Najlepsze Final Fantasy od dziś w Game Passie
I nie, nie jest to "Final Fantasy VII". Choćby dlatego, że w "Final Fantasy VII" w ramach Game Passa można już grać od dawna.
Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami i w ramach nieustającej współpracy Microsoftu z firmą Square Enix, dziś do usługi Xbox Game Pass trafiła gra "Final Fantasy XII". Dostępna jest zarówno w wersji na konsole jak i komputery PC, w dodatku w usprawnionej wersji "The Zodiac Age". Jeżeli więc jeszcze w nią nie graliście, to nie macie wyboru.
A nawet jeśli graliście, ale z jakiegoś powodu jej nie pokochaliście, to również nie macie wyboru. Znaczy oczywiście macie, ale ja osobiście tu podpisany uważam, że powinniście dać jej szansę. To staram się przekazać.
Bo po latach i z perspektywy czasu uważam, że "Final Fantasy XII" to najlepsza odsłona kultowej serii jRPG-ów. Tym bardziej, jeśli myślimy o jej nowożytnych wydaniach (czyli od "siódemki" - wcześniejsze, z ery NES-a i SNES-a, znam poza ich kontekstem historycznym i traktuje jak "klasykę" - wolę nie mieszać do zestawienia z rzeczami, które uważam za sobie współczesne).
Czemu? Bo przede wszystkim w serii, która obiecuje "zupełnie nowe doświadczenia" z każdą grą, jest faktycznie inna, ciekawa, odważna. "Final Fantasy" wyrosło na obietnicy niby długiego tasiemca, ale takiego, gdzie każda część to nowy świat, nowi bohaterowie, nowe systemy rozgrywki... Tyle tylko, że w większości przypadków są to systemy, bohaterowie i światy bardzo do siebie podobne.
"Dwunastka" zaś mocno odchodzi od tego schematu i samo obserwowanie tego jest fascynujące. Zamiast tradycyjnej nastoletniej dramy (lubię nastoletnie dramy oczywiście, ale no czy zawsze musi być to samo?) tutaj mamy coś bardziej w rodzaju historycznej sagi fantasy. Dużą część fabuły zajmują tu machinacje polityczne, a zmagania bohaterów wydają się przy nich błahe i pozbawione znaczenia... oczywiście aż do momentu, gdy wzajemnie się przecinają.
Fascynujący jest tu język - to jedyne Final Fantasy, które nie tylko nie boryka się z problemami translatorskimi, ale zachwyca książkową angielską prozą. Nadaje to całości dodatkowo magicznego klimatu i sprawia, że poznawany przez nas świat wydaje się jeszcze bardziej niecodzienny.
No i przede wszystkim rozgrywka. Również tutaj Square Enix postawiło na całkowite odejście od tego, co tradycyjnie rozumie się przez grę z serii "Final Fantasy". Zamiast turowych albo pseudoturowych walk na osobnych planszach mamy tu walki w czasie rzeczywistym bezpośrednio w świecie gry. Zamiast sterowania bohaterami wprost - "programowanie" ich sztucznej inteligencji w rozbudowanym i wciągającym systemie Gambitów.
Dzięki temu wszystkiemu jest to część, którą po latach pamiętam najbardziej i która poza "Final Fantasy VII" (które pamiętam jednak przede wszystkim dlatego, że było "moim pierwszym") najbardziej wyryła mi się w mózgu.
W "Final Fantasy XII" grałem w momencie premiery na PlayStation 2 i zdecydowanie zamierzam teraz do tej gry powrócić. I naprawdę polecam to każdemu. Bo mam również nieodparte wrażenie, że to część serii, która dzięki swojemu wizjonerstwu bardzo dobrze zniosła próbę czasu.