poniższy wykres. Tym razem aplikacja powstaje wewnątrz Nintendo, więc to zainteresowanie nie spadnie.
Zaczynają od Mario, co da im odpowiednią przewagę, by bez strat opublikować mobilne Animal Crossing i Fire Emblem (już zapowiedziane). A po premierze The Legend of Zelda: Breath of the Wild dość jasne, która marka zrobi podobny do hydraulika szum, nawet jeśli nikt oficjalnie aplikacji z Linkiem jeszcze nie zapowiedział. Wstrzymajcie się, zanim stwierdzicie, że świat podnieca się zwykłym runnerem z Mario tylko dlatego, że to Mario. Nie, świat zachwycił się sposobem, w jaki najbardziej konserwatywna firma tej branży "z buta wjeżdża" na nowe dla siebie rynki.
W nagrodę za to, że jesteście naszymi czytelnikami - oto Miyamoto, który jednocześnie macha ciężarkami i gra w Super Mario Run.
Adam Piechota