Microsoft i Bethesda: bez znaczenia, czy ich gry będą ekskluzywne. Chodzi o coś innego
Microsoft przejął Zenimax/Bethesdę. W tej inwestycji najbardziej jednak nie chodzi o ekskluzywność gier, lecz o wzmocnienie wartości Xbox Game Pass.
Microsoft przejmując firmę Zenimax, do której należy między innymi Bethesda, wpisał się w annały historii. Kwota 7,5 miliarda dolarów to trzykrotnie więcej niż ta, którą potentat z Redmond przeznaczył na twórców Minecrafta, Mojang.
Wiemy, że Microsoft uszanuje istniejące umowy tymczasowej wyłączności gier "Deathloop" oraz "Ghostwire Tokyo", które ukażą się na PlayStation 5. Szef marki Xbox, Phil Spencer zapowiedział również, że firma z Redmond będzie rozważała indywidualnie, czy nadchodzące tytuły Bethesdy, id software, Arkane i innych byłych studiów spółki Zenimax, pojawią się na innych platformach niż Xbox/PC.
Po co zatem to całe halo o kupno Bethesdy/Zenimax za gigantyczne pieniądze? Otóż wyłączność takich serii, jak "Doom", "The Elder Scrolls", "Fallout", "Wolfenstein" i innych ma drugorzędne znaczenie. Przede wszystkim chodzi tutaj o to, że tytuły te trafią od razu do usługi Xbox Game Pass. Takiego zdania jest wielu specjalistów od branży gier, w tym Jason Schreier.
Microsoft podzielił się teraz informacją o liczbie aktywnych abonentów Game Passa. Wynosi ona 15 milionów osób. Od kwietnia 2020 r. ta liczba wzrosła więc o 5 milionów. Gigant z Redmond dokonując tak ogromnej inwestycji chce zwiększyć wartość Game Passa, aby przyciągnąć kolejne miliony abonentów.
Firma z Redmond obecnie nie zarabia pieniędzy na Game Passie, do czego przyznał się w lipcu 2020 szef marketingu marki Xbox, Aaron Greenberg. Jak jednak można wywnioskować – jest to długoterminowa inicjatywa. W końcu Microsoft osiągnie taką liczbę subskrybentów, która sprawi, że usługa wreszcie stanie się dochodowa dla firmy. Takiego zdania jest m.in. znany w temacie ekspert, Brad Sams. Jason Schreier uważa, że tym progiem opłacalności będzie około 60 milionów abonentów Game Passa.
Szef marki Xbox, Phil Spencer podkreślił w niedawnym wywiadzie, że obserwujemy zmianę modelu rynku gier wideo z takiego, który był nastawiony na sprzęt na taki, który umieszcza gracza na pierwszym miejscu.
W nowej rzeczywistości, w której gry będą niejednokrotnie kosztować 360 złotych, dostęp do wysokobudżetowych nowości za 40 zł/miesiąc może stać się na wagę złota. I Microsoftowi zdaje się na tym szczególnie zależeć.