Motorstorm z cyfrowej dystrybucji? - Jeremy McGrath's Offroad [recenzja]

Motorstorm z cyfrowej dystrybucji? - Jeremy McGrath's Offroad [recenzja]

Motorstorm z cyfrowej dystrybucji? - Jeremy McGrath's Offroad [recenzja]
marcindmjqtx
15.07.2012 09:47, aktualizacja: 08.01.2016 13:20

Macie dość palenia gum na asfalcie? Jeremy McGrath zaprasza na bezdroża.

Wiedza, kim jest pan McGrath, nie jest wam do niczego potrzebna. Dość powiedzieć, że offroadowe wyścigi ma po prostu we krwi, bo przez ponad dwadzieścia lat kariery zjeździł górzyste bezdroża jak mało kto i to zarówno na dwóch, jak i na czterech kołach. W „Jeremy McGrath's Offroad” motorów nie znajdziemy, ale kilka klas aut - jak najbardziej.

Okazją do poznania ich wszystkich jest tryb kariery. Choć może to trochę za mocne słowo. „Kariera” składa się tu bowiem z serii 23 wyścigów, odblokowywanych jeden po drugim. Co kilka startów następuje zmiana klasy pojazdów, którymi będziemy się ścigać. Każda kolejna maszyna ma pod maską więcej koni mechanicznych, które rzecz jasna trudniej opanować.

Różnice w prowadzeniu i osiągach są odczuwalne. Może nawet za bardzo, bo zamiast jakichś niuansów, w kilka chwil po starcie zauważamy, że wóz pływa po całej szerokości drogi jak pijany wieloryb. Każde auto ma kilka gotowych ustawień, których wybór sprowadza się do tego, czy stawiamy na szybkość lub przyczepność, czy też gramy bezpiecznie i wybieramy kompromis. Żadnego grzebania pod maską, żadnego wymieniania podzespołów czy regulowania ilości powietrza w oponach. To arcade'owe wyścigi, więc zabawy w mechanika zredukowano do minimum.

Przeciwne wrażenie może sprawiać opcja wydawania zdobywanych w trakcie wyścigu za rozmaite manewry (wyprzedzanie, skoki, rozbijanie billboardów itp.) punktów doświadczenia na ulepszanie aut, ale to tylko pozory. Kariera jest tak krótka, że zanim zdążycie wymaksować statystyki jakiegoś wozu, jeździcie już innym.

Mechanicy się więc tu nie pobawią, ale kierowcy jak najbardziej.

Choć z góry uprzedzam, że fani symulacji nie mają tu czego szukać. Model jazdy nie należy do skomplikowanych i sprowadza się przede wszystkim do wyczucia ciężaru i bezwładności auta. Tak żeby wiedzieć, które rodzaje zakrętów możemy spokojnie atakować, a kiedy warto przyhamować. Kluczem do sukcesu jest tutaj ostrożne operowanie gazem i... słuchanie zapowiadającego zakręty pilota tak, by jak najlepiej ustawić się nie tylko do najbliższego, ale i następnego zakrętu.

To, co najbardziej mi się podoba w „Jeremy McGrath's Offroad”, to świetnie zaprojektowane trasy. Są bardzo techniczne, zmuszają do skupienia i sprawiają, że wpadamy w pewien trans, słuchając pilota i przekładając jego instrukcje na odpowiednie manewry. Autorzy zaszaleli trochę jeśli chodzi o rozmaite pagórki i skocznie, więc trasy wiją się tak, że nie sposób się tu nudzić. Trzeba docenić też ciekawe widoki w oddali i fakt, że gra płynnie śmiga w 60 klatkach na sekundę, co naprawdę daje kopa dynamice.

Niestety ceną za płynność jest wypranie grafiki z cieszących oko szczegółów. Drogi, po których jeździmy, wyglądają jakby ktoś zapomniał przestawić ustawienia detali. Widoki na horyzoncie mogą się podobać i tworzą uczucie autentycznego ścigania się na wielkim, otwartym terenie. Problem w tym, że to, co mamy bezpośrednio przed oczami, prezentuje się słabo. Nie lepiej jest z autami. Nie dość, że wyglądają jakby zerwały się z kilku sesji u grafika, to walka na trasie nie zostawia na nich żadnych śladów. To spory minus. Gra jest porządnie zbalansowana, jeśli chodzi o poziom trudności i często jedziemy w grupie dwóch czy trzech aut. Brakuje możliwości sensownego rozpychania się, a efekt starć, których uniknąć się nie da, jest bardzo losowy.

Inną wadą jest fakt, że tryb kariery zaliczycie pewnie w jeden wieczór. Oprócz niego gra ma tylko tryb Arcade, który okazuje się po prostu ściganiem na dowolnie wybranej trasie. Pewnie, można się pobawić w bicie własnych rekordów, ale gra oferuje szokująco mało, jeśli chodzi o tryby zabawy. Multiplayer? Tylko sieciowy, przy czym próba zagrania za każdym razem kończyła się dla mnie na takim obrazku:

Werdykt Dzięki technicznym, nieprzewidywalnym trasom i płynniutkiej rozgrywce „Jeremy McGrath's Offroad” potrafi zabawić. Niestety po przejechaniu 23 krótkich wyścigów jesteśmy skazani na bicie własnych rekordów. Grze szybko kończy się więc „paliwo”, a model jazdy jest zbyt uproszczony, by szukać emocji w jakiejś walce z maszyną czy samą drogą. To nie jest zła gra. Na pewno jest jednak zbyt uboga jak na swoją cenę. Bo nawet tych ciekawych tras przygotowano raptem... sześć. Moja rada - nie skreślajcie tego tytułu, ale poczekajcie na przecenę - 800 MSP to za dużo.

Maciej Kowalik

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)