Metro: Last Light - recenzja dodatku Faction Pack
Nowi bohaterowie i trzy misje znów zapraszają do odwiedzenia tuneli moskiewskiego metra. Czy warto schodzić pod ziemię?
Nie zmuszą was do tego względy fabularne. Na to być może przyjdzie pora w innym dodatku, w którym wcielimy się w Khana czy Pawła i przeżyjemy przygody toczące się gdzieś pomiędzy Metro 2033, a Last Light. Faction Pack nie dokłada swojej cegiełki do opowieści. To trzy, pozbawione szerszego kontekstu misje, z których każda oferuje inny typ rozgrywki. Odpalamy je z menu rozdziałów, w dowolnej kolejności.
Oba spusty na padzie wciśnięte i TRATATATATATATA
Jeśli Metro to dla was przede wszystkim zwiedzanie cuchnących korytarzy, przekradanie się między wrogami lub próby przeżycia na radioaktywnej powierzchni, to spokojnie możecie ominąć pierwszą misję - Ciężki Oddział.
Nie wiem, czy to żart czy jakaś wizja piekła, do którego powinni być strącani autorzy kiepskich strzelanin, ale pół godziny, które spędziłem w skórze opancerzonego żołnierza Rzeszy było prawdziwą męką. Stoi się w zasadzie w miejscu - placyk, po którym możemy się poruszać ma ledwie kilka metrów kwadratowych - i pluje pociskami do atakujących od frontu komunistów. O zdrowie czy amunicję nie ma się co martwić, ale barwiący się na czerwono ekran oraz grad sypiących się na nas pocisków i tak irytują. Strzały padają znikąd, głośną kakofonię wybuchów przekrzykuje nadający z głośników propagandowiec, a nasi nieśmiertelni towarzysze co chwilę powtarzają te same kwestie wprowadzając irytację gracza na niebezpieczne terytorium. Głośna, nudna, wkurzająca i niedająca satysfakcji misja.
Musiałem po niej zrobić przerwę i przypomnieć sobie, dlaczego uważam Metro: Last Light za jedną z najlepszych gier roku. Stanie w miejscu i kręcenie minigunem czy wyrzucanie kolejnych granatów nie mają z tym nic wspólnego. Skradanie i ciche zabójstwa już bardziej, a te elementy stanowią treść misji Oddział Snajperów.
Zadanie polega na przedostaniu się powierzchnią do stacji metra. Najpierw w ruch idzie snajperka, gdy pozbywamy się wartowników, późniejsza droga prowadzi przez solidnie obstawiony wrogami budynek. Nie ma w nim jednej - właściwej - drogi, przemykając między patrolami i pułapkami można się pogubić. Kompas jest bezużyteczny, przez co zdarzyło mi się przekradać przez całe piętro tylko po to, by wyjść na zewnątrz parę metrów od miejsca, w którym kilka minut wcześniej dostawałem się do budynku. Jest klimatycznie, ale też trochę za prosto. Każdy alarm oznacza cofnięcie do ostatniego punktu kontrolnego, ale wrogowie mają tendencję do ustawiania się do gracza plecami. Nie trzeba tu wielkiego kombinowania, by oczyścić sobie drogę - polecam grać na najwyższym poziomie trudności.
Kolejność eliminowania celów ma kluczowe znaczenie
Te dwie misje to mniejsze lub większe przypomnienie elementów, które znamy z Last Light. Trzecie zadanie to coś nowego. Nie będę szalał z porównywaniem zwiedzania moskiewskiej biblioteki do Dark Souls czy gier roguelike, ale jakiś wspólny pierwiastek można tu znaleźć. Wskakujemy w skórę świeżaka w Zakonie, który został oddelegowany do oddziału przeszukującego bibliotekę im. Lenina pod kątem pozostałości po świecie sprzed wymiany nuklearnych ciosów.
Naszym domem jest kilka przerobionych na koszary pomieszczeń, ulokowanych za powstrzymującą niebezpieczeństwa podziemną śluzą. To tu przynosimy znalezione fanty i sprzedajemy je za naboje, by potem te drugie wydać na apteczki, filtry do maski, skafandry czy broń i znów ruszyć w tunele. Lepsze wyposażenie oznacza szanse na dłuższe wyprawy na radioaktywny i pełen wrogów teren, ale nie ma co porywać się z motyką na słońce. Filtry muszą wszak wystarczyć na drogę w dwie strony, bo na uzupełnienie ich w trakcie ekspedycji nie możemy liczyć. Zapędźcie się za daleko i będzie problem, a i miejsce w plecaku lubi się skończyć, gdy akurat trafimy na kilka pożądanych rzeczy. Biblioteka to prawdziwy labirynt, odwiedzone pomieszczenia możemy oznaczyć pochodniami czy żarówkami, by ułatwić sobie odnalezienie drogi powrotnej. Na odkrycie czekają też ukryte przejścia, które ją skracają.
Ach, te widoczki
Coraz dalsze wyprawy wgłąb radioaktywnego terenu pokazują nowe oblicze Metro. Dają namiastkę otwartego świata, w którym trzeba najpierw zadbać o swoje przeżycie - zabezpieczyć sobie drogę powrotną do bezpiecznej bazy, a dopiero potem myśleć o tym, który korytarz zbadamy tym razem. Klimat Metra wylewa się tu z każdego zakamarka, a w korytarzach biblioteki można natknąć się na starego znajomego z Metro 2033. Spotkanie z Bibliotekarzem to zawsze elektryzujące przeżycie, zwłaszcza gdy oddech bohatera staje się coraz płytszy, a zapasowych filtrów powietrza brak.
Werdykt Faction Pack nie jest drogie - kosztuje 400 MSP (360)/5 Euro(Steam)/19 zł(PS3), co jest rozsądną ceną za dwie ciekawe misje i jedną, o której będziecie chcieli jak najszybciej zapomnieć. Jeśli szukaliście pretekstu, by znów wrócić do Metra, to śmiało atakujcie ten dodatek, choć to bardziej rzemieślnicza robota, niż coś co wspomina się z wypiekami na twarzy. Chociaż kto wie - może powrót do biblioteki jest dla studia 4A jakimś eksperymentem, który przetrze drogę dla nieco innej formy rozgrywki w trzeciej grze ze świata stworzonego w wyobraźni Głuchowskiego.
Maciej Kowalik
Metro Last Light (PC)
- Gatunek: akcja
- Kategoria wiekowa: od 18 lat