Metacritic ma jednak zbawczą moc?

Metacritic ma jednak zbawczą moc?

Metacritic ma jednak zbawczą moc?
marcindmjqtx
03.02.2009 06:11, aktualizacja: 11.01.2016 18:34

Problem ten wraca jak bumerang, bo jeszcze w maju Toread pisał:

"(...) niektórzy wydawcy w zawieranych kontraktach uzależniają wysokość wynagrodzenia od wyniku, jaki gra zdobędzie na Metacritic. Co więcej, ostatnio stało się to podobno dość typowym rozwiązaniem."Jak widać Mike Hayes z Sega Europe nie widzi w tym nic złego, a Metacritic według niego pozwala stawiać odpowiednie cele:

"Pierwsza rzecz to fakt, że zawsze staramy się wprowadzić celowość do biznesu. Jest to biznes twórczy, więc jak mamy tego dokonać? Pod koniec dnia wydawcy będą chcieli jednak widzieć efekty, szczególnie, gdy wydają 20 milionów dolarów. Stąd też trzeba ustalić te cele i będą one zależne głównie od tego, kiedy gra wychodzi, ile kosztuje i jak dobra jest."

Jak możecie się domyśleć jeden z tych problemów rozwiązuje Metacritic, bo w dość wyważony, uśredniony sposób podaje oceny recenzentów, czyli pokazuje jak postrzegana jest gra w wielkim świecie. Nadal bez rozwiązania pozostaje jednak problem taki, że deweloper by zapewnić sobie wyższą notę będzie zwracał priorytetowo uwagę przede wszystkim na rzeczy, które docenią recenzenci. Można by powiedzieć ideowo, że przecież z pewnością interesują się oni tymi samymi elementami, co gracze, bo w takiej roli powinni się znaleźć recenzując dany tytuł. Niestety prawda odbiega od tego i wielokrotnie toczyły się już dyskusje w zachodnich mediach branżowych o tym, jak to opinię o grze wyrabia się po dwóch-trzech godzinach z tytułem, a ponieważ wersje testowe pozwalają na dowolne przeskakiwanie pomiędzy poziomami to recenzent może nie zauważyć nawet jak bardzo dana produkcja frustruje. To pokazuje jednak, że mechanizm oceniania może nie funkcjonować z miliona innych powodów i raczej nie powinno się na niego powoływać. Hayes twierdzi inaczej, na szczęście nie w każdym wypadku wykorzystuje Metacritic:

"Jeśli wybierasz wysokobudżetowy tytuł na PS3 i Xboxa 360 i chcesz się przebić w jakimś gatunku to musisz celować w jakość, w innym wypadku wylądujesz na dnie. Jest za dużo dowodów, które pokazują, że wynik poniżej pewnego poziomu w danym gatunku automatycznie skreśla Twój tytuł. (...) Co innego jeśli chodzi o inne gatunki i platformy, wtedy nie stawiamy dewelopera naprzeciwko ocen, bo chodzi bardziej o markę, licencję, okienko wydawnicze." No i wydało się, że na Wii i DSa można zrobić tragicznie oceniony tytuł i sprzedać miliony kopii swojej gry. Jesteście zaskoczeni? Tak sądziłem, ale bardziej martwi mnie to zdanie dotyczące PS3 i Xboxa 360. W końcu pewnie każdy z Was mógłby wymienić tytuły, które zbierając świetne noty nie sprzedały się jakoś nadzwyczaj rewelacyjnie. Z drugiej strony wychodzi na to, że wtedy właśnie nasz deweloper otrzymałby swoje wynagrodzenie, a dużo gorzej byłoby w sytuacji, gdy gra średnio oceniana sprzedała się w kilku milionach. Na szczęście Hayes zauważa:

"Cenimy sobie wyniki otrzymywane od mediów - to dobry sposób mierzenia gier - i nie uważam, żeby było to nierozsądne z punktu widzenia wydawcy, który wykłada dużo pieniędzy, by liczył na odpowiedni poziom jakościowy. Z drugiej strony wymaganie tego jako absolutnie najważniejszego, również nie byłoby całkowicie dobre." To wydaje się być najrozsądniejszym komentarzem, w końcu wysoko ocenione gry (z reguły) są całkiem dobre, choć nadal trzeba pamiętać, że recenzent też człowiek i zdarza mu się mieć gorszy dzień, tydzień czy nawet miesiąc.

[via GI.biz ]

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)