MOBA to już nie moda, nie ma też sensu się ich bać
Crytek zapowiedział MOBA, CDP Red zapowiedział MOBA, Gearbox zapowiedział MOBA. Podobno nikomu się nie uda i wszyscy skończą w otchłani zapomnienia. Mam nieco inną teorię. I jeśli nie lubisz MOBA, to przeczytaj ten tekst.
15.07.2014 | aktual.: 15.01.2016 15:39
W artykule "Why jumping on the MOBA bandwagon now will only end in disaster” Matt Martin z serwisu VG24/7 bije na alarm. Twórcy gier, przebudźcie się, nie róbcie kolejnych gier MOBA, ten pociąg już odjechał, zwycięzcy pławią się w złocie, a reszta będzie już tylko bić się o marne resztki z pańskiego stołu. MOBA to ślepa uliczka!
Na pierwszy rzut oka trudno mu nie przyznać racji. Nie ma właściwie tygodnia, by nie pojawiła się w serwisach wiadomość „Nowa MOBA od ” - tu wstaw kolejne studio, które zapowiedziało właśnie, że zrobi sieciową grę, gdzie dwie drużyny walczą ze sobą na jakiegoś rodzaju arenie - Multiplayer Online Battle Arena. Swoich sił chcą spróbować najwięksi m.in.: EA (Dawngate), Crytek (Arena of Fates), na ten typ gier przerabia się tak głośne marki jak superbohaterów DC (Infinite Crisis), Transformers (Transformers Universe), Wiedźmina (The Witcher Battle Arena) czy Tolkienowskie Śródziemie (Guardians of Middle-Earth). Wiecie, że swoją MOBA na podstawie Adventure Time ma już nawet Cartoon Network?
Fot. materiały promocyjne Cartoon Netwok - Adventure Time Battle Party
Martin sugeruje, że wszyscy chcą się załapać na modę i spróbować przeskoczyć League of Legends i Dota 2 - dwóch hegemonów gatunku, gry, w które grają miliony i choć wydane w modelu free2play, to przynoszą dochody. Jego zdaniem ta moda już przemija.
DotA = Doom Nie rozumiem tylko, dlaczego traktuje gry MOBA jako jakąś krótkotrwałą modę? Gry z takim modelem rozgrywki są na rynku od lat. Od 2003 roku istnieje DotA. Rozwijana przez kilku moderów jako dodatek do Warcafta 3 potrzebowała czasu, by osiągnąć jakość i popularność jaką tworzone przez studia gry zdobywają dużo szybciej. Gdy to już się stało, szybko powstały jej klony: League of Legends od Riot Games, Heroes of Newerth od S2 Games. Określenie „klon” pasuje zwłaszcza do tej drugiej, LoL miał już parę ułatwień. Obie jednak zaadaptowały tę samą mapę i mają podobne postaci i przedmioty. Potem powstał też właściwy sequel - Dota 2, który jest niemalże tą samą grą na nowym silniku. Z czasem twórcy League of Legends zdecydowali się wprowadzić jeszcze więcej zmian, czyniących ich grę nieco bardziej przystępną - i to ich uratowało. Z kolei studio od Heroes of Newerth trzymało się jak najbliżej oryginalnej DotA i w końcu przegrało w tej konkurencji z Dotą 2.
Fot. haveanicedaywithme.files.wordpress.com - Doom 2
W przypadku tych trzech gier można jeszcze mówić o klonach DotA - tak były do niej podobne. Jednak wszystkie inne powstałe potem, to już kolejni przedstawiciele nowego gatunku. Analogiczna sytuacja przydarzyła się z Wolfensteinem/Doomem i falą, która nadeszła po nich, po roku 1992. Prekursorzy pokazali, jak stworzyć strzelankę z perspektywy pierwsze osoby, a zaraz potem zaczęły powstawać ich klony. Najpierw bardzo podobne, potem stopniowo dodające nowe elementy. Pamiętacie jeszcze jak Heretic wprowadził celowanie także po osi pionowej i rozwalanie modeli przeciwników na kawałki, a Duke Nukem 3D interakcję z otoczeniem? Potem pojawiły się postacie niezależne, fabuła, przerywniki. Przestano mówić o "klonach Dooma" i "doomopodobnych", a zaczęto po prostu o strzelaninach. Z gatunku wyewoluowały tak ciekawe pozycje jak: Tresspasser, Portal 2, Mirror's Edge - po które sięgają ludzie, którzy nie lubią Dooma czy Call of Duty. Na tym samym etapie są obecnie gry MOBA. Z kilku klonów jednej gry stają się całym gatunkiem. Zaczynają się pojawiać warianty, po które sięgną ludzie, którzy nie sięgnęliby po League of Legends.
Diabeł tkwi w szczegółach Patrząc na MOBA z boku można odnieść wrażenie, że wszyscy próbują zrobić jedną i tę samą grę raz jeszcze. Tymczasem wszystkie poza wymienionymi próbują coś zmienić w utartym modelu, by zachęcić graczy, którzy odbili się od klonów DotA. Najprostsza to zmiana liczby graczy albo mapy i rezygnacja z trzech linii na rzecz dwóch/jednej albo nawet zera. Zamiast tego pojawia się np. mutacja trybu conquest znanego z FPSów, gdzie przejmuje się konkretne punkty. Takie alternatywy pojawiły się już w League of Legends, a jako standard są w Infinite Crisis, Dawngate czy Heroes of the Storm.
Fot. Hi-Rez Studios - Smite
Można też wprowadzać większe zmiany. Sprytnie zrobiło to studio Hi-Rez, które w Smite ustawiło kamerę za bohaterem i steruje się nim jak w grach akcji - gra jest bardziej dynamiczna. Twórcy Awesomenauts przenieśli akcję w 2D, tworząc zupełnie nowy model rozgrywki. W polskiej MOBA Voxelfield ma się pojawić dające się zniszczyć otoczenie. Blizzard w Heroes of the Storm zrezygnował z przedmiotów, a niektóre mapy są dwupoziomowe. W Guardians of the Middle-Earth także ekwipunku nie było, zastąpiły go runy, a jednostki kroczące po liniach dało się modyfikować. Dla kogoś nieobeznanego z gatunkiem to detale, ale detalami gry MOBA stoją - zmiana kilku wartości może zupełnie zmienić dynamikę, tempo i długość rozgrywki. Typowy mecz w HotS to 15 minut, w LoL-u 30-40, a dobicie do 60-70 nie jest żadnym problemem w Dota 2. Powstają różne gry dla różnych graczy: jeśli komuś nie pasuje izometryczna gra 5 na 5 na trzech liniach, to bez problemu znajdzie inną. Nawet modele free2play w jakich zwykle udostępniane są te gry różnią się od siebie tym jak bardzo zmuszają gracza do zapłacenia w końcu za coś.
Długi ogon Oczywiście porównanie gier MOBA do FPSów ma tę poważną skazę, że to jednak różny typ gier. Strzelaninę się robi, zamyka w pudełku, wysyła do sklepów, potem może jeszcze patchuje raz czy dwa i przez średnio trzy lata nie wyłącza serwerów do multiplayera. Grę MOBA trzeba ciągle aktualizować, dbając o balans i dodawanie nowości, które utrzymają przy nich graczy. MOBA przywiązują do siebie. Bardziej adekwatnym porównaniem są gry MMO, które zresztą kilka lat temu przeżyły podobną gorączkę złota. Ten gatunek też ma wyraźnego lidera i też odzywają się głosy, że nie ma sensu robić MMO, bo przecież jest World of Warcraft. Warto jednak pamiętać, że gra Blizzarda wcale nie była pierwsza. Twórcy mieli na nią po prostu pomysł, znany świat i realia, które pozwoliły osiągnąć sukces. To jednak nie oznacza końca rozwoju gatunku. Moda na MMO może ostatnio osłabła, ale dalej powstają kolejne, które chcą zgarnąć trochę graczy lubiących ten typ gier. Wprowadzają nowe systemu questów, walki, bogatsze światy - ulepszają i przerabiają to, co już znamy. W MMO obowiązuje zasada długiego ogona - jest kilku wyraźnych liderów i bardzo wiele mniejszych beneficjentów. W MOBA będzie podobnie.
Fot. Blizzard - Heroes of the Storm
Czy jest sens tworzyć? Mam wrażenie, że i w MOBA i w MMO (i w każdym innym gatunku) są dwa typy twórców: jedni, którzy mają pomysł i przy okazji liczą na sukces. Oraz drudzy, którzy chcą się podłączyć pod modę, zgarnąć trochę, ich zdaniem, łatwej kasy. Zgadnijcie, którzy mają szasnę przetrwać i zarobić może mniej niż liderzy, ale też nieźle? Drugi typ przychodzi mi na myśl zawsze, gdy jakaś duża firma, Crytek czy EA, zapowiada swoją MOBA. Jaki ma na nią pomysł? Jak długo chce rozwijać? Czy po prostu liczy na podpięcie się po szum? Szum wkrótce ucichnie i na rynku zostaną tylko te gry, które czymś przekonały graczy do siebie. Zrobienie MOBA tak samo jak zrobienie MMO nie gwarantuje żył złota. Większość tytułów zniknie gdzieś w tłumie, tak jak zniknęły przeciętne strzelaniny.
Jest jeszcze trzecia grupa - ci, którzy od razu mianują się (lub są mianowani przez media) „pogromcami” aktualnego lidera i inwestują w MMO olbrzymie pieniądze licząc na równie wielkie zarobki. Często dają do tego znaną markę, licząc, że się sprzeda. Pamiętacie ile kasy EA wpompowało w Star Wars: The Old Republic? Gdzie ten tytuł jest teraz? Podobnym niepowodzeniem wśród MOBA było Guardians of Middle-earth, gdzie nie wystarczyły tolkienowskie realia i próba podbicia konsolowego rynku.
fot. Monolith - Guardians of Middle-Earth
Zastanawianie się, kto będzie pogromcą LoL-a nie ma zbytniego sensu, gdy MOBA szukają sposobu, by istnieć obok i pomimo tamtych. Takie rozważania to domena mediów, których dziennikarze traktują MOBA jako ciekawostkę, nie grali w żadną i zostają im jałowe dywagacje: „Czy pokona lidera, oj chyba nie” zamiast refleksji, co ta gra może wnieść do rozwijającego się gatunku. Nie ma zresztą wielkiej szansy na nawiązanie równej walki. Te gry urosły zbyt duże. World of Warcraft jest już mniej sławny niż kiedyś, ale nadal zarabia stabilne kilkadziesiąt milionów miesięcznie. League of Legends i Dota 2 jako gry ciągle aktualizowane nie mają właściwie końcowej daty „przydatności do spożycia”. Na miejsce odchodzących użytkowników będą przychodzić nowi.
MOBA z nami zostaną i będą coraz ciekawsze Mam wrażenie, że największy problem z nadmiarem gier MOBA mają Ci, których one zupełnie nie interesują (bo pozostali siedzą i grają w jakąś). Zamiast przejść nad tym do porządku dziennego, wyrażają swoje niezadowolenie, że oto kolejne studio robi grę, która nie jest dla nich. A może nawet jest, ale nie spróbują, bo to przecież MOBA, wybryk jakiś.
Fot. Gearbox/GameInformer - Battleborn
Mam dla nich złą wiadomość: wygląda na to, że ten gatunek raczej zostanie z nami na dłużej. Ale mam też dobrą: będzie coraz szerszy i coraz łatwiej będzie znaleźć coś dla siebie. Jesteśmy na początku czegoś, co nie dzieje się co dzień. Gatunek MOBA się rozwija, wrasta w całokształt gier, jak wrosły np. RTS-y, które też kiedyś fani nobliwych turowych strategii uważali za dziwadło. Nie ma sensu narzekać na nie jako całość, bo nie przypadły Wam do gustu pierwsze gry z tego gatunku. Może właśnie teraz Blizzard, CDP Red albo Gearbox, albo EA czy Crytek robią grę, która Was wciągnie. MOBA to nie tylko Dota 2, to nie nie tylko League of Legends, to nie zawsze free2play i trudna społeczność. To dynamiczne, wymagające zarówno myślenia jak i refleksu gry, w które świetnie gra się ze znajomymi. Tylko trzeba przestać bać się skrótu jak ognia.
Is Battleborn a MOBA? Here's What Gearbox Says
P.S. Bardzo ładnie o strachu przed MOBA napisano też na GameInformerze, polecam.
"Headshot" to nieregularny cykl komentarzy redakcyjnych, w których subiektywnie odnosimy się do najbardziej aktualnych tematów.