Łukasz Jarkiewicz: Chłopaki męczą mnie, abym wybrał najlepszą grę z pierwszej połowy roku. Prawda jest taka, że początek 2019 roku był tak obładowany hitami, że trudno o podjęcie jakiejkolwiek decyzji. Zwłaszcza w taki upał! Chociaż przyznam śmiało, iż miałem jedną grę, którą śledziłem od wielu miesięcy. Serducho ciągnęło do niej od pierwszej przeczytanej zapowiedzi. Trzymałem kciuku do samego końca, wierząc w to, że może okazać się czarnym koniem.
Plague Tale: Innocence od początku przykuło moją uwagę z kilku powodów. Zdałem sobie sprawę, że w grach brakuje relacji rodzeństwa. Widzieliśmy rolę przybranego ojca w The Walking Dead, naburmuszonego ojca z God of War, byłego ojca w The Last of Us. Gdzie w tym wszystkim pełnoprawna produkcja ukazująca bliskie relacje na linii siostra-brat? Kolejnym ważnym argumentem był czas i miejsce akcji. Średniowiecze jest dla mnie jedną z najciekawszych epok. Francja z tego okresu wydawała się szalenie ciekawa. Do tego cała otoczka związana ze śmiercią, szczurami. Chciałem poczuć ten trudny, gęsty klimat, w którym mamy jednak pewne światełko w postaci relacji bohaterów. Nie zagrało kilka istotnych elementów, to prawda, ale nie przeszkadzały one w poznawaniu tej wyjątkowej historii. Szkoda, że nie możemy się doczekać podobnego tytułu dobrego w każdym calu.
Vampyr, Call of Cthulhu pokazały, że klimat może nie wystarczyć na najwyższą półkę. Podobnie zapatruję się na Plague Tale: Innocence, ale mimo wszystko do tej gry mnie nieprzerwanie ciągnie. Może nie zwojowała międzynarodowej sceny, ale moje serducho już tak.
Mowa tu oczywiście o Devil May Cry V i Resident Evil 2. Myślałem przez jakiś czas, którą z nich wybrać, ale porównanie jest po prostu ciężkie. DMC V to rewelacyjny slasher i choć nie prześcignął “Platynowych” gier wciąż daje mi masę radości przy kolejnych pojedynkach z demonami i jestem pewien, że na trzech wspólnych rundach jeszcze się nie skończyło. Resident Evil 2 to zaś pokaz tego, jak wyglądałby genialny klasyk, gdyby zadebiutował już w naszych czasach - znakomicie zbalansowany, wywalający serce w górę aż w okolice podgardla. Jakże inny zestaw zalet.
Równie trudno było mi podjąć decyzję patrząc na wady. Co prawda DMC V jest podczas pierwszego podejścia (jakieś 10 godzin) ślamazarne i powolne, ale przecież wynagradza to ciekawą fabułą, a podczas kolejnych 20 znacząco przyspiesza. Co prawda Resident Evil 2 nie jest całkowicie nową grą i nie ma zappingu, ale jak tu się czepiać, gdy wreszcie po latach nie musimy o żadnym elemencie napisać “tak dobre, że warto przecierpieć to i to”. Zatem u mnie jest remis i czekam z niecierpliwością na kolejne dzieła Capcomu.
Dominik: U mnie dość ciężko, bo w niewiele nowych gier w tym roku grałem (a aktualnie rozpoczynam kolejne przejście Final Fantasy VII, więc to się raczej szybko nie zmieni). Nie mam więc jakiejś szczególnie ulubionej. Za to na pewno mam taką, która mnie bardzo zainteresowała. Outer Wilds (nie mylić z The Outer Worlds, kurczę). Wiedziałem, że to takie No Man’s Sky, tylko bez proceduralnego generowania. Czego nie wiedziałem, że całość przy okazji mocno pachnie Zeldą i… Lemem. Na razie pograłem krótko i na pewno będę chciał więcej, ale te starocie jakoś nie chcą mnie puścić…
Redakcja