Mike Tyson w EA Sports UFC 2? Gdy nie wiadomo o co chodzi...
Mike w tegorocznej nawalance (na lepsze miano EA musi sobie dopiero zasłużyć) aż tak bardzo mi nie wadzi. Ale widzieliście co się dzieje w Mortalu?
21.01.2016 | aktual.: 22.01.2016 16:15
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Gdy EA Sports UFC dwa lata temu debiutowało, preorderowym bonusem był sam Bruce Lee, którego "ożywiono" specjalnie na tę okazję. Trochę się wtedy zagotowałem, ale pogadałem z fachowcami od tego sportu i dowiedziałem się, że nie mają nic przeciwko. Bo Bruce uznawany jest za pioniera mieszanych sztuk walki. Wczoraj okazało się, że w tegorocznym sequelu podobnym bonusem będzie Mike Tyson. I tu nikt nie ma już wątpliwości, że to po prostu marketing.
Fight Like Mike Tyson in EA Sports UFC 2
Trochę pozbawiony sensu, bo jak mi powiedziano "bokser w MMA to ćwierć zawodnika". A przecież EA nie dorzuciłoby Tysona do przedpremierowych zamówień, gdyby nie miał być w grze wymiataczem... Więc jest to pewne poświęcenie realizmu na ołtarzu marketingu.
Każdy wie, kim jest Mike Tyson. Gwiazdy MMA póki co mogą marzyć o takiej rozpoznawalności poza USA. Dlatego "Żelazny Mike" w grze, w której tak naprawdę nie powinno go być, ma sens z punktu widzenia marketingu. A z punktu widzenia fana sportu? Albo gracza?
Niestety to żadna nowość. Wystarczy przypomnieć Linka, Spawna, Heihachiego czy postacie z Gwiezdnych Wojen, którzy swego czasu zaplątali się w Soul Calibury. Tylko po to, by sprzedać gry ludziom niezainteresowanym do tej pory serią. Oni też nie byli pierwsi. Ani najbardziej pozbawieni sensu. Pamiętacie, że w Fighters Megamix od Segi mogliśmy walczyć samochodem z Daytona USA?
Hornet - Fighter's Megamix Gameplay
Ale wtedy to była taka konwencja. Fighters Megamix było worem, w którym każdą postać/maszynę z gier Segi można było przerobić na wirtualnego wojownika. Nie rozumiem natomiast co w tej chwili odstawia Warner. Bros. w ostatnim Mortalu. Ta seria od lat stoi wojownikami, których poznaliśmy w pierwszych trzech odsłonach. Z nielicznymi wyjątkami.
Mortal Kombat X nic w tej kwestii nie zmienił, ale DLC do niego to już kosmos. Jason Voorhees, Predator, Ksenomorf? W ten sposób seria traci charakter. A tego Mortalowi X i tak trochę brakuje, bo choć w serię zagrywałem się maniakalnie od drugiej części, w najnowszej czuję się trochę obco.
Bzdurne, absolutnie nie pasujące do klimatu, postacie na licencji nie pomagają. Choć na pewno cieszą działy księgowości.
Maciej Kowalik