My Memory of Us, czyli jak w poruszający sposób przedstawić koszmarny rozdział historii
Choć w tej polskiej produkcji żadna postać nie wypowiada ani jednego słowa, a na ekranie nie zobaczymy ani jednego tekstu, "Holocaust" można usłyszeć i dostrzec niemal wszędzie.
"To będzie ważna, ale mała gra" - jak często tak myślimy podczas przeglądania dziesiątek zapowiedzi w naszej branży? Coraz rzadziej. Ale może też dlatego, że samych zapowiedzi jest już tak wiele, iż intrygujące perełki zwyczajnie umykają. Ja na pewno tak podsumowuję swoje wspomnienia z rodzimym My Memory of Us. Nie tylko z powodu tego, co zobaczyłem na specjalnym pokazie; to również zamknięcie intensywnych dwóch tygodni związanych z tegorocznym Gamescomem. Jak na pewno widzieliście, nie leniliśmy się tam z Patrykiem. Dobrze skończyć ten rozdział czymś wyjątkowym.
My Memory of Us Teaser Trailer
Dla Polaków z Juggler Games My Memory of Us jest nie tylko ambitną próbą wejścia na rynek gier czy intrygującym projektem w stylu Valiant Hearts lub graficznych cudów ze stajni Vanillaware. Za pomocą alegorycznego świata gry dyskutują bowiem z Historią. Intensywna czerwień w oczach morderczych robotów, mknący w przestworzach pociąg wypełniony "gorszą" częścią społeczeństwa, zamknięta dzielnica, zmuszanie do wyczerpującej pracy fizycznej, a nawet oszczędna kolorystyka - nawiązania do Holocaustu są oczywiste, lecz na tyle subtelne, by dodać im uniwersalnej otoczki. To już nie tylko opowieść o koszmarze II wojny światowej, ale również o ludziach, wszystkich, nawet naszej epoki. Jeżeli w grze poznamy historię Ireny Sandlerowej, autorzy nie krzykną "uwaga, na faktach!".
Uniwersalna będzie także oprawa wizualna. Dwa wymiary, stwierdzę ryzykownie, nie starzeją się już wcale. Mogą być tylko bardziej lub mniej stylowe. A skoro wyżej padło już porównanie do Valiant Hearts... Widzicie zresztą, że klimat wylewa się w My Memory of Us z każdego kadru. Twórcom szczególnie zależało, by gra maksymalnie unikała pokazywania przemocy. Gdy maszyna rodem ze SteamWorld "wykasowała" na naszych oczach jednego mężczyznę, zostaliśmy zapewnieni, iż to jedyny wyjątek, konieczny ze względów narracyjnych. Grać z pociechą i na podstawie świata przedstawionego próbować opowiedzieć tak trudny rozdział polskiej historii? Myślę, że można spróbować.
Najmniej unikalna w dziele Juggler Games będzie zaś sama rozgrywka. Widziałem mnóstwo zagadek logiczno-zręcznościowych, widziałem sekcje z "celowniczkiem" na szynach, widziałem momenty wymagające przełączania się pomiędzy dwojgiem młodocianych bohaterów. Byłem zatem świadkiem rzeczy, które przerabiamy często na niezależnej scenie. To nic złego, że zabraknie zagadki, jaką będę wspominał latami niczym po The Witness. Dopóki poziom wyzwania nie zejdzie poniżej poziomu, gdzie rozpoczyna się regularne ziewanie, ograne motywiki wcale nie powinny przeszkadzać. Wszak nie tylko o rozgrywkę tutaj chodzi.
Niestety, w My Memory of Us nie mogliśmy zagrać. Znaczy - oglądaliśmy rzeczywistą grę w ruchu, by zaoszczędzić czas, lecz nawet prowadzącemu pokaz zdarzały się nagłe wpadki. Wszystko działało jednak sprawnie, więc finalny produkt (wydany pod skrzydłami INGN.pro) jest zapewne już bliżej niż dalej. Chociaż premiera dopiero w 2018 roku. Zaczynamy od pecetów, potem wiodące konsole. Niewykluczona jest także wersja na Switcha, autorzy od razu uprzedzili to pytanie. Widocznie nie byłem pierwszym, któremu ten tytuł pasował w myślach do sprzetu Nintendo.
Pod tagiem Prosto z GC 2017 znajdziesz nasze wrażenia z innych ogrywanych i oglądanych w Kolonii gier.
Adam Piechota