Na wschodzie bez zmian, choć zimno. Wrażenia z bety Company of Heroes 2

Już tylko miesiąc i kilka dni dzieli nas od premiery Company of Heroes 2. Sprawdziliśmy, jak spisuje się kampania dla jednego gracza.

Na wschodzie bez zmian, choć zimno. Wrażenia z bety Company of Heroes 2
marcindmjqtx

17.05.2013 | aktual.: 07.01.2016 15:45

Ostatnimi czasy nad serią Company of Heroes zbierają się czarne chmury. Od momentu pojawienia się drugiego rozszerzenia gry opatrzonego podtytułem Tales of Valor ciągle coś się wali. Najpierw pech dopadł projekt Company of Heroes Online, eksperyment z 2010 roku. To właściwie odświeżona pierwsza część Company of Heroes, wydana w modelu free2play. Brzmiało jak kura znoszące złote jaja, ale niestety tylko w założeniach. Całość położyło tragiczne wykonanie i jeszcze gorsze pomysły na rozbudowanie tytułu o elementy sieciowe - w 2011 roku projekt trafił do kosza, Relic wymazał go z pamięci, a pieniądze bezpowrotnie przepadły. Potem nadszedł drugi atak pecha pod tytułem "Nasz wydawca, THQ, bankrutuje". Brak wydawcy to oczywiście brak pieniędzy, bez których pojawienie się drugiej części Company of Heroes stało pod ogromnym znakiem zapytania. W krytycznym momencie deską ratunku dla studia i gry okazała się Sega, która za około 25 milionów dolarów nabyła prawa do marki oraz przygarnęła Relic pod swoje skrzydła. Dzięki temu studio dostało szansę na spokojne ukończenie gry, a my możemy teraz podziwiać efekty ich pracy.

Company of Heroes 2 to nadal strategia czasu rzeczywistego. Historycznie również wszystko się zgadza - gra tkwi w realiach II wojny światowej, ale tym razem zamiast cieplutkiej Francji odwiedzamy mroźny front wschodni. Co oczywiste, wraz ze zmianą terenu walk automatycznie zmienia się nam jedna ze stron konfliktu. Stany Zjednoczone oraz Wielka Brytania zostały zastąpione przez Związek Radziecki. I to właśnie wokół niego kręci się fabuła gry. Ciekawostka: w poprzedniej części gry nie dane nam było właściwie ujrzeć rosyjskiej armii. Nie oznacza to, że Rosjanie z Company of Heroes nie mają kompletnie nic wspólnego. Armia radziecka swój nieoficjalny debiut zaliczyła dawno temu wraz z pojawieniem się ciągle żywego i ciągle popularnego moda Eastern Front.

Chyba za bardzo nie skłamię jeśli powiem, że Company of Heroes 2 jest właściwie tym samym co poprzednia część. Po siedmiu latach dostaliśmy właściwie tę samą strategię, a razem z nią cały bagaż sprawdzonych mechanizmów i rozwiązań. Nie powinien więc dziwić nikogo powrót systemu osłon ani ponowne zastosowanie ekonomii opartej na punktach przechwytywanych na mapie gry. Takich elementów jest tak dużo, że dziwi całkowity brak większych zmian i chęci usprawnienia produktu. 7 lat to chyba wystarczająco dużo czasu, aby poprawić sztuczną inteligencję czy oprawę graficzną, która choć wygląda poprawnie, od swojego poprzednika zbytnio się nie różni. Tytuł wrócił do nas w nieco odświeżonej formule i z drobnymi dodatkami.

Absolutna nowość i największa zmiana to pogoda, która znacząco będzie wpływała na wydarzenia w grze. Nasi żołnierze nie będą walczyć tylko w pięknym słońcu. Na froncie wschodnim czeka na nich również rosyjski chłód, który nie oszczędza żadnej ze stron konfliktu. Ekstremalne temperatury oraz silny wiatr będą kształtować rozgrywkę nie tylko w grze wieloosobowej, ale i w kampanii. Jak to wygląda w praktyce? Pod wpływem silnego mrozu żołnierze stopniowo stają się coraz mniej wydajni w walce. Jeśli nie umieścimy ich w budynku, transporterze bądź w pobliżu ogniska, uśmiercimy ich nim w ogóle dotrą na pole bitwy. Chłodek to jednak tylko jedno z kilku zmartwień. Kolejna sprawa to głęboki śnieg, który skutecznie spowalnia ruchy naszych jednostek. Jakby tego było mało, w grze problemem będzie także przeprawa przez skutą lodem rzekę. Wprowadzenie jednostek na niezbadany lód może mieć opłakane skutki. Wystarczy tylko odrobina wrogich ładunków wybuchowych, a nasza armia w jednej chwili pójdzie na dno.

Na potrzeby testów Relic udostępnił raptem pięć pierwszych misji kampanii. Dokładnie podliczając wychodzi, że to bardzo, bardzo dużo i mało zarazem. Dlaczego? Na dobrą sprawę, choć przejście wszystkich misji razem z zadaniami opcjonalnymi zajmuje koło trzech godzin, całość przypomina bardziej coś na kształt wielkiego, rozgałęzionego samouczka i wprowadzenia do świata Company of Heroes, niż stanowi realne wyzwanie. Co ciekawe, dokładnie takie samo rozwiązanie znalazło zastosowanie w pierwszej części gry. Dla weteranów "jedynki" może się to okazać niemiłosiernie nudne, dla nowych i całkowicie zielonych jest to zbawienie w obliczu całego gąszczu zasad i reguł rządzących Company of Heroes 2. Stopniowo, z misji na misję, gra dołącza kolejne elementy rozgrywki oraz rozwiązania taktyczne, które mogą okazać się przydatne podczas starcia z wrogiem.

Zarządzanie na poziomie mikro uległo drobnym przemianom. Każda jednostka w grze zyskała nowe umiejętności oraz przedmioty do wykorzystania - np. przykład koktajle Mołotowa. Są też przypadki zaniku pewnych zdolności - choćby u obsługi kaemu, która, tak jak amerykańska, nie ma już dostępu do ostrzału z pocisków pancernych. Snajperzy z kolei utracili magiczny przycisk "Niewidzialność od zaraz!", który w pierwszej części czynił z jednostki dosyć upierdliwy element. Oczywiście nadal mogą być niewidzialni, ale teraz robią to według własnej woli.

W czasie każdej misji zyskujemy również pewne doświadczenie, i to na dwóch płaszczyznach. Pierwsza to sprawdzone już punkty dowódcy. Za ich odpowiednią ilość dobieramy sobie jedną z kilku dostępnych doktryn, które kształtują rozwój naszej armii przez następne etapy konkretnej potyczki. Doświadczenie zbierają także nasi żołnierze. Zdobywanie kolejnych gwiazdek przez drużyny przekłada się na premie, które będą mogły uzyskać nasze jednostki, na przykład większe obrażenia i tym podobne.

Niezależnie jednak od zmian jakie zaszły, podczas przechodzenia pierwszych misji towarzyszyło mi nieodparte wrażenie, że gram nie Rosjanami, lecz ulepszoną wersją wojsk amerykańskich. Niby ubiór i okrzyki inne, a mimo to umiejętności oraz jednostki są wręcz identyczne. Podobne odczucie, ale już odnośnie samej misji trzymało się mnie, kiedy pierwszy raz postawiłem stopę w Stalingradzie. To właśnie tam rozpoczyna się nasza męska przygoda i to właśnie tam, niczym na plażach Omaha, będziemy musieli zgnieść niemiecki opór. W ramach utrudnienia zrobimy to tylko przy użyciu jednostek piechoty. Czyli dokładnie tak samo jak w pierwszej części gry. Oczywiście całość, tak jak w "jedynce", jest świetnie zaaranżowana. Walące się od spadających bomb i lecących pocisków budynki czy leżące dookoła rozerwane ciała współtowarzyszy broni czynią Stalingrad miejscem, w którym z pewnością nikt z nas nie chciałby się znaleźć.

Inne misje na szczęście bardziej zaskakują. Jedna z nich okazała się być jakimś zwariowanym maratonem wojennym. Została podzielona na kilka fragmentów. Gdyby chcieć przejść je razem z zadaniami pobocznymi z użyciem typowych wojsk, oznaczałoby to mozolne czyszczenie ulicy po ulicy z wrogich jednostek. Ktoś w Relic był jednak na tyle chytry, by do tej misji dodać katiusze. Gra z nimi stała się banalnie prosta i właściwie nie trzeba było angażować reszty wojska do walki - odwalały całą robotę.

Następna misja była już nieco ciekawsza. Głównie chodziło w niej o unieruchomienie wrogiego Tygrysa, który patrolował okoliczne tereny niszcząc po drodze wszelką radziecką maszynę. Na uszkodzeniu czołgu nasza rola się nie kończy. Należy go jeszcze przejąć i przewieźć w bezpieczne miejsce, co już wymaga drobnej gimnastyki. Jak na złość Tygrysa popsułem daleko od bazy, co oczywiście utrudniało jego przetransportowanie do wyznaczonego punktu - ale takie chyba było założenie. Kiedy ja ganiałem po ośnieżonych łąkach za Tygrysem, komputer zorganizował obronę. Niestety, tylko wyglądała nieco solidniej niż ta, którą spotkałem choćby w Stalingradzie - nadal bardziej bawiła niż przerażała. Głównie z powodu skumulowania sporych ilości wojsk wroga w jednym miejscu na mapie, na środku jednej jedynej drogi. Aby się nie męczyć przejechałem po prostu obok obrony nie wdając się w tym samym w cięższą walkę. Kolejne łatwe zwycięstwo było moje.

Dwie pozostałe misje były to mocno treningowe - niewiele pokazywały i niespecjalnie zapadły mi w pamięć. Mam nadzieję, że te ciekawsze zachowano na pełną wersję gry. Jak na razie jest zbyt łatwo, trochę schematycznie i wiele da się przewidzieć w kampanii. Szału nie ma.

Wspólnym punktem pierwszych pięciu misji była niewątpliwie sztuczna inteligencja, o której już wspominałem. Ta była, jest i chyba niestety będzie piętą achillesową całej serii. Mówiąc wprost: SI w Company of Heroes 2 jest głupsze od buta i swoimi niezbyt zgrabnymi zagrywkami odbiera wszelki szacunek do przeciwnika. Już na początku gry szokuje całą masą pomyłek i nieprzemyślanych ruchów. Bezczynnie stojące jednostki albo oddziały, które w idiotyczny sposób nacierają na rozstawione kaemy czy czołgi T-34 po prostu przerażają. Po pewnym czasie przestaje nawet dziwić sytuacja, kiedy po rozpoczęciu ostrzału z katiuszy w miejsce wypełnione niemieckim wojskiem nikt nie próbuje ucieczki. Lepiej przeczekać, być może nie trafią - czyż nie?

Ale są też momenty, kiedy komputer ma jakieś przebłyski "geniuszu". Szkoda, że robi to siłowo. Kiedy żadne siły nie są w stanie odeprzeć naszych wojsk, przeciwnik wysypuje na nas cały kontener niemieckich żołnierzy, zalewając nimi pole walki. W takich chwilach wynik jest już z góry przesądzony, a ja byłem wielokrotnie dobity swoją całkowitą niemocą wobec gigantycznej, niemieckiej fali.

Ale czego by nie mówić o nowym Company of Heroes, przyznać trzeba, że wygląd walk prowadzonych w czasie kampanii ponownie stanowi absolutny majstersztyk - podobnie jak w "jedynce". Ścieranie się dwóch kompletnie różnych od siebie armii wygląda, brzmi i działa jak świetnie naoliwiona maszyna. Każdy kto kiedykolwiek grał w CoH, miał okazję nawiązać solidną walkę i zdążył się w tym zakochać, musi teraz uważać, bo prawdopodobnie zakocha się też i drugi raz. Company of Heroes 2 to nadal prawdziwa uczta dla miłośników oglądania wojennej zawieruchy i wielu wydarzeń skoncentrowanych w jednej sekundzie. Od wydarzeń na ekranie czasami ciężko oderwać wzrok. Po pierwsze, z powodu efektów audiowizualnych. Co prawda wspomnienia jakie wyniosłem po pierwszych starciach w Stalingradzie nie różniły się zbytnio od tych, które zdobyłem na przedpolach Leningradu czy Mceńska. Jest efektownie - wszystko wokół fruwa: pociski, rozerwane ciała, granaty no i śnieg.

Dla wzmocnienia efektu otrzymujemy spory arsenał, którym można dosłownie zrównać z ziemią nie tylko wrogie siły ale i pobliskie domy czy lasy. Jeden celny ostrzał i po wsi nie zostaje nawet kamień na kamieniu. W tym wszystkim dodatkowo cieszy pieczołowitość, z jaką twórcy odwzorowali modele pojazdów czy jednostek. Począwszy od piechoty jak saperzy, snajperzy, przez oddziały przeciwpancerne czy obsługa kaemów, a skończywszy na takich oczywistościach jak lekkie transportery, czołgi T-34 i inne ważne pojazdy z okresu drugiej wojny światowej. Fani militariów raczej nie powinni narzekać.

Druga sprawa to taktyczna zabawa. Niczym w pierwszej części gry frajda z perfekcyjnie ustawionego gniazda ciężkiego karabinu maszynowego, który masakruje liczne jednostki wroga, jest olbrzymia. Podobnie jak radość ze zniszczenia wielu czołgów przeciwnika poprzez dobre ukrycie własnych wozów oraz dział przeciwpancernych. Kluczem do sukcesu nie jest zbudowanie armii złożonej wyłącznie z najcięższych czołgów. Mieszanka zwykłej piechoty z "pepeszami" oraz saperów uzbrojonych w miotacze ognia może mieć o wiele większą wartość, niż nawet najdroższa, niemiecka piechota przeciwpancerna. Zwłaszcza jeśli przeciwnik nie skorzysta z żadnej dostępnej osłony, co mu się często zdarza. Na tym polega piękno tej gry.

Trochę inaczej ma się sprawa ze stroną czysto techniczną gry. Rzecz jasna to beta i jest w niej trochę graficznych potworków i podobnych drobnostek, ale sądzę, że do premiery nie będzie już po nich nawet śladu. Lecz na większą zmianę chyba już nie ma za bardzo co liczyć i prawdopodobnie gra przejdzie już tylko niewielkie zabiegi kosmetyczne, a więc wygląd obecny już pozostanie. A jak już wspominałem - nie powala. Oprawa graficzna w Company of Heroes 2 właściwie się nie zmieniła, choć działa na najnowszym silniku Essence 3.0. Niewielki wyjątek stanowią walki na zaśnieżonych terenach, ale czemu reszta wygląda jak pierwsza część?

Company of Heroes 2 zapowiada się całkiem nieźle. Nie zaoferuje żadnych rewolucyjnych zmian, które mogłyby wywrócić świat RTS-ów do góry nogami. Prawdą jest również, że swoje błędy ma i idealna nie będzie. Ale bezsprzecznie jest to kawał dobrej strategii czerpiącej wiele pozytywnego z poprzedniej części. Czy to źle? Choć osobiście wolałbym zobaczyć coś absolutnie nowego, to wiem, że 25 czerwca wyjdzie po prostu solidna gra.

Andrzej Sarnacki

Screeny udostępnili twórcy gry, z wersji beta nie pozwolono robić własnych.

Company of Heroes 2 (PC)

  • Gatunek: strategiczna
  • Kategoria wiekowa: od 18 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.