Młodość spędzona w świecie MMORPG. Czy było warto?

Młodość spędzona w świecie MMORPG. Czy było warto?

Lineage II to mój najgorszy narkotyk, ale były też inne MMORPG w moim życiu
Lineage II to mój najgorszy narkotyk, ale były też inne MMORPG w moim życiu
Źródło zdjęć: © NC Soft
Arkadiusz Stando
26.12.2020 11:26, aktualizacja: 03.03.2022 00:22

Kiedyś ktoś mnie zapytał: "Co Ty właściwie z tego masz? Nie będziesz mieć żadnych wspomnień, przyjaciół, a tylko narobisz sobie garba". Z tym ostatnim miał rację. Ale wspomnień mam zdecydowanie więcej, niż gdybym grał w piłkę na osiedlu, chodził do sklepu po czipsy czy rzucał kamieniami w szyby opuszczonych budynków.

W tekście poruszamy temat grania na pirackich serwerach. Jako serwis oczywiście nie popieramy działań, które zachęcają do obchodzenia płatności i narażają twórców na straty. Jednocześnie nie będziemy na siłę ukrywali tego, jak wyglądało nasze granie w młodych czasach.

Zawsze byłem typem marzyciela, trochę zagubionego w rzeczywistości. Bardziej od rzeczywistości interesowały mnie światy fantasy. Lubiłem też gry w takim klimacie, chociaż na początku lat 00. nie znałem zbyt wiele tego typu tytułów. Pewnego dnia w szkole kumple zaczęli opowiadać coś o jakiejś grze "online". I nie chodziło o produkcję typu "zabić wszystkich i koniec rundy".

To był 2005 rok, a ja miałem wtedy 13 lat. Zdziwiony zadałem pytanie w stylu: "Jak to, to możemy razem przeżywać przygodę? Stać w miejscu i po prostu gadać z innymi ludźmi?". Słyszałem już wtedy o "CS: 1.6" i nawet parę razy spróbowałem. Chyba wtedy większość dzieciaków pragnęła cisnąć strzelanki. Wtedy to nie była moja bajka.

Zdziwienie zdziwieniem, ale po samym opisnie nie byłem przekonany do grania - dopóki nie zobaczyłem jednej gry u mojego kumpla. To był "Lineage 2". Dosłownie po kilku minutach wiedziałem, że MUSZĘ w to grać. Tylko jak, skoro gra ważyła dobrych kilka gigabajtów? Następnego dnia kumpel nagrał mi grę na sześć czy siedem płyt CD. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że "przegram" przy tej grze dobre... kilkanaście tysięcy godzin. A może nawet więcej. Nie, wcale nie przesadzam.

Tak, graliśmy na "piratach", zwanych do dziś "prywatnymi". "Lineage 2" miał oficjalny, przez wiele lat płatny serwer, ale pliki gry szybko wykorzystali ludzie, którzy wiedzieli, czego w tej grze brakowało i jak na niej nielegalnie zarobić. To klucz do całej zagadki - serwery oferowały po prostu więcej możliwości, trybów gry czy rodzajów uzbrojenia. Na niektórych maksymalny poziom osiągało się dosłownie w sekundę, na innych trzeba było "expić" miesiącami. Co więcej, niektórej prywatne serwery działają do dziś. 15 lat później nadal zdarza mi się z kumplami odpalić "L2" i pograć kilka dni, może nawet tygodni. To, oczywiście, już nie to samo, co kiedyś.

Kiedyś to... czas leciał wolniej nawet niż "exp"

Na początku nie byłem takim wariatem. Kończyłem lekcje, pokręciłem się z kumplami na boisku czy na mieście i dopiero szedłem do domu, żeby wrócić do mojego drugiego życia. Komputer stał w przedpokoju, bo mieliśmy akurat remont. Nie mogłem więc zbytnio się ukryć ze swoim nałogiem. Grałem jednak po kilka godzin dziennie.

Mój kumpel już wtedy przekroczył granice, które na mnie dopiero czekały. Rodzice nie pozwalali mu za bardzo grać, więc czekał, aż pójdą spać. Ustawiał monitor na minimum jasności. Grał do samego rana, a potem szedł do szkoły. Odsypiał na ławce podczas lekcji i trochę jak wrócił do domu. Pewnego dnia go złapali – zaczęli mu zabierać klawiaturę na noc. Kupił zapasową, zabierał ją do szkoły w plecaku i tak dalej szło.

Tak wyglądała walka z jednym z najpotężniejszych "Grand Bossów"

Dlatego najbardziej czekaliśmy na wakacje, bo wtedy można było grać bez przerwy. 18 godzin dziennie to była rutyna. Ale nie wracam do tamtych lat, by pochwalić się nałogiem. Zacząłem się dziś zastanawiać, dlaczego w ogóle byliśmy w stanie tyle czasu spędzać przed ekranem?

Co się najbardziej liczy w MMORPG. Gameplay był tylko częściowo ważny, bo dla nas kluczowi byli przede wszystkim ludzie. Klany i gildie łączyły dziesiątki anonimowych osób w jedność.

Lineage 2 to też klimat – fenomenalna muzyka

Graliśmy razem z obcymi, ale czuliśmy się jak grupa przyjaciół - i to w bardzo różnym wieku. Kiedy my mieliśmy po 14-15 lat, niektórzy właśnie pisali magisterkę, a inni mieli nawet już własne domy czy rodziny. Niektórzy mieszkali niedaleko, kilka razy nawet się spotkaliśmy. Od tego czasu kontakt się oczywiście rozmył, ale utrzymywaliśmy go naprawdę przez długie lata.

Był też chłopak niewiele od nas starszy, urodzony w bardzo bogatej rodzinie. Mógł przecież robić wszystko inne, dlaczego wolał grać? Nawet kiedy podróżował po świecie, zabierał komputer i grał stamtąd. Każdy pragnął być najpotężniejszy, pokonywać najtrudniejszych bossów, zdobywać zamki.

Łatwo zatracić granicę

W pewnym momencie doszło do tego, że jako dorosły człowiek nie byłem już w stanie myśleć o niczym innym tak, jak o grach. Jednocześnie prowadziłem w miarę normalne życie, miałem dziewczynę, znajomych, nie zamykałem się w domu. Praca raz była, raz nie, ale "Lineage 2" był zawsze. Wtedy chciałem tylko grać i nadal, gdybym tylko miał wybór, bym grał. Dziś nadal spędzam godziny przed PC, ale nie wystarczająco dużo, aby grać w MMORPG.

Mam na myśli, że sen nigdy się nie liczył. Jak to niektórzy mawiali "sen jest dla słabych". "Jeszcze jeden boss i idziemy spać". "Dobiję 50 proc. poziomu i idę spać". Pewnego weekendu po ciężkim tygodniu pracy uradowany odpaliłem "L2" na nowo uruchomionym serwerze, na który długo czekałem. I grałem wtedy 28 godzin bez snu. Szybko zdobyłem najlepsze przedmioty i jakieś 1500 punktów PvP - czyli dokładnie 1500 osób musiałem pokonać. To było dość sporo, nawet jak na taki serwer.

To nie był tylko Lineage 2 – setki godzin spędziłem także w innych MMORPG
To nie był tylko Lineage 2 – setki godzin spędziłem także w innych MMORPG

Pomimo takich momentów, nigdy specjalnych problemów w życiu nie miałem, moi kumple podobnie. Niestety przez uzależnienie od gier narobiłem sobie problemów z psychiką. Świat MMORPG to innego rodzaju alternatywa od tego co oferują np. gry singleplayer. Te są w miarę przewidywalne, natomiast w świecie MMO nigdy nie wiadomo, co za chwilę może się wydarzyć. Ta przygoda wciąga i uzależnia jak narkotyk.

Do tego tu gra nigdy się nie kończy. Zawsze możesz osiągnąć więcej. Niektóre serwery prywatne "Lineage 2" co prawda mają pewne ograniczenia i zostaje tylko zabawa PvP, czyli walka z innymi. Z roku na rok zaczynałem jednak odchodzić od MMORPG. Dlaczego? Po prostu gatunek zaczynał wymierać.

W 2009 roku pojawiło się "League of Legends", darmowa gra online niewymagająca większego zaangażowania. Można w nią grać zarówno godzinę dziennie jak i pół doby. Niezależnie od tego, zawsze będziesz cieszyć się (lub płakać) z tego samego poziomu rozrywki. Kilka lat później MMORPG zostało praktycznie pożarte, głównie przez gry typu MOBA, czyli właśnie "LoL-a". Wielu znajomych przeszło na tę produkcję, inni zajęli się życiem.

Vindictus – kolejna z gier, przy których zarywało się noce

W 2013 roku "LoL" stał się dla mnie jeszcze gorszym narkotykiem od "L2". Znów grałem do świtu, spałem dwie godziny i chodziłem jak zombie. Ale nałóg okazał się chwilowy, o czym zadecydowała jedna, istotna rzecz po stronie samej gry. W "LoL-a" nie trzeba było grać codziennie, nie trzeba było się do niego spieszyć, nikt cię nie gonił. W MMORPG trzeba było ciągle się rozwijać, żeby nie zostać prześcigniętym.

Dzisiejszy nastolatek chyba jest tego świadom - i bardzo dobrze

Jeśli dziś szukam rywalizacji online, to wybieram mało angażujące tytuły. "Call of Duty: Warzone", "Apex Legends", "League of Legends" (tylko tryb ARAM), a czasami jakieś mniej znane tytuły. Dzisiaj mam 28 lat, pracuję na co dzień jako redaktor po kilka godzin dziennie i wiem, że nie mogę po prostu rzucić pracy, na rzecz "gierki". Do dziś mam czarne wory pod oczami i skoliozę kręgosłupa.

Żadnemu 13-latkowi nie poleciłbym dziś podobnej historii, chociaż sam jej nie żałuję i często na spotkaniach z kumplami wspominamy, jak to się grało, jak w kilka osób dominowaliśmy serwery liczące kilkuset graczy. Bo po prostu byliśmy lepsi i zaangażowani aż do granic możliwości.

Dziś takie zaangażowanie w grach komputerowych można lepiej wykorzystać. Spędzanie kilku czy kilkunastu godzin przed "LoL-em", "Valorantem" czy "CS:GO" może przełożyć się na próbę wejścia w esport. Ci bardziej utalentowani i pracowici mogą liczyć nawet na zarobki liczone w tysiącach euro miesięcznie - i to będąc tylko rezerwowym w drużynie z "drugiej ligi". W przypadku MMO nie było żadnych turniejów, żadnego praktycznego wymiaru "skilla", a zarabiali nieliczni na handlu przedmiotami. To zupełnie inny poziom od możliwości, jakie mogą dawać dziś gry online.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (40)