Na tapecie: Mass Effect: Andromeda
Czy latające płaszczki to wystarczająca oznaka obcej galaktyki? O co chodzi z barierą językową w Andromedzie? I czemu wjeżdżamy na dziewczynę Dominika?
Uwaga: w tekście znajdują się drobne spoilery z pierwszych godzin gry
Bartek Stodolny: Andromeda jest durna. Dialogi pisał 12-latek, a sceny romansów jego 6-letni brat. Do tego interfejs był projektowany przez małpę, a liczba zadań kurierskich wywołałaby skok adrenaliny u lokalnego pana z UPS. Sama fabuła jest po prostu naiwna i zrobiona z myślą o nastolatkach, i naprawdę - jeśli jeszcze raz ktoś powie do mnie "pionierze", poszukam moda na strzelanie do cywili.Mimo tego gra mi się zadziwiająco dobrze i "czyszczę" praktycznie każdą planetę. Bo co z tego, że historia jest taka a nie inna? To przecież space opera, tam ma być głupio, z patosem i niemal nadnaturalnym bohaterstwem. Oryginalna trylogia była taka sama (choć lepiej napisana). Oto przed nami człowiek, którego wygodnie nazwano Shepard, co wcale nie kojarzy się z pasterzem prowadzącym swój lud do zbawienia. Oczywiście TYLKO ON może uratować galaktykę przed krwiożerczymi, gigantycznymi robotami, które za swoich przydupasów mają mniejsze, ale równie krwiożercze... roboty. Zbuntowaną SI, która postanowiła powstać przeciw swoim twórcom i teraz walczy ze wszystkim co organiczne. Motyw jak dotąd nigdzie niewykorzystywany...Dominik Gąska: Ja bym nie miał nawet problemu z patosem, ale tu jest więcej problemów. Ci bohaterowie potrafią gadać rzeczy po prostu głupie albo nawet przeczyć samym sobie w ciągu jednej wypowiedzi. "Największy problem z badaniem ras, które wyginęły, polega na tym, że ich przedstawiciele nie żyją", mówi w swoim dzienniku wybitna pani antropolog (czy archeolog). No serio. Serio wybitna. Jak słucham tego, co ci ludzie i nieludzie mówią, to chcę sobie momentami rwać włosy z głowy. I myślę sobie "co wy mówicie, ludzie i nieludzie, to nie ma żadnego sensu".Ale poza tym, poza momentami kiedy z kimś gadam, jest świetnie. Mam mega frajdę z biegania i strzelania, z rozwijania postaci, z tworzenia sobie broni i próbowania ich w działaniu. To jest dla mnie strasznie dziwne. Bo BioWare zawsze było dla mnie firmą, która robiła gry, hmm, odwrotne od tej. W których postacie były ciekawe i chciało się z nimi spędzać czas, w których fabuła angażowała i to pomagało wybaczać niedostatki w rozgrywce. A w Andromedzie to rozgrywka pomaga wybaczać niedostatki całej reszty.
Dziwnie mi z tym, ale tak ostatecznie i szczerze - dużo bardziej "growa" jest ta Andromeda od poprzednich Mass Effectów. Dużo lepiej działa jako zabawka, nawet jeżeli dużo gorzej jako historia. Więc... Hmm... Czy to nie oznacza, że to jest lepsza gra?BS: I to jest dla mnie kolejny problem Andromedy - te postacie są zupełnie nieciekawe. Ani trochę nie interesuje mnie historia rodziny Ryderów, a kolejne wspomnienia ojca Pionierów zbieram, bo akurat są na mapie. Poza tymi początkowymi żadnego jeszcze nie odsłuchałem. Zresztą podobnie jest z postaciami drugoplanowymi. Liara była dla mnie super i chłonąłem każdą informację na jej temat. A taka Peebee... Pani hipster, która nikogo nie potrzebuje, nie angażuje się i w ogóle jest anty.A odnośnie mądrych dialogów, to scena między panią Ryder i Suvi z Tempesta chyba na zawsze zostanie w mej pamięci:- Ej, Suvi! Podobasz mi się. Tak wiesz, jako kobieta.
- Rydeeeeeer! No weeeeź nooooooo.
- A, to sorry...
- Nie no, w sumie ty mi też.
DG: Ej, ale Peebee jest super! To oczywiście kolejna wariacja na temat dziewczyny z sąsiedztwa (TIFA NA ZAWSZE), na którą lecą tacy ludzie, co to nie mają życia i spędzają cały dzień z grą RPG, ale ona im wyszła. Lubię ją. Coś z tego będzie!BS: Mi ona lata. Wkurzają mnie takie postacie, co próbują być inne na siłę. I ten nieszczęsny "porz-tech". Poza tym, kto jej ten pasek na oczach namalował?DG: ODCZEP SIĘ OD MOJEJ DZIEWCZYNY. To jest emo-gotka-obcy w kosmosie, ja to kupuję.Patryk Fijałkowski: No ja też z Peebee romansowałem, ale tylko dlatego, że Suvi nie chciała. Więc tak o, z braku laku. To jest bardzo nudna postać, bo przewidywalna, jednowymiarowa, ograna. Sporo takich w Andromedzie, zdarzają się niemal na każdym kroku, choć sama galaktyka jest dziwnie cicha.BS: No właśnie, Andromeda to strasznie puste miejsce. W Drodze Mlecznej mamy trzy główne rasy (cztery z ludźmi) i masę dodatkowych. Jest cywilizacja, kwitnie handel, Cytadela i tak dalej. A tutaj nic. Dwie inteligentne rasy, z których jedna zła, bo tak. Ani jednego dużego miasta, jak nie dżungla, to pustynia albo Hoth.DG: Bartek, to jest w ogóle coś, co prowadzi do innego spostrzeżenia - BioWare myśli o galaktykach jak ludzkość o krajach albo, no może, kontynentach. Jak o o miejscach, którym można przypisać konkretne cechy. "O, widać, że nie jesteśmy już w Drodze Mlecznej", mówi Ryder po zobaczeniu jakichś tam latających płaszczek. To mi też nie gra. Znaczy ze mnie żaden astronom, ale wydaje mi się, że galaktyka to nie jest to, co BioWare myśli, że jest. ;)PF: Obiecująca wizja zupełnie nowej galaktyki wyszła studiu w kratkę. I znowu wynika to z kiepskiej jakości pisania. Kiedy wspominam teraz towarzyszy Rydera - przepraszam, PIONIERA - dochodzę do wniosku, że naprawdę ciekawie napisanymi ziomkami był tylko Drack z Jaalem. Oferowali więcej niż wydawało się na pierwszy - a nawet drugi - rzut oka.BS: Drack bardzo super, bo to taki prawdziwy kroganin. Nie patyczkuje się, mówi, co myśli, jest bardzo bezpośredni. I kurde, te jego opowieści wojenne i zwracanie się do każdego "młoda/młody". Za to Jaal urzekł mnie tym, że jako jedyny zachowuje się tam jak ktoś, kto właśnie ma styczność z zupełnie obcą cywilizacją. Bo mam wrażenie, że wszyscy przybysze z Drogi Mlecznej traktują Andromedę jak miejsce, do którego leci się na wakacje. Nic nie dziwi, obce rasy nie zaskakują, a jedynym komentarzem jest: "No, u nas w sumie nie ma takich drzew".DG: Ja Jaala nie lubię i z nim nie gadam, bo nie mogę skumać, w jaki właściwie sposób z nim gadam. No bo z jednej strony gra mocno sugeruje, że się jakieś automatyczne tłumaczenie z obcego na angielski gdzieś dzieje (no bo tak na serio przecież musi, inaczej trzeba by zaakceptować, że obcy z jakiegoś powodu mówią płynnym angielskim). A z drugiej jest kwestia dialogowa, w której Jaal pyta o jakiś idiom angielski, którego nie zrozumiał. No to halo. Kolejna rzecz, która nie ma żadnego sensu. No bo jak tam coś automatycznie tłumaczy, to przecież idiomy nie powinny być problemem innym od reszty języka.PF: Otóż to. Czasami zdaje się, że BioWare nie może się zdecydować czy Andromeda to zupełnie obce, niezrozumiałe miejsce, czy jednak po prostu kolejna garstka standardowych planet, kosmiczne last minute. Raz komunikacja z kettami jest niemożliwa i to jest świetne, ten problem w porozumieniu się z wrogiem, dyskomfort, żelazna bariera językowa, a zaraz potem płynna, bezproblemowa nawijka z angara.Tutaj przeczytacie naszą recenzję Mass Effect: Andromeda.
BS: Tak samo przy pierwszym spotkaniu z Archontem - który jest chyba najnudniejszym "głównym złym" w historii gier BioWare'u - nagle bez problemu wszyscy się dogadują po angielsku. Trochę się to nie trzyma kupy.DG: No bo to wszystko wyglada tak, jakby to pisało dziesięciu ludzi niemających ze sobą żadnego kontaktu. A potem nikt nie przeczytał tego w całości.PF: Tam coś chyba między wierszami jest o jakimś urządzeniu tłumaczącym albo ja je sobie ubzdurałem... No bo skąd niby, do cholery, jakiekolwiek urządzenie miałoby tłumaczyć coś, o czym wcześniej nie miało pojęcia?DG: Tak, ja też tak to odebrałem - że jest tłumaczenie jakieś tam gdzieś. Jak ono działa, nieważne. Jest więcej bzdur tam naukowych, choćby teleskopy szybsze niż światło. Ale jak już wymyślili, że mają magiczne urządzenie do tłumaczenia, które działa cholera wie jak, to mogliby się tego trzymać.BS: Tylko pamiętaj, że ludzie w Andromedzie byli rok przed Ryderem. Więc tłumacz miał czas ogarnąć języki obcych. A teleskopy szybsze od światła wzięli niby z technologii Gethów, które potrafiły się porozumiewać z prędkością nadświetlną.DG: Bo to jest po prostu niespójne. Ja nie mam problemu, kiedy fikcja sobie wymyśla jakieś rzeczy. Nie muszą mi tego tłumaczyć. Nie potrzebuję nawet takiego wyjaśnienia jak twoje, Bartek. Tylko jak już coś wymyśliliście, to się tego trzymajcie i zachowujcie się tak, jakby to faktycznie działało. A nie, on się wykłada na jakimś idiomie, bo ktoś pomyślał, że to fajny dialog (a nie jest).BS: Ale ja się zgadzam. Skoro mają magicznego tłumacza, niech działa on sprawnie.PF: I właśnie m.in. takie pierdoły mnożą się, pokazując niezdarność scenariusza.DG: Dziwi mnie tylko, że to wydaje się nie przeszkadzać graczom. Gracze się zafiksowali na animacjach, a nikt tak naprawdę nie mówi o jakości dialogów - to jest coś, co zostaje u nas, w prasie. Bo nas to obchodzi. A ogółu nie, myślicie?BS: Ja myślę, że to wynika z tego, że większość krytykujących animacje nie grało, tylko obejrzało śmieszne kompilacje na YouTubie.
PF: Niektórzy też tego nie widzą, nie są na to wyczuleni, łykają całą tę fantazję, trawią między pięknymi widokami, fajnym strzelaniem i tym "że to przecież Mass Effect". Ale z filmami czy książkami też się często widzi taki rozstrzał w opiniach. Czy to kwestia jakiejś wrażliwości językowej? A może chodzi o niższą poprzeczkę stawianą grom wideo, że tutaj więcej głupot przechodzi, bo to przecież gra? I niektórzy na to pozwalają, zwyczajnie dlatego, że podczas rozgrywki szukają czegoś innego.DG: I akurat te inne rzeczy Andromeda daje, i to naprawdę w dużych ilościach. Więc teraz pytanie - czemu takie baty dostała ta gra? Bo oceny 7/10 dla wysokobudżetowej produkcji i twoje, Patryku, 3/5 to jest ewenement jednak. W sensie - czemu akurat ona? Bo nie jest tak, że popełnia grzechy, których nie można zarzucić innym grom z górnej półki.BS: Nie wiem, pewnie to indywidualna sprawa każdego odbiorcy. Ale prawda jest taka, że kiedy przestałem zwracać uwagę na głupoty dialogowe i ogólny poziom scenariusza, zacząłem się świetnie bawić. Bo fajnie jeździ się tym Nomadem, fajnie się kolonizuje planety i fajne jest to, że te kolonie potem żyją własnym życiem, a nie na zasadzie "okej, zadanie odfajkowane, możesz zapomnieć".DG: Ja w tym momencie nie kwestionuję, bo rozumiem tę ocenę, ale może to jest okazja żeby powiedzieć sobie, że ogólnie za wysoko oceniamy gry? Że właśnie skoro tak wiele z nich ma takie problemy, to może powinniśmy trochę zmienić standardy - oczekiwać więcej?PF: Wszystko zależy od kontekstu. Wiadomo, że nikt nie będzie beształ Dooma za to, że postacie nie mają skomplikowanych portretów psychologicznych. Ale to Mass Effect, BioWare, RPG - podczas oceny kluczowe są takie aspekty jak fabuła, bohaterowie czy dialogi. To tętno podobnych gier. Dlatego tutaj słabsze oceny miały sens nawet w świecie wyjątkowo przychylnych recenzji dla większości tytułów AAA.Co nie zmienia faktu, że jakaś część mnie ma nadzieję, że to też znak, że być może branża doszła do punktu, w którym nie jest już taka wyrozumiała dla hiciorów. Za dużo dobrego się ostatnio dzieje, zarówno wśród grubych ryb, jak i na scenie niezależnej; trzeba jakoś oddzielić rzeczy naprawdę unikatowe od rzemieślniczej, nierównej roboty za miliony dolarów - a taką jest właśnie Andromeda. Czasami lepszą, czasami gorszą, ale pozbawioną prawdziwej wizji robotą rzemieślników.BS: Wchodzisz na bardzo grząski grunt z tymi ocenami. W końcu recenzja, wbrew temu, co wiele osób twierdzi, jest subiektywną oceną. To, co spodoba się jednemu, drugiemu niekoniecznie musi. Zobacz choćby na Numenerę. Powszechnie mówiło się, że to genialna gra i objawienie, a Dominikowi jednak coś nie podeszło. I jestem pewien, że gdzieś są gracze, dla których Andromeda to 10/10, GOTY i tak dalej.
Choć dla mnie faktycznie to przyjemna eksploracja pozbawiona jakiejś głębi. Nie tyle z kulejącą fabułą, co pełna nieścisłości i głupich błędów.PF: No, akurat sam główny wątek i ogólnie, powiedzmy, sceneria fabularna były dla mnie jedną z największych zalet Andromedy... dopóki ni stąd, ni zowąd nie dostałem komunikatu, że przede mną ostatnia misja. Pomyślałem wtedy z szeroko otwartymi ustami: serio? To już? To... wszystko? Poza tym nawet kiedy spojrzymy na aspekt samej rozgrywki w Andromedzie, to znajdziemy trochę minusów - przede wszystkim nieprzyzwoicie dużo bugów i kilka niewygodnych rozwiązań. Zauważyliście, jak drzwi na Tempeście czasem każą czekać na siebie z otwarciem? Albo jak długo otwiera się je (hakuje? bo tak to wygląda) na Kadarze? Podróże między planetami już na szczęście poprawiono, ale uciążliwe zadanka, które każą nam zjeździć pół galaktyki nigdy nie znikną...No, ale ja już się o tym dużo nagadałem gdzie indziej. A skoro jesteśmy przy ocenianiu, to jakbyście w takim razie ocenili Andromedę, gdybyście to Wy zajmowali się jej recenzją? Jak byście mnie, koledzy, wyręczyli?BS: Nie skończyłem jej jeszcze. Mam 30 godzin na liczniku, a zrobiłem dopiero ze trzy planety. Ale patrząc po tym, co już wiem, pewnie dałbym jej 3,5. Fabuła jest durna jak na space operę przystało, więc to nie minus, ale miałkich postaci już nie podaruję. Podobnie jak nie podaruję licznych idiotyzmów. Za to sama eksploracja bardzo na plus i pod tym względem jest dużo lepiej niż w starych Mass Effectach.Na tapet wzięliśmy też ostatnio Resident Evil 7: Biohazard.DG: Ja mam dokładnie tę samą nadzieję, co Patryk. Że to, co się wydarzyło wokół Andromedy, jakkolwiek trochę dla mnie niezrozumiałe, jest ogólnie pozytywnym sygnałem na przyszłość. Z dwóch powodów. Po pierwsze - jak napisałeś - fajnie, jakbyśmy wszyscy nauczyli się być trochę bardziej krytyczni w stosunku do wysokobudżetowych hitów. Dobrze by to zrobiło i graczom, i recenzentom. Bo ja w ogóle odniosłem wrażenie, że dopiero kiedy Rock Paper Shotgun napisał swoje bardzo negatywne wrażenia z pierwszych 10 godzin, reszta serwisów zaczęła bardziej krytycznie pisać o tej grze. Zwróćcie uwagę, że pozostałe z tych zapowiedzi były w większości optymistyczne i w klimacie "jest potencjał, chcę grać dalej, bla bla". A później jakby wszyscy nagle odetchnęli z ulgą i stwierdzili: "Ej, to tak można pisać o wielkiej grze za miliony dolarów? No to lecimy!".I zrobiło się ciekawie dzięki temu w recenzjach - jest przecież też trochę pozytywnych, są umiarkowane, są bardzo negatywne. Jest fajna dyskusja i fajny ferment. Tak powinno być przy każdej wielkiej premierze. Gdzieś na Fejsie mignęło mi ostatnio, że Orwell powiedział: "dziennikarstwo to drukowanie rzeczy, których ktoś nie chce zobaczyć wydrukowanych - reszta to public relations". Fajnie się czasami poczuć jak ktoś więcej niż tylko PR-owiec wielkiej firmy.
I chyba graczom też dobrze czasami zobaczyć, że dziennikarze growi są po ich stronie. A jak bym sam ocenił? 3 albo 3,5. Z zaznaczeniem, że to dobra, pozytywna ocena.
PF: Z tym przewodnictwem Rock Paper Shotgun się nie zgodzę, bo nawet przy okazji recenzji wciąż było dużo bardzo przychylnych opinii. Andromeda wywołuje po prostu skrajne emocje. Poza tym najpierw pojawiały się wrażenia z trzech godzin (same pozytywne w gruncie rzeczy), dopiero potem z dziesięciu (zaczęły się narzekania).
Zgodzę się natomiast, koledzy Pionierzy, że Mass Effect: Andromeda to cholernie ambiwalentna gra. Dobrze byłoby, gdyby wszyscy, po obu stronach barykady, wyciągnęli z niej jakieś wnioski.
Mass Effect: Andromeda brali na tapet: Patryk Fijałkowski, Dominik Gąska, Bartek Stodolny.