Myśleliście, że oszukiwanie w grach to niewinna zabawa? Pieniądze, jakie można na tym zarobić mówią coś innego
Miliony dolarów, tajemnicze rozmowy na Skype i grożenie śmiercią. To nie scenariusz filmu sensacyjnego. Witamy w świecie sprzedawców cheatów do gier.
Oszukiwanie w grach to nic nowego. Ja to robiłem, wy to robiliście, każdy to robił, przynajmniej żeby coś sprawdzić. Do dziś pamiętam kody IDDQD i IDKFA do Dooma i choć zawsze ograniczałem się do upraszania sobie zabawy tylko w trybie dla jednego gracza, wiele osób robi to też w rozgrywkach sieciowych.
Aim-boty i wall hacki to tylko niektóre z używanych przez nieuczciwych graczy cheatów, natomiast im gra bardziej rozbudowana, tym więcej możliwości oszukiwania w niej. Tak jest choćby w przypadku DayZ, gdzie jednym kliknięciem można na przykład zabić wszystkie postacie na serwerze, albo w ogóle go zawiesić, uniemożliwiając innym zabawę.
Bohemia Interactive stara się walczyć z tym zjawiskiem, bo jednak zdecydowana większość osób chce grać bez oszukiwania, jednak wojna ta jest niezwykle trudna do wygrania. Problemem są olbrzymie pieniądze, które stoją za procederem. Eugen Harton, współproducent w Bohemii, mówi, że najdroższe „ułatwienia”, odblokowujące dostęp do konsoli deweloperskiej, potrafią kosztować nawet 500 dolarów, a ludzie je sprzedający zarabiają ponad milion dolarów rocznie. Większość jednak operuje na abonamencie, wynoszącym od 1 do 25 dolarów miesięcznie.
Jeśli w grę wchodzą takie kwoty to nic dziwnego, że autorzy cheatów bardzo ostrożnie podchodzą do osób chcących je kupić. Kiedy pracownicy Bohemii próbowali nabyć kilka hacków w celu lepszego ich poznania wcale nie było to tak łatwe, jak można by sądzić.
Nieźle, a wydawałoby się, że oszukiwanie w grach to niewinna zabawa, tymczasem naprawdę przypomina to scenariusz filmu sensacyjnego. Szczególnie, kiedy przeczytacie kolejną informację na ten temat.
Otóż kiedy studio postanowiło poważnie zabrać się za oszustów, do ekipy zaczęły spływać wiadomości z obelgami, a nawet groźbami śmierci. Sam Horton otrzymał takich całkiem sporo i to na adres prywatny. Niektórzy posunęli się nawet dalej. Jeden ze szczególnie zdeterminowanych osobników zaczął zbierać pieniądze na portalu crowdfundingowym tylko po to, żeby móc wybrać się na GDC i stanąć z Hortonem twarzą w twarz. Potrzebował 10 tysięcy dolarów, na szczęście udało się zebrać tylko około 300.
Jeśli sam korzystałem z kodów, to tylko tych „legalnych”, publicznie dostępnych i bardziej traktowałem to jako ciekawostkę, na przykład w GTA V. Tym bardziej nie rozumiem ludzi oszukujących w trybach multiplayer, bo co próbują w ten sposób osiągnąć? Kolejny powód do chwalenia się, jacy są dobrzy? Raczej niespecjalnie, skoro nie radzą sobie bez „pomocy”. A może chodzi po prostu o zwykłą chęć uprzykrzania innym zabawy?
[Źródło: PCGamesN]