Najbardziej brutalna scena w GTA V. Rockstar przekroczył granicę?
Seria Grand Theft Auto nigdy nie była grzecznym chłopcem i między innymi za to ją kochamy. Nowa odsłona idzie jednak dalej niż kiedykolwiek wcześniej.
GTA stało się dyżurnym chłopcem do bicia dla mediów piejących o brutalności gier, zastępując w tej roli Dooma i Mortal Kombat (no, są jeszcze Pokemony i Hello Kitty). Nie ma premiery kolejnej odsłony bez kontrowersji. Głośno było o rozjeżdżaniu samochodem krisznowców czy misji „Zabij wszystkich Haitańczyków”, przy okazji GTA: San Andreas wybuchła tzw. afera Hot Coffee (modyfikacja do gry odblokowująca sceny seksu), za czasów GTA IV protestowało amerykańskie stowarzyszenie „Matki przeciwko jeździe po pijanemu” oraz miasto Nowy Jork, na którym wzorowano Liberty City.
Żadna z wymienionych scen nie zrobiła na mnie większego wrażenia, bo Rockstar zwykło podawać je w na tyle lekkiej otoczce, że trudno je traktować poważnie. W GTA V jest jednak misja, która mnie poruszyła. Możecie ją zobaczyć poniżej. Są w niej drobne spojlery fabularne, które nie powinny nikomu zepsuć zabawy.
[+18] Najbardziej brutalna misja w GTA? Miałem opory przed torturowaniem tego nieszczęśnika. Oczywiście gra nie ruszyłaby z miejsca, gdybym nie wycisnął z niego informacji. Nie zostawiła wyboru. Poza jednym - sami decydujemy, jakiego narzędzia użyć do zrobienia krzywdy.
Jednym ze sposobów jest waterboarding, czyli tortura zabroniona prawem międzynarodowym, polegająca na podtapianiu skrępowanego więźnia. Jest stosowana od dawna, ale dopiero niedawno zrobiło się o niej głośno, gdy wyszło na jaw, że stanowi zwyczajową praktykę amerykańskiej armii w walce z terroryzmem. Oficjalnie zakazano jej kilka lat temu, niemniej o sprawie przypomniał oparty na faktach film Katherine Bigelow „Wróg nr 1”, w której bardzo podobna scena waterboardingu co w GTA V miała przyczynić się do zdobycia informacji na temat miejsca kryjówki Osamy Bin Ladena.
Czy ta scena powinna pojawić się w grze? Czy w świecie rozrywki jest miejsce na tak drastyczne - i do tego interaktywne - wydarzenia? Odpowiedź jest prosta - absolutnie tak. Gry jako gałąź kultury mają pełne prawo ekspresji twórczej. Być może scena torturowania jest niepotrzebnie brutalna, być może to brutalność dla brutalności. Na pewno różni się klimatem od wszystkich pozostałych misji. Ale jak najbardziej jest dla niej miejsce w grach dla dorosłych.
Piszę właśnie o niej, bo jeśli media do czegoś zechcą się przyczepić, to trudno o lepszy cel. Wprawdzie od premiery sporo się mówiło o tym, że GTA V jest pieśnią mizoginizmu, ale tę dyskusję zostawmy Amerykanom. Sprawą bez precedensu jest, że recenzje tak dużego tytułu na IGN i Gamespocie napisały panie. Ale jako że recenzja to zawsze punkt widzenia autora, a nie obiektywna, wycmokana informacja prasowa, nie widzę nic złego w tym, że autorki narzekają na rzekomo krzywdzące ukazanie w grze kobiet. Ich prawo.
Wracając do tortur. Jeśli temat przemocy w grach i jej wpływu na to, że jeden czy drugi psychicznie niezrównoważony człowiek wyjdzie z karabinem na ulice, wróci wraz z GTA V, nie radzę się przejmować. Bić na alarm będą te same telewizje, które po godzinie 20 pokażą „Wroga nr 1”, w serwisie informacyjnym pokażą ciała zabitych w zamachu czy wypadku samochodowym, a w paśmie serialowym pokażą Hanka Moody'ego bzykającego laski w „Californication” i Waltera White'a pichcącego metaamfetaminę w "Breaking Bad". Zresztą jako że obrazek zastępuje tysiąc słów, oddajmy głos autorowi komiksu na Dorkly.
fot. Dorkly
Grom odmawia się prawa do pokazywania przemocy i seksu (słynna afera z kanałem Fox, który piętnował intymne zbliżenia w Mass Effect), w zasadzie nie wyjaśniając powodów. GTA V i „Wróg nr 1” są przeznaczone dla osób dorosłych i w obu przypadkach małoletni nie powinni się ich tykać.
Teraz przekonamy się, czy temat przemocy w grach jest jeszcze modny dla amerykańskiej telewizji, czy może nawet w niej zaczęto już grać i zorientowano się, że jednak gry nie są gorsze od tego, co zwykło się pokazywać w paśmie informacyjnym.
Marcin Kosman