Najpierw chwila na przygotowanie, a potem... Orkowie nie mają szans
Orcs Must Die! trafiło już do sprzedaży i zgodnie z przewidywaniami trudno się od tej gry oderwać. Czemu? Obejrzyjcie zwiastun premierowy, a ja wam powiem.
Tytuł mówi tu wszystko - jako obrońca fortecy, dysponujący zarówno magią jak i mieczem mamy zrobić absolutnie wszystko, by zielone pokraki nie dotarły do jej serca.
Orcs Must Die! - Launch Trailer - Apocalyptica, "Hall of the Mountain King"
Na szczęście do dyspozycji mamy całą masę rozmaitych pułapek i czarów, które sprawnie przerabiają Orków na mielone, tłuczone, spalone, poszatkowane czy nadziewane strzałami mięso. Plansze zwykle oferują więcej, niż jeden korytarz do bronienia, więc trzeba się nieźle uwijać, by zabezpieczyć każdą ścieżkę (tryb multiplayer ponoć dojdzie w dodatku) i nacieszyć oczy widokiem sprawnie działających pułapek. W końcu i tak trzeba będzie wydobyć z pochwy miecz i rzucić się na wrogie hordy. Nawet najlepszy plan ma bowiem tendencję do pękania pod naporem tak licznych wrogów. Zwłaszcza, że czasem wychodzą na raz z dwóch, albo trzech bram!
Silną stroną gry jest oprawa, a raczej te drobne detale graficzne i dźwiękowe, które sprawiają, że chce się puścić kolejną kulę ognia czy oglądać jak horda wrogów trafia pomiędzy dwie wyrzutnie olbrzymich strzał. Przy czym zaznaczmy, że gra nie jest w żadnym wypadku makabryczna - ot, przemoc ukazana jest sposób, który znamy z animowanych bajek.
Przy Orcs Must Die spędziłem wczoraj cały wieczór, zabijając ponad 4 tysiące wrogów i sądzę, że dzisiaj szykuje się powtórka, bo na przejście czeka jeszcze kilka plansz. Recenzja pewnie pojawi się w weekend, ale jeśli macie wolne 1200 MSP, to zakup Orcs Must Die! jest bardzo dobrym pomysłem. Zwłaszcza jeśli macie ochotę na solidną porcję przyprawionej magią jatki.
Maciej Kowalik