McGymy, czyli Pokémon Go doczekało się pierwszego oficjalnego sponsora - McDonald's
Na razie tylko w Japonii, ale to przecież kwestia czasu, zanim podobna rzecz wydarzy się w pozostałych częściach świata.
Będąc ostatnio w "Maku" i patrząc na wyeksponowane zabawki z hydraulikiem Mario, zastanawiałem się, kiedy to Pokémony trafią do zestawów Happy Meal. Teraz ten scenariusz wydaje się jeszcze bardziej prawdopodobny, bowiem McDonald's rzeczywiście inwestuje w Pokémon Go. Na razie na terenie Japonii - jutrzejsza (jeśli wierzyć źródłom TechCrunch) premiera gry w Kraju Kwitnącej Wiśni wzbogacona będzie bowiem o ponad 3 tysiące Gymów osadzonych w restauracjach z żółtym "M" nad dachem. Można więc radośnie przejąć "siłkę", a potem posilić się Big Makiem albo dwoma. No, skoro już tutaj jesteśmy, to posiedźmy jeszcze chwilę, nabijmy prestiż naszej drużynie... Poproszę jeszcze jednego Big Maka. I colę, bo trochę nam się zejdzie.
Tak, McDonald's raczej źle na tym interesie nie wyjdzie. Tylko czekać aż podobna akcja pojawi się w USA czy Europie. John Hanke - szef Niantic, studia odpowiedzialnego za Pokémon Go - już jakiś czas temu zdradził w wywiadzie dla Financial Times, że oprócz mikrotransakcji zamierzają zarabiać na "sponsorowanych lokacjach". Firmy będą mogły kupować sobie Gymy na terenie ich sklepów, restauracji itp. Biorąc pod uwagę olbrzymie zainteresowanie Pokémon Go, ma to bardzo dużo sensu. Różne lokale od początku PokéSzaleństwa widzą szansę na zysk w tym, że ich siedziba jest domyślnie PokéStopem czy Gymem. Reklamy o tego typu treściach to już raczej nic dziwnego:
Nad tym, jak zarobić na Pokémon Go, zastanawiają się nie tylko firmy, ale i gracze, o czym pisał dzisiaj Maciu. Start-up PokeWalk.com czy aukcje na Allegro oferujące chodzenie z jajkami w grze to kolejna coraz powszechniejsza rzecz na mapie odrodzonego fenomenu kieszonkowych stworków. Gdy Niantic wprowadzi pierwszą aktualizację zawartości i wymiana Pokémonami stanie się możliwa, trenerzy zaczną też pewnie sprzedawać pojedyncze Snorlaxy i Schythery. Ach, aż przypominają się czasy Tibii i sprzedawanie chłopakom z osiedla Boots of Haste i innych Fire Armorów...
Nas jednak, poza samym partnerstwem McDonald's i Niantic, bardziej powinno interesować to, że według anonimowych źródeł japońska premiera Pokémon Go będzie miała miejsce już jutro. Wiecie, co to oznacza? Ano to, że stary dobry Gyarados i jego nieodłączny pasek ładowania może znowu na jakiś czas stać się naszym najlepszym przyjacielem. Chyba że twórcy ogarnęli serwery w takim stopniu, że dodanie bazy graczy z kraju, w którym Pokémony są prawdopodobnie kilka razy popularniejsze, nie wysadzi aplikacji w kosmos. Tego życzymy i sobie, i im. Jednak na wszelki wypadek pożegnajcie się ze swoim ukochanym Machampem, nakarmcie wszystkie Pidgeye i zostawcie jajka w bezpiecznym miejscu...
Niektórzy z Was pewnie zastanawiają się teraz, dlaczego właściwie Japonia - miejsce narodzin Pokémonów - tak późno doczeka się swojej premiery. Prezes Niantic wytłumaczył ostatnio Forbesowi, że zwlekają właśnie dlatego, by przygotować się na ogromny przyrost japońskich trenerów. Kraj Kwitnącej Wiśni oficjalnie ma zagrać do końca lipca. Czy faktycznie wydarzy się to jutro? Oby na to pytanie nie odpowiedziały nam martwe serwery.
Patryk Fijałkowski