Metal Gear Solid HD Collection - recenzja
Choć nie porwała mnie moda na odświeżone klasyki, to dla zestawu takiego jak omawiany dziś Metal Gear Solid HD Collection musiałem zrobić wyjątek. Raz, że jest to jedna z nielicznych japońskich serii, które trawię, a dwa, że mogłem w komfortowych warunkach zagrać w MGS: Peace Walker. Nareszcie!
11.02.2012 | aktual.: 30.12.2015 13:28
Moda mnie nie porwała, ale najwidoczniej jestem w mniejszości. Tylko popytem można tłumaczyć kolejne próby przeniesienia na obecną generację protoplastów dzisiejszych hitów. Kwestią sporną pozostają jakość, zawartość i celowość tworzenia kolejnych kompilacji. We wszystkich tych aspektach trafiają się bowiem próby popadające ze skrajności w skrajność. Czy MGS:HDC znalazło się w grupie obowiązkowego zakupu? Myślę, że kilkadziesiąt godzin spędzonych ze wspomnianą kolekcją pozwoli mi odpowiedzieć na to pytanie.
„Może zawierać śladowe ilości węża” Zanim jednak zacznę rozwodzić się nad jakością portu, powinienem omówić kwestią podstawową, czyli zawartość pakietu. Jak już się zapewne domyśliliście, głównymi daniami zestawu są: „Metal Gear Solid 2”, „Metal Gear Solid 3” i „Metal Gear Solid: Peace Walker”. Dwie pierwsze z wymienionych gier trafiły do zestawu w najlepszych wydaniach, tj. odpowiednio „Substance” i „Subsistence”. Oznacza to dodatkową zawartość w postaci misji Snake'a w przypadku MGS2 i usprawnienie pod postacią kamery, nad którą kontrolę sprawuje gracz, w MGS3. Niestety nie obyło się bez cięć. Z MGS3 wyleciały tryb sieciowy i misje Snake vs. Monkey. Jest to dla mnie posunięcie niezrozumiałe, bo o ile brak multiplayera jestem stanie przeboleć (kto chciał, już dawno przesiadł się na MGO), o tyle dla wycięcia dodatkowych trybów gry nie znajduję żadnego wytłumaczenia. Nie są to elementy ważne dla historii, ale w obliczu niemalże nieograniczonego miejsca na nośnikach każde zubożenie materiału uważam za karygodne. Skoro MGS3 trafił do wydania w wersji „Subsistence”, to oznacza to, że na deser dostajemy jeszcze „Metal Gear” i „Metal Gear 2”. Obie gry wydane pierwotnie na MSX zostały przeniesione na nasze konsole w stanie nienaruszonym, co oznacza format obrazu 4:3, ubogiej rozdzielczości paletę kolorów, wysoki poziom trudności i wciąż wysoką grywalność. Obie potrafią wciągnąć.
Oczywiście największym zarzutem pod adresem tego wydania jest brak pierwszej części MGS. Nie sądzę, aby ktoś tęsknił za „Metal Gear AC!D”;może za „Portable Ops”. Brak pierwszego aktu zubaża doświadczenie wszystkim tym, którym seria dotychczas była obca. Gra w kolejne, w układzie chronologicznym, pozostawia znaczącą fabularną dziurę. Liczne scenki przerywnikowe i konwersacje między bohaterami w MGS2 kreślą jasny obraz wydarzeń z Shadow Moses, ale nie zastąpi to niestety bezpośredniego obcowania z tytułem. Posiadacze konsoli PlayStation 3 są w o tyle lepszej sytuacji, że za grosze mogą pobrać pierwszą część bezpośrednio z PlayStation Store. Użytkownicy xboxów nie mają takiej opcji. Tym bardziej ubolewam nad faktem, że nie zadbano np. o konwersję pierwszej części z podtytułem „Twin Snakes”. Wymagałoby to z pewnością stoczenia wojny prawno-licencyjnej, ale to nie powód, by przestać marzyć o takim rozwiązaniu.
Trzymając się jednak zasady, by grę oceniać za to, czym jest, a nie czym nie jest, muszę przyznać, że MGS:HDC to bardzo obszerny pakiet, który zapewni Wam dziesiątki godzin zabawy, nawet jeżeli zdecydujecie się „przebiec” przez gry na najniższym poziomie trudności.
Patrioci, zdrajcy i nieposłuszne dłonie Seria „Metal Gear Solid” to wyjątkowe połączenie kilku typów rozgrywki. Jeżeli zaufać informacji umieszczonej na okładce, to mamy do czynienia z grą opisaną z słowami: Tactical Espionage Action. Mnie w tym opisie brakuje na końcu tylko czwartego słówka: „Drama”. To właśnie wyjątkowo zagmatwana historia z punktami zwrotnymi rozsianymi na linii czasu częściej niż w jakiejkolwiek innej grze stanowi o wyjątkowości tej serii. Fani dokładnie wiedzą, o czym mówię. Ci z Was, którzy nie mieli do tej pory do czynienia z MGS, muszą się przygotować na całe godziny scenek przerywnikowych i konwersacji radiowych ciągnących się przez 5 i więcej minut. Wszystkie trzy gry pochodzą z ery, w której stosowano sztywny podział na sekcje dostarczające właściwej rozgrywki i te skupiające się na przedstawieniu fabuły. I choć niektóre z elementów scenariusza i zwroty akcji śmieszą jeszcze bardziej niż w dniu premiery, to właśnie one w połączeniu z pamiętnymi bohaterami stanowią o sile marki.
Ale zapomnijmy na moment o scenariuszu i skupmy się na właściwej rozgrywce. Czego jest w serii MGS więcej? Taktyki czy akcji? Jedyna odpowiedź na to pytanie to taka, że każdego z tych elementów jest odpowiednio dużo do naszego życzenia. We wszystkie trzy produkcje można, a czasem, zwłaszcza podczas starć z bossami, nawet trzeba grać jak w gry akcji. Nic nie stoi na przeszkodzie, by zwiedzać lasy, kompleksy badawcze, pokłady statków i inne lokacje w biegu, z nożem w zębach, kataną w jednej ręce i bazooką w drugiej, podnosząc alarm w szeregach wroga przy każdym naciśnięciu spustu. Obniżenie poziomu trudności do najniższego sprawia, że gra staje się strzelanką, podwyższenie go zmienia oblicze gry - cała seria jest pod tym względem konsekwentna. Z trybu Rambo możecie więc przełączyć się w ten bliższy Samowi Fisherowi czy Adamowi Jensenowi i zacząć rozpatrywać każde pomieszczenie w kategoriach zagadki logiczno-zrecznościowej. Bohaterom wszystkich trzech gier nieobce są techniki infiltracji i cichej eliminacji. Poziomy w swojej konstrukcji również przewidują takie podejście do gry, udostępniając Wam co najmniej jedną alternatywną trasę, prowadzącą np. przez kanały wentylacyjne. Sami więc decydujecie, czy waszym głównym narzędziem będzie karabin szturmowy czy pistolet na strzałki z ładunkiem usypiającym.
Seria MGS zaskakuje dbałością o szczegóły. W którym innym cyklu gier w czasie sekcji zręcznościowej musieliście uważać, by nie postawić stopy na ptasiej kupie? Dlaczego to takie istotne? Wystarczy wejść w owa kupę zbyt szybko i wylądujecie na tyłku. W najlepszym razie. Nie jest niczym nowym podduszanie i nokautowanie przeciwników, ale w MGS można ich jeszcze poddać psychicznym torturom, strasząc pistoletem, w efekcie czego ci pozbywają się zapasów lub moczu. Czasem jednego i drugiego. Dodajcie do tego burzenie czwartej ściany, które w tym wypadku powoduje ciarki, i dostaniecie pełen obraz wyjątkowości serii. Niestety ten geniusz objawia się tylko czasami, ale już to odróżnia go od setek innych gier, które w chwili premiery były dostępne, i tych, które nadeszły po niej.
Snake! Snake! Snaaaake!!! Jeżeli poprzednie akapity wydały się Wam huraoptymistyczne, to czas na łyżkę dziegciu. O ile wszelkie pomysły na rozgrywkę i historię w większym lub mniejszym stopniu przetrwały próbę czasu, o tyle ten sam czas z oprawą obszedł się już mniej łaskawie. W zestawie znajdują się gry z konsoli PlayStation 2 i PlayStation Portable, ale nawet te dwa tytuły wydane na PS2 dzielą lata świetlne. Wydawca przypomina nam, że w kwestii oprawy poprawie uległy: format obrazu, rozdzielczość, jakość tekstur i płynność rozgrywki. Wszystko to prawda, ale każde z tych osiągnięć dokonało się w rożnym stopniu. Niepodważalne jest poszerzenie obrazu z formatu 4:3 do 16:9 i wysoka rozdzielczość. Oba kroki cieszą, ale to niejako zestaw obowiązkowy, bez którego wydanie nie miałoby prawa do „HD Collection” w tytule. Jeśli chodzi o płynność, to gra jest tak płynna, jak to tylko możliwe. Nie umiem podać liczby wyświetlanych klatek na sekundę, ale na konsoli Xbox 360, na której miałem przyjemność ogrywać wszystkie części, była ona na tyle wysoka, że starczyłoby ich jeszcze dla przynajmniej jednego FPS-a.
Pod względem tekstur i geometrii obiektów zawodzą wszystkie części. Należy dodać, że każda w innym stopniu. Wynika to z faktu, że ukazywały się one na różnych konsolach i w różnym czasie. Mianowicie - w przypadku „Metal Gear Solid 2” straszą zarówno mdłe, rozmyte tekstury, jak i prostota geometrii obiektów. Gdy akcję obserwujemy z lotu ptaka, a taki jest wymóg, to nie kłuje to tak w oczy. Niska jakość tekstur daje o sobie znać podczas wszelkich zbliżeń na scenkach przerywnikowych. Twarze i modele postaci prezentują się odrobinę lepiej od samego tła, ale wszystkie są nadmiernie rozmyte. MGS2 to również część najbardziej „pusta”, co oznacza, że liczba elementów urozmaicających odwiedzane wnętrza jest skromna. Pod względem liczby detali najlepiej wypada MGS:PW. Drzewa, liany, trawy, krzaki, mała architektura i uzbrojenie żołnierzy, wszystko występuje mnogo i w przyzwoitym urozmaiceniu. Niestety, z racji tego, że były projektowane na PSP, wszystkie te elementy są mało skomplikowane geometrycznie. Do wysokiej rozdzielczości niezbyt pasują też ikony, którymi oznaczono elementy uzbrojenia i zakładki w menu. Przypominają one pixelartowe wariacje na temat swoich oryginałów. W przypadku gry na PSP miało to swój urok i było podyktowane ograniczeniami sprzętowymi (niska rozdzielczość), ale na dużym ekranie telewizora wyglądają dziwnie. W samym środku tego zestawienia plasuje się MGS3, który miał to szczęście, że powstał w późnej fazie życia PlayStation 2, w związku z czym wyciskał z niej niemalże ostatnie soki. To widać również w omawianym porcie. Oczywiście marzą się bardziej szczegółowe tekstury, ale mimo to na tle pozostałych części jest to najlepszy wynik.
W kategorii oprawy kolekcja plasuje się więc gdzieś w okolicach trójki z plusem, może czwórki, jeśli dłużej pograć w MGS3.
Oprawa audio została nietknięta. Wystarczy powiedzieć, że aktorzy wciąż brzmią rewelacyjnie, a główny temat muzyczny po latach jest równie interesujący. Dźwięk broni jest taki, jakiego można się spodziewać, i tylko odgłosy przeciwników oraz wymiany ciosów potraktowano odrobinę karykaturalnie, ale taki już urok serii.
„HD Collection” przynosi także dwa istotne usprawnienia MGS: PW. Po pierwsze i najważniejsze - obsługa drugiej gałki. Dzięki możliwości gry na padzie z dwiema gałkami zwolniono nas z obowiązku celowania przyciskami. Nikomu nie muszę chyba tłumaczyć, że jest to skok jakościowy na miarę przesiadki z VHS na DVD. Big Boss staje się w związku z tym o wiele bardziej efektywny i precyzyjny w swoich działaniach. Mimo to funkcję autocelowania zachowano jako opcjonalną.
Drugie ze wspomnianych usprawnień to obsługa rozgrywki sieciowej. Wcześniej możliwa tylko w towarzystwie innych graczy/konsol lub za sprawą funkcji adhocParty PlayStation 3. Poprawiona wersja w pełni wykorzystuje możliwości sieciowe swoich nowych gospodarzy, dostajemy więc wyszukiwanie gier, komunikację głosową itd. Niestety cały proces, od wyszukiwania rozgrywek aż po samą grę nie działał, w moim przypadku, jak należy. Z chwilą wybrania opcji wyszukiwania misji cała gra zaczynała lagować. Wszystkie animacje tła i przewijające się przez ekran informacje zatrzymywały się na ćwierć sekundy z częstotliwością co sekundę. Niestety stan ten utrzymywał się również w trakcie misji rozgrywanej z innymi graczami, praktycznie uniemożliwiając mi grę! Łączyłem się z graczami z całego świata, sam byłem hostem i za każdym razem cierpiałem te same katusze. Jak już napisałem, dotyczyło to tylko mojego przypadku - pozostali gracze nie zgłaszali żadnych problemów. Ufam więc, że problem leżał po mojej stronie. Niemniej poczuwam się do obowiązku, żeby Was o tym poinformować.
Werdykt Metal Gear Solid to seria, którą darzę szczególnym uczuciem. Seria, którą kojarzę z zagmatwanej, ale wciągającej historii i plejady bohaterów, wobec których nie można pozostać obojętnym. Również sama rozgrywka jest na tyle specyficzna, że odróżnia cykl z Wężem w roli głównej od konkurencji. Te elementy są ponadczasowe, dlatego ich odbiór pozostał niezmieniony. Niestety, czas mniej łaskawie obszedł się z oprawą. Zeszłoroczna reedycja pierwszej części „Halo” sprawiła, że na samą myśl o nowej wersji starego hitu w naszych głowach pojawia się obraz gry zbudowanej w zasadzie od podstaw. Ten przypadek należy jednak traktować jako ewenement, a nie zapowiedź fali starych hitów w nowej jakości. MGS:HDC jest najlepszym możliwym efektem pracy nad materiałem źródłowym bez konieczności tworzenia czegokolwiek od zera. Za ten wysiłek, jego efekt i w końcu zawartość zestawu mogę z czystym sumieniem wystawić czwórkę.
Waszym najczęstszym pytaniem na temat zestawu było to o „opłacalność” zakupu w sytuacji, gdy grało się już w oryginalne wydania na konsoli PS2. W moim odczuciu posiadanie i możliwość gry w trzy części jednej z moich ulubionych serii w możliwie najlepszym wydaniu jest „warte” swojej ceny (swoją droga bardzo przyzwoitej). Z przyjemnością przypomniałem sobie MGS2 i MGS3 i w końcu mogłem się zabrać do MGS:PW, którego wydanie na PSP mam, ale nigdy nie zmusiłem się do gry. Sama ta opcja sprawia, że omawiany zestaw jest warty zakupu.
Pamiętajcie proszę, że podana ocena dotyczy tego konkretnego wydania, jego składu i pracy włożonej w usprawnienie poszczególnych części. Same gry bawią tak samo dobrze, jak w dniu swojej premiery, i wszystkie trzy to tytuły na piątkę.
Ocena: 4/5 - Warto (Ocenę 4 otrzymują gry, które sprawiają sporą frajdę, ale brakuje im ostatecznych szlifów).
Marcin Jank
- Data premiery: 3.02.2012
- Deweloper: Kojima Productions
- Wydawca: Konami
- Dystrybutor: Galapagos
- PEGI: 18
Egzemplarz do recenzji udostępnił dystrybutor.
Metal Gear Solid HD Collection (X360)
- Gatunek: akcja
- Kategoria wiekowa: od 18 lat