Mroczny Rycerz znów triumfuje
Zamaskowany mściciel z Gotham w odsłonie konsolowej, komiksowej i animowanej.
08.11.2011 | aktual.: 15.01.2016 15:43
Koncern Warner Bros wraz z DC Comics robi wszystko, by batmania trwała non stop oraz by rozmachem doścignęła popularność „Gwiezdnych wojen”. Choć do premiery filmu „The Dark Knight Rises” pozostało jeszcze dużo czasu, to już teraz mamy równie ekscytujące wydarzenie - premierę „Batman: Arkham City”. O tej grze było już głośno na długo przed premierą. W związku z tym dystrybutorzy i marketingowcy, chcąc osiągnąć większe zyski, wypuszczają w tym samym momencie inne produkty powiązane ze światem Gotham City. U nas jest to ciepło przyjęty w Stanach Zjednoczonych komiks „Joker” Briana Azzarello i Lee Bermejo oraz animacja „Batman: Rok pierwszy”, adaptacja kultowej historii obrazkowej Franka Millera i Davida Mazzucchelliego. Jak każdy z tych tytułów broni się jako pełnoprawna i samodzielna historia? W jaki sposób interpretują Batmana? Czy wzbogacają jego postać w znaczny sposób?
W dzielnicy wariatów Zacznijmy od „Arkham City”. To niewątpliwie produkcja skazana na sukces. Szał wywołany przez „Arkham Asylum” oraz dobrze przemyślana kampania promocyjna skutecznie wprawiły graczy i fanów w stan oczekiwania. Postawmy jednak sprawę jasno - nawet bez tych walorów reklamowych najnowszy produkt studia Rocksteady zaspokoiłby wygórowane oczekiwania krytyków i audytorium. Co ja mówię, nawet je przebił pod względem jakości rozgrywki! „Arkham City” bowiem to najlepsze przedsięwzięcie związane z Batmanem od czasu „Mrocznego Rycerza” Christophera Nolana. Fabularnie to świetnie poprowadzony thriller przygodowy, który umila intuicyjne sterowanie, przebogaty segment Gotham od reszty miasta oraz multum misji pobocznych, które można aktywować w każdej chwili dla oderwania się od głównego wątku historii.
Jakby tego było mało, „Arkham City” czerpie garściami z ponad 70-letniej tradycji opowieści o Batmanie, szczególnie kreskówki „Batman: The Animated Series” z lat 90. (nic w tym dziwnego, w końcu za scenariusz gry odpowiada Paul Dini, współtwórca serialu). Z premedytacją odwołuje się do dziedzictwa komiksowo-filmowego, powodując uśmiech zdumienia na twarzy każdego, kto choć trochę orientuje się w świecie Batmana. Co chwila bowiem w głowie takiego fana Nietoperza pojawiają się myśli: „Znam to miejsce!” albo „Nieprawdopodobne, że się pojawił! Świetnie wygląda!”.
Nie jest to jednak do końca laurka dla uniwersum Batmana. Rocksteady postanowiło śmiało kształtować uniwersum Mrocznego Rycerza wedle swojego uznania, czego rezultatem jest parę niezapomnianych scen oraz kontrowersyjne zakończenie, lepsze od tego z „Arkham Asylum”, ale pozostawiające za sobą wiele spekulacji. Jakie ono jest? Niech każdy sam się przekona. Ale żeby nie było tak słodko, podam (dosłownie parę) kropel dziegciu. Po pierwsze, świat gry jest pełen detali, ale nie jest znowu tak wielki, jak można by było przypuszczać. Po drugie ma się wrażenie, że nie wykorzystano nawet w połowie potencjału niektórych przeciwników w grze. Nie dość, że są dość łatwi do pokonania, to pojawiają się zazwyczaj „na chwilę”. A trzeba przyznać, że każdy z nich jest w grze silną indywidualnością, zasługującą na odgrywanie roli głównego złego w oddzielnej, pełnoprawnej fabule. Wreszcie po trzecie, postać Batmana została napisana w tej grze sztywno i tendencyjnie, przez co pod koniec wychodzi na kompletnie naiwnego, idealistycznego bufona. Już w poprzedniej części Paul Dini miał kłopot z ukazaniem jego ludzkich uczuć, czyniąc z niego kogoś pomiędzy Conanem a Sherlockiem Holmesem. Mimo tych lekkich ułomności „Arkham City” broni się wyśmienicie jako rozrywka na najwyższym możliwym poziomie.
Zemsta błazna Z kolei w „Jokerze” wiele zmieniono, choć historię poprowadzono wedle wyeksploatowanej receptury. Nemezis Batmana bowiem z niewyjaśnionych powodów wychodzi z domu dla obłąkanych. Wraz z jego wypuszczeniem na ulicach Gotham rozpoczyna się jesień średniowiecza - giną w brutalny sposób wpływowi gangsterzy, policja zaś nie nadąża za zgłoszeniami. Pochodowi Jokera w stronę władzy w półświatku zbrodni towarzyszy jego zbir, kryminalista zaślepiony autorytetem zielonowłosego szaleńca. To z jego punktu widzenia obserwujemy całą akcję historii Briana Azzarello.
W odróżnieniu od fabuły „Arkham City”, „Joker” nie jest usłany elementami baśniowymi, fantasy i science fiction. Jest bardzo realistyczny i praktycznie odarty z wszelkiej umowności. Gotham przypomina tutaj bardziej skorumpowaną metropolię w dobie kryzysu. Poszczególne postacie odbrązowiono do granic możliwości. Pomocnica Jokera jest tutaj bardziej prostytutką aniżeli psychologiem, Pingwin to obleśny i cwany gangster, Killer Croc to natomiast mięśniak przypominający gabarytami Michaela Clarke'a Duncana z „Zielonej mili”. Znakiem szczególnym jest jednak brak Batmana praktycznie przez całą historię, nie włączając ponurego finału. Jednak jego obecność można wyczuć w trakcie trwania całego komiksu. Zobrazowano go tutaj bardziej jako zjawę, istotę boską przypominająca swym byciem starotestamentowego Boga. Albowiem przechadzając się ulicami Gotham, ma się wrażenie, że Mroczny Rycerz jest wszędzie i obserwuje bacznie każdy nasz ruch. Jest wszechobecny i tak potężny, że aż kryminaliści błagają go o pomoc w razie wpadnięcia w tarapaty. Wystarczy to jako oznaka skorumpowania tego świata. Wracając jednak do sedna, „Joker” wyraźnie wpisuje się w nurt dojrzałych komiksów o Batmanie, lubiących eksperymentować graficznie z komiksowymi mitami. Historia ta z pewnością spodoba się wielbicielom „Mrocznego Rycerza” Christophera Nolana, choć jest ona bardziej dekadencka od filmowego hitu.
Początek legendy Równie realistyczną wizję Batmana ukazuje pełnometrażowa animacja „Rok pierwszy”, bazująca na świetnej historii Franka Millera (twórca „300” i „Sin City”). A propos Millera, jeżeli lubiliście adaptację „Miasta grzechu” w wykonaniu Roberta Rodrigueza, to animowany „Rok pierwszy” także powinien się Wam podobać. Co prawda nie jest to w pełni czarno-biała produkcja, ale jest równie wierna komiksowemu oryginałowi. W tym zestawieniu „Year One” to kolejna, zupełnie odmienna aranżacją mitu protektora Gotham. O ile „Arkham City” ukazuje go jako inteligentnego barbarzyńcę z cudeńkami techniki, a w „Jokerze” jest milczącym obserwatorem grzechów mieszkańców Gotham, o tyle animacja przedstawia go jako śmiertelnika, śmiałka dopiero co rozpoczynającego swą „przygodę” z superbohaterstwem. Został pokazany jako facet z krwi i kości, mogący liczyć co najwyżej na swoje umiejętności, ekwipunek i łut szczęścia. Idealnie się to komponuje z początkami sierżanta Gordona i Catwoman w Gotham, które do tej pory było molochem bezprawia, pozbawionym samozwańczych obrońców.
Animacja przypomina klimatem nieco zapomniany film „Batman: Mask of the Phantasm”. Tutaj jednak ta atmosfera zderza się z realizmem filmów sensacyjnych i bardzo dojrzałymi tematami. Komiks został w tym wypadku przeniesiony kadr po kadrze z nieznacznymi zmianami na ekrany telewizorów, tyle że z ciekawej formalnie konwencji i prostej, czystej kreski Mazzucchelliego nie udało się przekuć filmu na miarę komiksowego klasyka. Choć należy tutaj zaznaczyć, że mamy do czynienia nie z porażką, lecz z „niespełnieniem”. Animację zrobiono w widocznym pośpiechu, wydarzenie niekiedy są ukazywane chaotycznie, bez zlepienia w logiczną całość. Najsmutniejsze jednak, że niektóre wielkie sceny z komiksu zostały tutaj pozbawione smaku, wyczucia i magii. Weźmy za przykład chwilę zderzenia Wayne ze swoim przeznaczeniem, poznaniem jego życiowej misji. Brakuje w tym momencie specyficznej nuty iluminacji, oświecenia nadającego sens całemu życiu. Reżyserzy zgubili gdzieś po drodze umiejętność oddawania takich subtelności. Stąd też animacja pozostawia po sobie niedosyt, mimo sprawnie poprowadzonego epizodu z Kobietą Kot.
W polskim świecie rozrywki nie brakuje zatem tytułów związanych z mściwym aniołem nocy. Reprezentują one różny poziom, stylistykę i podejście do tematu. Niemniej ich obecność na naszym rynku dowodzi o wielowątkowości i złożoności uniwersum Mrocznego Rycerza oraz ponadprzeciętnej jakości. Większość z nich zadowoli nie tyle fanów Batmana, ile wielbicieli dobrej, skłaniającej do myślenia popkultury. Wszystkie one układają się w kolaż przedstawiający równie niebezpieczny, co pociągający i intrygujący obraz Gotham City i jego nietuzinkowych mieszkańców.
Michał Chudoliński