Na reaktywację Commodore 64 zebrano już niemal 40 tysięcy dolarów. Nie wiem tylko, po co?
Rozumiem nostalgię, modę na retro i tak dalej, ale komu potrzebne dzisiaj nowe, stare C64?
14 kwietnia wystartowała na IndieGoGo zbiórka na wznowienie produkcji Commodore 64. Konkretnie to THE 64, bo organizatorzy przedsięwzięcia nie mają praw do nazwy oryginału. W zasadzie to niewiele co mają, bo choć na pierwszy rzut oka kampania wygląda profesjonalnie, to po wczytaniu się w szczegóły okazuje się, że poza obietnicami, wizją i kilkoma renderowanymi obrazkami koncepcyjnymi niewiele w niej konkretów.
Nie znamy na przykład specyfikacji technicznej komputera. Podano tylko, że będzie miał port HDMI, obsłuży kartridże, ale też karty pamięci, kilka dżojstików do zabawy ze znajomymi i może umożliwi podłączenie oryginalnych peryferiów od Commodore. Komputer powstanie w dwóch wersjach – klasycznej i przenośnej, oraz ma umożliwić uruchamianie wszystkich istniejących gier z C64, a także nowe tytuły, bo scena związana z Commodore jest bardzo aktywna i ciągle tworzy.
Za projektem stoi zespół pełen pasjonatów z wieloletnim doświadczeniem w robieniu tytułów AAA, a ekipie odpowiedzialnej za projektowanie i rozwój THE 64 przewodniczy światowej sławy inżynier. Szkoda tylko, że rzeczony inżynier postanowił zachować anonimowość. Podobnie jak większość zespołu poza dwoma osobami.
Pierwszą z nich jest Darren Melbourne, który faktycznie ma duże doświadczenie w branży. Pracował przy takich tytułach jak Shinobi, Micro Machines, Sensible Soccer na GameBoya, czy X: Beyond the Frontier i Rayman 2. Pracował nawet dla THQ i Ubisoftu jako dyrektor rozwoju na Europę, także wiedzy i umiejętności odmówić mu nie można. Drugim członkiem zespołu, który postanowił zdradzić nam swoje imię jest Andreas Wallström, a do jego największych osiągnięć można zaliczyć kupno pierwszego Commodore 64 w 1984 roku, zaprojektowanie swojego pierwszego logotypu w wieku 14 lat, oraz aktywne członkostwo w demo scenie w ramach grupy Flash Inc.
THE 64 Computer and Handheld Console
Tak naprawdę to tyle, jeśli chodzi o jakiekolwiek konkrety, reszta to klasyczny bełkot marketingowy. Co ciekawe, sprawdza się to całkiem nieźle, bo na chwilę pisania tych słów zebrano ponad 38 tysięcy dolarów od 159 osób, a do końca kampanii jeszcze miesiąc. Warto też przypomnieć, że IndieGoGo, w odróżnieniu od Kickstartera, przekazuje pieniądze niezależnie od tego, czy udało się osiągnąć próg minimalny, czy nie.
Okej, wszystko fajnie, ale jedno mnie zastanawia. Po co? Nie zrozumcie mnie źle, sam mam lekką słabość do retro i lubię od czasu do czasu zagrać w naprawdę stare tytuły. Mam od tego cały pakiet emulatorów na dysku i właśnie w tym leży problem THE 64. Po co mi komputer ograniczony jedynie do jednej funkcji, skoro przy biurku stoi pecet umożliwiający emulację praktycznie każdego retro systemu. Żeby chociaż było to na oficjalnej licencji, z logo i nazwą C64.
Trochę bardziej przemawia do mnie wersja przenośna. Co prawda są liczne emulatory choćby na Vitę, ale wymagają one wgrania niewspieranego przez producenta firmware’u, bądź innego oprogramowania. Dlatego to faktycznie brzmi ciekawiej, choć przecież na smartfony i tablety też są emulatory, czy po prostu porty starych gier. Można też było bardziej się postarać, nabyć prawa do kilku marek i stworzyć coś na kształt opisywanego niedawno emulatora na bazie Raspberry Pi i obudowy od Game Boya? To faktycznie byłoby świetne urządzenie.
[Źródło: IndieGoGo]