Milion piratów na wodach Sea of Thieves
To jednak nie to samo, co "milion nabywców".
Dziś jest ten dzień. Bartek nareszcie zacumuje do portu i wrzuci na łamy Polygamii swoją recenzję Sea of Thieves. Nie wypada, żebym psuł tę lekturę, ale mogę Wam w zupełnym sekrecie napisać, że nasz naczelny nie zgadza się ze sporą większością ocen. Nikomu nie rozgadacie? To dobrze, bo zaraz dostałbym surową wiadomość od kapitana na pokładowym Slacku. Ja lubię, gdy czyjeś szczere uczucia odbiegają od przyjętej normy (dobrym przykładem będzie tutaj choćby moja niedawna "recenzja" odgrzanego Burnouta Paradise). Zanim jednak zatopicie zęby w kontrowersyjnej lekturze, trzeba o projekcie Rare i Microsoftu napisać w nieco odmiennym kontekście.
Oczywiście - jest pewien haczyk. Rare'owe korstarstwo jest darmowe dla wszystkich subskrybentów Xbox Game Pass, jest właściwie najważniejszym wabikiem całej usługi. Microsoft nie chce zdradzić, ile z tego miliona rzeczywiście kupiło grę, a ile odpaliło dzięki darmowej, dwutygodniowej przepustce do Game Passa. Na razie nie wiemy też, ilu z tych graczy włączyło Sea of Thieves po raz drugi. Być może pół miliona już tego nie zrobi, bo odbiło się od pozbawionej typowego mięska struktury zabawy. Jest zatem szansa, że będzie to hit, którym gigant z Redmond nie przestanie się chwalić do końca roku, i jest szansa, że za dwa tygodnie cały wątek zostanie zamieciony pod dywan.
Na razie jednak szanty słychać z oddali. I Bartka. Coś jak gdyby "późnym popołudniem recenzja".
Adam Piechota