Miks Halo i Borderlands - graliśmy w alfę Destiny
Są takie gry, w które nie wierzę. Są takie sytuacje, w których zmieniam zdanie o 180 stopni. Tak właśnie jest w przypadku Destiny.
16.06.2014 | aktual.: 07.01.2016 15:45
Chyba podświadomie nigdy nie wybaczyłem Bungie porzucenia marki Halo. Owszem, odsłony od 343 Industries były bardzo dobre, ale jednak przestałem wierzyć w amerykańską firmę odpowiedzialną za przygody Master Chiefa. Nie wierzyłem też w ich nową grę - Destiny. Widziałem zwiastuny, czytałem materiały, rozmawiałem z twórcami na ubiegłorocznych targach Gamescom. Bez emocji - ot po prostu coś, co niby chce być Halo, ale nim nie jest. W dodatku w sieci, z elementami Borderlands. Nie wierzyłem aż do zapoznania się z wersją alfa gry. Skutek tych kilkunastu godzin z Destiny? Odliczam dni do premiery.
BorderHaloEffect Gdybym miał porównać Destiny do jakiejś gry, powiedziałbym, że to wrzucone do jednego gara Halo, Borderlandsy i Mass Effect. Już pierwsze 5 minut z grą, pierwsze starcie z jakimkolwiek przeciwnikiem nie pozostawia wątpliwości. Mechanika żywcem wyjęta z serii Halo, doprawiona patentami z Borderlandsów, czyli nabijaniem doświadczenia na spotkanych wrogach i oglądaniu, jak przy każdym celnym trafieniu, z przeciwników wylatują punkty. Skąd Mass Effect? Ano klimat - zwiedzanie planet, kilka ras, ogólne wrażenie i rozmach. Choć kiedy myślę o rozmachu, przypominam ponownie Halo, bo i w tym temacie czuć, że Bungie nie wyzbyło się tak naprawdę pięknego świata, który niegdyś stworzyło.
Dla samotników Alfa Destiny pozwala zapoznać się z jedną misją z kampanii stworzonej dla pojedynczego gracza. Takie przynajmniej odniosłem wrażenie, bo zaczęto opowiadać historię planety, wprowadzać w klimat, a walka z latającym czarodziejem, poprzedzona atakiem większej ilości przeciwników w ciemnym pomieszczeniu wydawała się czymś na kształt zaplanowanego skryptu. Słuchawki na uszach i przygaszone światło bardzo pomogły wczuć się w klimat, szkoda tylko, że przedstawiona misja była krótka - wzbudziła jednak apetyt na więcej. Ale większej ilości wrażeń trzeba szukać w innym miejscu. Podstawowym sposobem na zdobywanie zadań w alfie było odwiedzanie zaznaczonych nadajników - aby je zlokalizować należało natomiast wyciągnąć specjalny latający sześcian, który lokalizował rzeczone nadajniki i zaznaczał na ekranie ich pozycję oraz odległość.
Destiny
Zaproś znajomych lub próbuj sam Śmiem twierdzić, że najważniejszym elementem Destiny będzie wspólne wykonywanie misji, podobnie jak to miało miejsce w serii Borderlands. Przyjmując kolejne zadania, będziemy ubijać stwory, skanować obiekty, odzyskiwać przedmioty. Najbardziej zapadła mi jednak w pamięć misja, do której podeszliśmy w trzyosobowej kooperacji z Marcinem i Maćkiem. Naszym zadaniem było dotarcie do konkretnego punktu, wypuszczenie urządzenia skanującego i odparcie trzech fal przeciwników - do czasu, aż owa maszyna wykona obliczenia. Nie wybraliśmy najwyższego poziomu trudności, a pomimo tego było to dla nas fajne wyzwanie.
Komunikacja głosowa to podstawa, nawet w przypadku tego typu misji, gdzie planowanie nie ma większego znaczenia. Ważna zasada - ktoś zawsze musi brać na siebie odpowiedzialność pozostania przy życiu, gdy reszta dokonuje żywota, czekając na odrodzenie. W chwili, gdy wszyscy umierają, misja kończy się fiaskiem. Odpieranie fal było tylko częścią zadania, później było już tylko trudniej. Walka z wielkim kroczącym robotem, przypominającym maszyną strzelającą do major Kusanagi w pierwszej części Ghost in The Shell. Z tą różnicą, że nasza była większa i dysponowała potężniejszą siłą ognia. Oczywiście za pierwszym razem zginęliśmy, kiedy wróg miał minimalną ilość energii, jednak spięliśmy się, poszukaliśmy lepszych strategii walki i daliśmy radę. I teraz najważniejsza rzecz - bawiliśmy się świetnie!
Destiny
Świetnie bawiłem się również sam wykonując mniejsze misje, choć oczywiście mogłem zaprosić do niej kogoś z listy znajomych. Czasem zdarzyło się, że ktoś zupełnie obcy zaczął mnie wspierać - przydatne jeśli porywamy się na zadanie niezbyt przystające do posiadanego poziomu doświadczenia. Warto jednak czasem pograć samemu, nie zauważyłem bowiem żeby poziom trudności rósł jakoś drastycznie gdy ktoś nas wspiera. A mniej zabitych wrogów, to mniej doświadczenia.
Podobają mi się również różnice miedzy poszczególnymi typami postaci. A alfie można było wcielić się w Tytana, Łowcę i Czarodzieja. Pierwszy to typowy piechur, drugi lepiej radzi sobie z walką z ukrycia, trzeci skupia się na mocach i granatach. Osiem poziomów nie nakreśla jeszcze zbyt mocno umiejętności, ale Czarodziejem grać nie potrafiłem. Był zwyczajnie zbyt słaby, przynajmniej na początku. Łowca wydawał się szybszy od Tytana, ale najwygodniej używało się nim rewolweru - ten znowu strasznie długo się przeładowuje. Każda z pokazanych postaci miała również swoje specjalne moce, uruchamiane jednoczesnym wciśnięciem przycisków L1 i R1 - oczywiście dopiero wtedy, gdy pasem mocy był naładowany. Bardzo przydatne w kryzysowych sytuacjach, szczególnie w przypadku Tytana, który wzbija się w powietrze, by następnie uderzyć w ziemię czymś na kształt Hulk Smash, zabijając słabszych przeciwników w promieniu kilku metrów.
Podoba mi się również samo tworzenie postaci - mogłem wybrać spośród trzech ras, pogrzebać przy rysach twarzy, włosach, makijażu, kolorze skóry. W trakcie misji niewiele z tych zmian zobaczycie, bo bohaterowie noszą hełmy, ale ściągają je w Wieży (miejsce, w którym zdobywa się dostęp do części misji, ale przede wszystkim odwiedza sklepy - coś na kształt klasycznego miasta z gier MMO).
Nie potrzebuję multi z Halo Powiedziałem to we vlogu i powtórzę tu. Nie planuję zakupu Xboksa One, nawet dla nowego Halo. Kampanię jakoś sprawdzę, ale bałem się, że brakować mi będzie trybów wieloosobowych. Po godzinie jednego z udostępnionych w alfie trybów sieciowych Destiny nie miałem wątpliwości. Polegał on na przechwytywaniu trzech punktów, a rozgrywał się na ślicznym księżycu. I znalazłem tam wszystko, czego szukam w sieciowych strzelankach. Mechanika z Halo, pojazdy rodem z Halo, piękne, wielkie miejscówki, które przypominają mi setki godzin spędzonych przy Halo 3. Na początku oczywiście totalny chaos i zniszczenie, podczas którego każdy chce wskoczyć do stojącego pojazdu i posiać strach, by później bardziej skupić się na zdobywaniu punktów dla swojej drużyny. Oczywiście wszystko w ogromnych pokładach frajdy, niezależnie od tego czy siejemy serię ze stacjonarnego działka, kryjemy się gdzieś ze snajperką, czy atakujemy punkt w stylu „na Rambo”. Kończy się runda, chcemy kolejnej i kolejnej, aż zegar przypomina, że rano trzeba wstać do pracy.
Destiny
Nowa generacja Alfa Destiny dostępna jest jedynie na PlayStation 4 i widać, że Bungie tworzy grę na nowe konsole. Rozmach, o którym pisałem wyżej to jedno, bez odpowiedniej oprawy nie da się jednak osiągnąć zamierzonego efektu. Jeśli obawiacie się, że Destiny nie pokaże mocy nowych konsol, uspokoją Was. Pokazuje, zarówno w temacie kolorystyki, oświetlenia, jakości tekstur, obiektów, jak i płynności działania. Niektórzy za minus uznają animację postaci, kojarzącą się we wspominanym wielokrotnie Halo. Może to celowe działanie, może Bungie nie potrafi inaczej - moim zdaniem takie podejście pasuje i sprawdza się świetnie. Tak jak nieśmiertelna kombinacja palca na spuście i kończenia starcia atakiem „ręcznym”. Znalazłem tu też przeciwników, którzy chowają się za przeszkodami, prowadzą ostrzał z daleka, okrążają nas, rzucają rozważnie granatami, atakują w grupach. Czasem nie widzą, gdy któryś z graczy się ukryje (czekając na respawn towarzyszy), choć powinni czym prędzej pobiec w jego stronę, zabić i zakończyć tym samym misję. Oby poprawiono to w finalnej wersji gry. Nie narzekałem też na działanie samego programu - przez kilkanaście godzin zabawy wyleciałem z Destiny dwa razy, nie jestem jednak w stanie powiedzieć, czy to wina gry, czy utracenia połączenia z PSN.
Najbardziej wyczekiwana gra tego roku Lubię gdy gry mnie zaskakują. Na ogół nie zmieniam zdania i nie wydaję szybko osądów. W przypadku Destiny nie mam jednak wątpliwości. Na chwilę obecną to dla mnie najbardziej wyczekiwana gra 2014 roku. Co jest o tyle ciekawe, że dotychczas niespecjalnie na nią czekałem. Chcę mieć już dostęp do wszystkich misji, chcę rozwijać swoją postać (alfa pozwala dotrzeć jedynie do 8 poziomu doświadczenia). Chcę widzieć, jak mapy oraz Wieża zapełniają się dziesiątkami, setkami, tysiącami graczy. Wierzę, że Destiny będzie w stanie zbudować wielkie kosmiczne uniwersum, w którym będę chciał się spotykać ze znajomymi, by wspólnie wykonywać misje, ale także zwiedzać planety i księżyce. Byle do września, bo Destiny jawi się jako jeden z najjaśniejszych punktów tegorocznej jesieni.
Paweł Winiarski
--
Druga opinia To ledwie alfa Destiny, a już stabilna i piękna. Liczę jednak, że wiele rozwiązań zostanie zmienionych na lepsze, bo gra w tej chwili ma dość ślamazarne tempo udostępniania swoich atrakcji. Największym zaskoczeniem na minus jest to, że przeciwnicy pozostawiają śmiesznie rzadko loot, co sprawia, że czekanie na wynik potyczek nie jest aż tak emocjonujące. Po lepszy sprzęt trzeba więc często fruwać do tutejszej "Cytadeli". Przeciwnicy respawnują się nawet w zamkniętych lokacjach, gdy znów do nich zajrzymy. Fani FPS-ów mogą być zaskoczeni mechaniką rodem z RPG, w myśl której jeśli przeciwnik ma zbyt wysoki poziom doświadczenia, to możemy pruć w niego nawet i pół godziny, zanim padnie. Nie przekonuje mnie ubogi (na razie!) system rozwoju postaci, w którym nie mamy większego wyboru jeśli chodzi o odblokowywane cechy - ale jak sądzę, wynika to wyłącznie ze specyfiki alfy. Szkoda natomiast, że zniszczalność środowiska nie istnieje, a ślady po pociskach wystrzelonych w ścianę po chwili znikają. Destiny ma duży potencjał i od tego, co teraz zrobi Bungie z sygnałami po alfie, zależy, jaką grę dostaniemy na premierę - hit dorównujący Halo bądź największy zawód roku.
Marcin Kosman
Destiny (PS4)
- Gatunek: strzelanina
- Kategoria wiekowa: od 16 lat