Megabyte Punch - recenzja. Gdyby Transformersy trafiły do platformówki

Megabyte Punch - recenzja. Gdyby Transformersy trafiły do platformówki

Megabyte Punch - recenzja. Gdyby Transformersy trafiły do platformówki
marcindmjqtx
08.08.2013 13:00, aktualizacja: 08.01.2016 13:20

Co jest kolorowe, płynne i ma skoczną, rytmiczną muzykę? Łatwo można się domyślić, że platformówka. Jednak Megabyte Punch to zdecydowanie coś więcej - wystarczy wspomnieć, że w grę wchodzi budowanie własnych robotów.

Lubię to uczucie, kiedy zaczynam nieznaną grę, o której nie słyszałem wcześniej zupełnie nic i z czasem odkrywam, jak dobra produkcja się trafiła*. W Megabyte Punch moje serce od razu podbiło kilka rzeczy.

Zawsze chciałem mieć robota Przede wszystkim główny bohater  - robot, który nie ma może żadnej szczególnej osobowości, ale za to jest w pełni konfigurowalny. Znajdowane części (8 typów) nie tylko zmieniają jego wygląd, lecz także dają mu różne umiejętności. Poszczególne kończyny wymieniać można niezależnie od siebie, co daje większe możliwości i kreacji wyglądu i dostosowania postaci do swojego stylu gry. Każda część może mieć przypisaną umiejętność aktywną - zarówno ofensywną (karabin, cios podbródkowy, ostrze) lub ułatwiającą poruszanie (skrzydła, podwójny skok) albo spełniającą obie te role (wślizg, świder górniczy,  teleport). Można je ze sobą łączyć  - fantazję ogranicza tylko fakt, że da się korzystać z czterech aktywnych umiejętności naraz.

Megabyte Punch

Poza tym elementy robota mogą zapewniać pasywny bonus do prostych statystyk - obrony, prędkości poruszania i siły ataków. W grze jest ok. 150 różnych głów, torsów, bioder, nóg, rąk i montowanych na plecach dodatków, więc można przebierać i wybierać. Dodatkowo robota można pomalować, a najciekawsze kolory znajdą tylko najwytrwalsi, bowiem 30 barw pełni tu rolę dobrze poukrywanych znajdziek. W efekcie maszyna może wyglądać np. nieco jak Shockwave (co widać powyżej) - sporo części jest wyraźnie inspirowane kultowymi robotami z popkultury. Wybrane kombinacje części i kolorów można sobie zapisać i w razie potrzeby przywołać - choć tylko w wiosce, między etapami.

Platformówka z podbródkowym Drugi element, który od razu zapiera dech w piersiach to płynność gry. Rzadko zachwycam się liczbą klatek, ale tu z zadowoleniem patrzyłem na niezmienne 60 FPSów na sekundę - są one istotne dla rozrywki.

Megabyte Punch jest bowiem platformówką, ale zmieszaną z beatem'upem - umiejętności tylko pomagają w zatłuczeniu wroga żelaznymi pięściami. Co jakiś czas eksplorowanie platform przerywane jest przez mechaniczne wrota, które wydzielają z poziomu miniarenę i zmuszają do rozprawienia się z przeciwnikiem. Choć to kolorowa platformówka, starcia są mięsiste i na serio, a słowo „dynamiczne” nie oddaje w pełni ich tempa. Bohater skacze, szybuje, teleportuje się, strzela i wymachuje ramionami. Trafieni wrogowie odlatują na wielkie odległości, wpadają na elektryczne panele lub miny, wybijają dziury w ścianach i podłodze, a  z rozpadających się w wybuchach maszyn wypadają części i bity, miejscowa waluta. Wszystko dzieje się szybko i jest jakieś piękno w dwóch demolujących się maszynach. Zwłaszcza w starciach z bossami lub grupami silniejszych wrogów. A wszystko przy elektronicznej muzyce cały czas zagrzewającej do boju.

Na wrażenie z pewnością wpływa też wygląd poziomów, które swoją paletą barw i konstrukcją z wyraźnych brył geometrycznych od razu skojarzył mi się z Fez. Wystarczy chwilę pozwiedzać, by odkryć, że plansze są naprawdę spore, a brak mapy sprawia, że eksploracja staje się chwilami równie dużym wyzwaniem jak walka. Nawet w wiosce da się wejść do wielu domków. Podoba mi się, że ukryto na nich sekrety, dotarcie do których wymaga czasem zniszczenia kawałka poziomu albo dobrania umiejętności w ten sposób, by udało się gdzieś wskoczyć, lub wwiercić. Nie ma jednak obowiązku szukania, można zmierzać mniej więcej w prawo, co pozwoli dotrzeć do wyjścia - przepadną jednak bonusowe części oraz bity, za które można zrobić zakupy w wiosce pomiędzy poziomami - a co 64 dostaje się też nowe życie.

Sprawa z częściami jest bardziej skomplikowana, bowiem o ile wszystkie zebrane są dodawane do bazy części, to na bieżąco dostępne są tylko te znalezione na danej planszy, a „plecak” ulega zresetowaniu wraz z jej opuszczeniem. Warto przed przejściem do następnej zastanowić się, czy znaleziona modyfikacja nie przyda się bardziej na obecnym etapie rozgrywki i czy cała konstrukcja się sprawdza. Niestety tylko co trzy plansze można wrócić do wioski i dokonać większych mian w konstrukcji robota, ale też nie spotkałem się z sytuacją, gdy brak konkretnej części pozbawił mnie możliwości przejścia planszy - co najwyżej nie miałem dostępu do któregoś obszaru.

Co w robocie zgrzyta

Megabyte Punch

Megabyte Punch zrobiło spore wrażenie z początku, jednak z czasem dało znać o sobie kilka irytujących wad. Najbardziej doskwierała mi, o dziwo, niemożność spojrzenia w dół, na to co jest pod platformą z bohaterem - przez co częściej ginąłem przez otoczenie, niż przez przeciwników. Czasem wpływało też na to sterowanie - umiejętności uruchamiane są przez wciśnięcie kierunku oraz jakiegoś przycisku, co sprawia, że czasem ciężko nimi wycelować - trzeba po aktywowaniu umiejętności szybko dodać kierunek w jakim robot ma oddać  strzał, wwiercić świder, podlecieć. To jest zwyczajnie niewygodne - pewnym ratunkiem jest podłączenie pada, ale i tak zdarzało mi się, że robot robił co innego, niż zamierzałem.

Trzecia sprawa to stopień trudności - wspomniałem, że każdy poziom składają się trzy plansze, na które dostaje się trzy życia. Choć punkty zapisu są często, to utrata wszystkich żywotów cofa do wioski i choćby było się w trzeciej planszy, trzeba powtórzyć poprzednie dwie, co w połączeniu z ich rozmiarami może być zniechęcające. Mógłbym też czepiać się pretekstowej fabułki, ale w miodnej platformówce nie ma to aż takiego znaczenia.

Robot - istota stadna Jakby tego było mało MP oferuje też tryb dla wielu graczy. Mogą oni zarówno wspomagać się w pokonywaniu plansz, w kooperacji do nawet 4 osób na jednym pececie. Albo rywalizować w pojedynkach - też do 4 osób -  tu możliwa jest nawet opcja wzięcia udziału w turnieju, w których zdobyć można unikalne części. Nie wróżę jakichś wielkich sukcesów, ale zawsze można pokazać koledze, czyj robot  jest lepszy.

Werdykt W zalewie platformówek Megabyte Punch lśni jasno niczym biały pancerz Gundama. Jest szybka, miodna i wciągająca na kilka różnych sposobów - jedni będą upajać się walkami, inni twardo kolekcjonować nowe części dla robotów, inni podziwiać design poziomów. Warto sprawdzić - grę można nabyć za 15 (jeszcze przez kilka dni nawet za 12) dolarów na stronie autorów. Jest także na Desurze i Gamersgate, a walczy o miejsce na Steamie - tu można wyrazić poparcie.

Nie musicie się też obawiać, że kupicie grę w ciemno, bo Megabyte Punch oferuje każdemu demo, w dodatku działające w przeglądarce. Jeśli nie przekonałem Was, że warto zagrać, dajcie jej testowy kwadrans na początek - jest szansa, że Was zauroczy.

Paweł Kamiński

*Gwoli uczciwości muszę dodać, że nie "się trafiła", a została wyszukana przez Macia - Łowcę Indyków i podetknięta mi ze słowami „Wydaje mi się, że Ci się spodoba”.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)