Mike Tyson w EA Sports UFC 2? Gdy nie wiadomo o co chodzi...
Mike w tegorocznej nawalance (na lepsze miano EA musi sobie dopiero zasłużyć) aż tak bardzo mi nie wadzi. Ale widzieliście co się dzieje w Mortalu?
Gdy EA Sports UFC dwa lata temu debiutowało, preorderowym bonusem był sam Bruce Lee, którego "ożywiono" specjalnie na tę okazję. Trochę się wtedy zagotowałem, ale pogadałem z fachowcami od tego sportu i dowiedziałem się, że nie mają nic przeciwko. Bo Bruce uznawany jest za pioniera mieszanych sztuk walki. Wczoraj okazało się, że w tegorocznym sequelu podobnym bonusem będzie Mike Tyson. I tu nikt nie ma już wątpliwości, że to po prostu marketing.
Fight Like Mike Tyson in EA Sports UFC 2
Trochę pozbawiony sensu, bo jak mi powiedziano "bokser w MMA to ćwierć zawodnika". A przecież EA nie dorzuciłoby Tysona do przedpremierowych zamówień, gdyby nie miał być w grze wymiataczem... Więc jest to pewne poświęcenie realizmu na ołtarzu marketingu.
Każdy wie, kim jest Mike Tyson. Gwiazdy MMA póki co mogą marzyć o takiej rozpoznawalności poza USA. Dlatego "Żelazny Mike" w grze, w której tak naprawdę nie powinno go być, ma sens z punktu widzenia marketingu. A z punktu widzenia fana sportu? Albo gracza?
Niestety to żadna nowość. Wystarczy przypomnieć Linka, Spawna, Heihachiego czy postacie z Gwiezdnych Wojen, którzy swego czasu zaplątali się w Soul Calibury. Tylko po to, by sprzedać gry ludziom niezainteresowanym do tej pory serią. Oni też nie byli pierwsi. Ani najbardziej pozbawieni sensu. Pamiętacie, że w Fighters Megamix od Segi mogliśmy walczyć samochodem z Daytona USA?
Hornet - Fighter's Megamix Gameplay
Ale wtedy to była taka konwencja. Fighters Megamix było worem, w którym każdą postać/maszynę z gier Segi można było przerobić na wirtualnego wojownika. Nie rozumiem natomiast co w tej chwili odstawia Warner. Bros. w ostatnim Mortalu. Ta seria od lat stoi wojownikami, których poznaliśmy w pierwszych trzech odsłonach. Z nielicznymi wyjątkami.
Mortal Kombat X nic w tej kwestii nie zmienił, ale DLC do niego to już kosmos. Jason Voorhees, Predator, Ksenomorf? W ten sposób seria traci charakter. A tego Mortalowi X i tak trochę brakuje, bo choć w serię zagrywałem się maniakalnie od drugiej części, w najnowszej czuję się trochę obco.
Bzdurne, absolutnie nie pasujące do klimatu, postacie na licencji nie pomagają. Choć na pewno cieszą działy księgowości.
Maciej Kowalik