Minecraft: Story Mode - recenzja aktualizowana
Co do jednego nie mam wątpliwości; Telltale jest w stanie przemielić na swoją modłę każdą markę. Pozostaje zapytać czy warto.
Game of Thrones, The Walking Dead, Wolf Among Us (Fables) to wszystko marki u których podstaw leży historia. W znacznej większości dobra historia. Łatwiej więc do takiego materiału źródłowego wpleść kilka lub kilkanaście kolejnych wątków. Moja ignorancja w zakresie Minecraftowego lore nie pozwala mi potwierdzić ani zaprzeczyć, czy Minecraft jest już na tyle rozbudowanym światem, że jest z czego czerpać.
Muszę zaznaczyć, że miałem styczność zarówno z kopaniem jak i wytwarzaniem w konsolowej wersji tego hitu - pamiętam nawet, że przyszło mi go recenzować. Wiem, że Minecraft zmienia się i ewoluuje szybko i być może rozrósł się do tego stopnia, że Telltale może czerpać z niego garściami przy tworzeniu własnej gry. Może. Mając za sobą tę klauzulę muszę zaznaczyć, że moje doświadczenie z Minecraft: Story Mode opieram tylko na tym co ma ono sobą do zaoferowania.
Nie można odmówić Telltale umiejętności w adaptowaniu kolejnych światów na potrzeby swoich gier. Minecraft: Story Mode wygląda zupełnie jak Minecraft, albo bardzo dobrze go udaje. O ile same konstrukcje, otoczenie i mała architektura nie odbiegają znacząco od oryginału tak w przypadku samych bohaterów konieczny był kompromis. Domyślacie się pewnie, że w tak „przegadanych” grach podstawowy zakres mimiki twarzy i gestykulacji bohaterów Minecrafta byłby niewystarczający.
Twarze zyskały głębię i więcej detali, a członki naszych bohaterów potrafią się wyginać niczym guma gdy zajdzie taka potrzeba. Ortodoksyjnych fanów pragnę zapewnić, że wszystko zrobiono ze smakiem i poszanowaniem dla materiału źródłowego. Nie przychodzi mi do głowy inna metoda, która pozwoliłaby na przekazanie pełnego zakresu emocji bohaterom skonstruowanym z sześcianów.
Minecraft: Story Mode
Nim zacznę rozpisywać się o każdym z epizodów z osobna muszę tez nadmienić o dwóch kwestiach które pozostają uniwersalne dla obu odcinków (które mam już za sobą). Pierwszą z nich jest lżejszy charakter historii. Brak w niej scen przemocy, dekapitacji czy gwałtu. Język jest ugrzeczniony i wolny od przekleństw. Nawet pojedynki które przyjdzie nam stoczyć maja raczej komiczny charakter i nie odbiegają od materiału źródłowego. Nie ma wątpliwości, że Story Mode, podobnie jak i starszy brat, są produktami skierowanymi do całej rodziny. Barierą pozostaje tylko zrozumienie języka.
Drugą ważną zmianą względem dotychczasowych osiągnięć Telltale jest znacząca poprawa strony technicznej. Na przestrzeni dwóch pierwszych epizodów nie doświadczyłem żadnych zacięć, urwanych dźwięków czy długich ekranów ładowania. Chcę wierzyć, że to nie zasługa mało wymagającego materiału źródłowego, a raczej ciężka praca Telltale.
Odcinek I: The Order of the Stone
Pierwszy z epizodów to świetny wstęp. Na przestrzeni kilku pierwszych minut wiemy wszystko co niezbędne żeby odnaleźć się w świecie gry. Nasz główny bohater, Jesse, to lider paczki ambitnych konstruktorów bez krzty szczęścia do realizacji wymyślnych projektów. Wszyscy żyją w idyllicznym otoczeniu gdzie wartością nadrzędną jest zdolność do tworzenia czegoś z niczego. Uczestnicząc we wstępie do tej opowieści nie mogłem pozbyć się wrażenia, że zarys historii przypomina tą opowiedzianą w Lego Przygodzie. To uczucie towarzyszyło mi do samego końca, co traktuję jako pochwałę.
Jak się zapewne domyślacie w wyniku serii niefortunnych zdarzeń to pechowiec Jesse i jego paczka muszą uratować świat przed zagładą. Na szczęście mają na tyle rozumu, że wiedzą iż nie poradzą sobie sami z tym zadaniem. Tym sposobem rozpoczyna się wielka przygoda której głównym celem, póki co, jest odnalezienie i zjednoczenie legendarnych bohaterów (zakon/gildia kamienia), którzy pomogą w ratowaniu świata. Przyznacie, że w kwestii scenariusza nie jest to szczególnie skomplikowany koncept.
Minecraft: Story Mode
Mocną strona gier od Telltale zawsze była obsada, jasno nakreślone postacie i stojący za nimi aktorzy. O ile do gry aktorskiej nie mogę mieć zastrzeżeń (Patton Oswalt jest świetny jako Jesse), tak nie mogę się doszukać w dialogach chemii która towarzyszyła np. Fionie i Rhysowi w Tales From The Borderlands. Do tego stopnia, że kwestie wypowiadane przez bohaterów w trakcie jednej wymiany zdań brzmią jak nagrane w innych okolicznościach, w innym czasie i z inna nutą emocjonalną. Wiem, że to normalność w procesie produkcyjnym, ale zwykle tego nie zauważam.
Musze też zaznaczyć, że większość śmiechów wynika raczej z humoru sytuacyjnego niż sprytnie napisanych dialogów. Zastanawiam się czy to nie efekt ugrzecznienia scenariusza.
Skoro wspomniałem o sytuacyjnym humorze to muszę też wspomnieć o samych sytuacjach. To gra od Telltale więc wciąż znajdziemy tu masę sekwencji QTE. To co odróżnia je od pozostałych gier jest fakt, że deweloper czerpie garściami z materiału źródłowego. QTE w Story Mode nie oznaczają więc zawsze walki. Minecraft to budowanie i tworzenie więc często od tempa duszenia kolejnych przycisków zależy szybkość z jaką nasi bohaterowie zbierają zasoby lub wznoszą konstrukcje. W połączeniu z dynamiczną ścieżką dźwiękową wychodzi z tego filmowy montaż godny lat 80'.
Inne nawiązanie do pierwowzoru to zabawa w warsztacie gdzie przyjdzie nam łączyć zebrane surowce w konkretne przedmioty. Dobrze widzieć, że Telltale próbuje przenieść do swojej gry ducha oryginału.
The Order of the Stone to z pewnością dobre otwarcie. Odrobinę inne od pozostałych gier Telltale w związku z brakiem przysłowiowej „dramy”. Muszę więc uprzedzić fanów poprzednich gier, że napięcie w tym tytule jest zdecydowanie niższe, gra toczy się też o niższą stawkę. Nie znaczy przez to, że gra jest gorsza. Zwyczajnie inna.
Minecraft: Story Mode
Znając praktyki Telltale możemy podejrzewać, że pierwszy z epizodów szybko stanie się darmową przynętą. Wszyscy niezdecydowani będą mogli spróbować jej wtedy.
Odcinek II: Assembly Required
Mając za sobą drugi z epizodów muszę z przykrością stwierdzić, że dotyczy on tej części przygody gdzie historia nie posuwa się szczególnie szybko do przodu. Trzon epizodu stanowią poszukiwania wspomnianych wcześniej legendarnych bohaterów. Dużo w nim QTE, a zdecydowanie mniej dialogów. W ogólnym rozrachunku wydaje się on krótszym od poprzedniego.
Mam podejrzenie, graniczące z pewnością, że wynika to z wyboru podjętego na koniec poprzedniego epizodu. Wyboru polegającego na wskazaniu pierwszego z bohaterów którego chcemy odnaleźć. Okazuje się, że drugi z wyborów nie jest odłożony na później, a zwyczajnie przepada, bo drugi bohaterów dołącza do nas niejako „z automatu” po powrocie z pierwszej wyprawy. Cieszy mnie koncepcja kilku ścieżek fabularnych, ale nie kosztem tak zauważalnego skrócenia czasu gry. Mam do odnalezienia jeszcze kilku członków zakonu, mam nadzieję, że kolejne dwa epizody nie upłyną mi na równie wybiórczych przygodach.
Nie godzę się z tym, żeby tak istotna część całej historii polegała na zadaniu przypominającym raczej orkę w polu niż ekscytująca podróż. Co gorsza ilość członków Zakonu Kamienia, których wciąż muszę odnaleźć wskazuje, że ten proces może się rozciągnąć jeszcze na kolejne epizody. Mam nadzieję, że się mylę, albo Telltale znajdzie ciekawszy na to sposób.
Wciąż podobają mi się postacie, wciąż uważam, że świat Minecraft: Story Mode ma swój urok, ale od scenarzystów z Telltale oczekuję dużo więcej.
Odcinek III: The Last Place You Look
To dopiero trzeci epizod, a ja już jestem znużony całym trybem fabularnym Minecrafta w wykonaniu Telltale. Najnowszy z odcinków to masa biegania z jednego miejsca do drugiego i najmniej ekscytujące zdania, pokroju przekradania się czy koślawej walki na miecze. Pierwsze z zadań jest nużące, a drugie denerwujące biorąc pod uwagę, że udane sceny pojedynków stanowiły mocny punkt każdej kolejnej, po The Walking Dead, gry od TT.
QTE w grach tego studia bywały lepsze i gorsze. Czasami służyły tylko jako przerywniki między kolejnymi kwestiami dialogowymi. Innym razem stanowiły narzędzie do opowiadania historii. W związku z faktem, że gdzieś w połowie drugiego epizodu straciłem zainteresowanie losem moich podopiecznych, to każda kolejna scena konfrontacji z zagrożeniem dla ich życia wywoływała u mnie co najwyżej ziewnięcie.
To właśnie słaba historia i nudne jak flaki z olejem dialogi są dla mnie największym zawodem. Ten niepożądany trend odnotowałem już przy okazji epizodu drugiego. Niestety trzeci odcinek nie robi w tym względzie niczego lepiej.
Minecraft: Story Mode
Szczególnie denerwująca jest krótka pamięć towarzyszy i fatalna komunikacja między nimi a naszym bohaterem. Te same postacie, które 3 minuty wcześniej deklarowały dozgonną wierność i przyjaźń, za moment zachowują się irracjonalnie i na przekór własnym słowom. Nie, nie wynika, to z nieobliczalnego scenariusza charakterystycznego dla TellTale. To nie Walking Dead, w którym każdy i w każdej chwili może stracić nad sobą kontrolę.
Na tym etapie grę w M:SM traktuję nie jako przyjemność, a jako obowiązek. Nauczony doświadczeniem równie rozczarowującej Gry o tron nie mogę wykrzesać w sobie choć odrobiny nadziei na poprawę tej sytuacji. Jedyne pocieszenie to taki, że kolejne epizody wychodzą krótko po sobie i w tym tempie będę mógł o wszystkim zapomnieć przed końcem roku.
Marcin Jank
Minecraft: Story Mode ukazuje się w epizodach. W związku z tym niniejszą recenzję będziemy aktualizować po premierze każdego z nich, a ocenę wystawimy dopiero po ostatnim.