Master of Orion nie rozczarowuje. Kilka szlifów przed premierą i będzie co świętować

Master of Orion nie rozczarowuje. Kilka szlifów przed premierą i będzie co świętować

Master of Orion nie rozczarowuje. Kilka szlifów przed premierą i będzie co świętować
Maciej Kowalik
02.03.2016 09:20, aktualizacja: 02.03.2016 13:08

Wczesna wersja Master of Orion jest już dostępna i nareszcie na własnej skórze możemy się przekonać, na ile nowe wcielenie wierne jest serii. Czy warto będzie jeszcze raz założyć skafander i wyruszyć na liczoną w tysiącach tur przygodę wśród gwiazd? Wszystko wskazuje na to, że tak!

Pierwszy Master of Orion zadebiutował na rynku w 1993 roku i właściwie wyznaczył standardy gatunku kosmicznych gier 4X – to zresztą na potrzeby opisania tej gry dziennikarz Alan Emrich wymyślił ów skrót na łamach magazynu Computer Gaming World. 23 lata później cztery iksy pochodzące od słów explore, expand, exploit i exterminate wciąż doskonale oddają to, czym jest najnowsza odsłona przygotowywana przez mało znane argentyńskie NGD Studios pod opieką "Czołgistów" z Wargaming.Nowy Master of Orion ma oficjalnie zadebiutować jeszcze w tym roku, ale osoby które kupią przedpremierowo cyfrową edycję kolekcjonerską, dostęp do gry w wersji Early Access na Steamie lub GOG-u dostaną od razu. Warto dodać, że kolekcjonerka ta zawiera też m.in. grywalne wersje trzech poprzednich odsłon oraz dodatkową frakcję Terran Khanate, ziemskich buntowników siejących postrach w każdym systemie, do którego dotrze ich flota.Mimo że obecnej wersji gry daleko jeszcze do kompletności, to już teraz do wyboru mamy sześć frakcji. Podobnie jak w poprzednich odsłonach, docelowo będzie ich dziesięć (plus Terran Khanate), pojawi się również możliwość zdefiniowana swojej własnej rasy od podstaw. Spośród dostępnych stron konfliktu wybrałem postawnych wojowników Bulrathi i rozegrałem nimi pełną kampanię aż do ostatecznej dominacji w galaktyce. A bawiłem się przy tym naprawdę kosmicznie!Zabawa rozpoczyna się podobnie, jak w poprzednich odsłonach, czy innych tego typu turówkach z Civilization na czele. Dysponujemy więc jedną planetą, statkiem kolonizacyjnym i nieuzbrojonymi jednostkami zwiadowczymi. Odkrywając nowe systemy planetarne, kolonizując nowe światy, budując struktury i rozwijając nowe technologie kroczymy w stronę jednego z możliwych wariantów zwycięstwa.Wygrać można na kilka sposobów, chociaż część z nich nie była jeszcze dostępna. Rozgrywka w Master of Orion jest ograniczona czasowo (bardzo wysokim) limitem tur, po którym zliczona może zostać ogólna pula punktów, ale wygrać można też chociażby w wyniku głosowania na forum Rady Galaktycznej. Aby to osiągnąć trzeba jednak najpierw na drodze dyplomacji pozyskać głosy pozostałych frakcji, które w Early Accessie cechują się na razie tym, że uwielbiają głosować same na siebie. Dlatego też podczas swojej kampanii skupiłem się na rozwoju militarnym i podbojach.Na kolejnych kolonizowanych planetach budowałem tym samym głównie instalacje związane z rozwojem produkcji, w drugiej kolejności zaś badaniami nad nowymi technologiami. Po macoszemu traktowałem zapewnianie wygód życiowych swoim obywatelom. Sprawiało to, że byli oni skłonni do strajkowania, ale szybko odzyskiwałem ich przychylność czasowo obniżając podatki.

Produkcja, nauka oraz żywność (czyli rozwój populacji) to trzy ścieżki rozwoju każdej planety. Mieszkańców możemy przydzielać do pracy w każdej z tych dziedzin, a od liczby aktywnych pracowników zależy wydajność, czyli np. szybkość opracowywania nowych technologii (globalna dla frakcji) lub budowania statków kosmicznych (różna dla poszczególnych planet).

Podczas gry odniosłem wrażenie, że rozbudowa i rozwój wyglądały dość schematycznie i nie były wielce związane z obraną przeze mnie drogą do zwycięstwa. Budynków i technologii do odblokowania na drzewku rozwoju jest całkiem sporo, a mimo to byłem w stanie wybudować lub wprowadzić do użycia większość z nich. Brakowało mi przy tym strategicznych wyborów, czy na danej planecie lepiej wybudować ogrody hydroponiczne czy może jednak port kosmiczny. Czasu i zasobów starczało mi zwykle na obie budowle i jeszcze kolejne, przez co pod koniec kampanii większość moich planet miała wybudowany niemal komplet dostępnych budynków.Rzadko też spotkałem się z wyraźniej nakreślonymi zależnościami pomiędzy budynkami. Zwykle wzmacniają one jedną z trzech ścieżek rozwoju, ale nie mają większego negatywnego wpływu na pozostałe dwie. To również sprawia, że nie doświadczyłem w nowym Master of Orion naprawdę trudnych decyzji, które w sposób zdecydowany definiowałyby moją dalszą przygodę. Osobiście liczę więc, że w trakcie Early Accessu twórcy dopracują jeszcze ten element, nawet jeśli rozwiązanie to podwyższy ogólny poziom trudności gry.Potrzeba nieco więcej czasu zanim odpowiednie budynki na planetach i odblokowane technologie umożliwiają budowanie statków kosmicznych lepszych niż nieuzbrojone jednostki zwiadowcze i podstawowe fregaty. Po kilkudziesięciu turach, Master of Orion oferuje jednak spore, wciąż zwiększające się pole manewru w budowaniu własnej floty.Odblokowując ulepszenia na drzewku rozwoju zyskujemy nowe silniki, reaktory, osłony, narzędzia szpiegowskie, uzbrojenie oraz wiele innych dodatków, które następnie możemy zamontować na pokładach naszych okrętów – tych standardowych lub samodzielnie konstruowanych w prostym edytorze. W przeciwieństwie do zarządzania planetami, w tej części gry częściej musiałem podejmować trudne decyzje. Pojemność statków jest bowiem ograniczona i standardem jest to, że po zamontowaniu mocnych osłon nie starcza już miejsca na lepsze działa lub pociski do bombardowań planetarnych.

Potencjał modyfikowania i tworzenia statków na razie nie jest w pełni wykorzystany, głównie ze względu na małą liczbę kadłubów, zaledwie trzy „skórki” dla każdego z nich (bez możliwości regulacji koloru) i brak możliwości znaczącego zwiększania ich pojemności. W systemie tym drzemie jednak ogromny potencjał. Im więcej opcji i swobody twórcy dadzą graczom w pełnej wersji, tym lepiej wpłynie to na grywalność nowego Master of Orion.Tworząc swoją potęgę militarną miałem oczywiście wiele okazji do sprawdzenia okrętów w boju. Bitwy w Master of Orion rozstrzygamy przez symulację opartą na porównaniu parametrów flot lub w trybie taktycznym, gdzie po wciśnięciu pauzy gracz ma możliwość wpływania na przebieg starcia. Niestety, jest to wpływ stosunkowo niewielki, bo opcji jest jak na lekarstwo, a o wyniku i tak zwykle decydują przewagi parametrów nad sprytem gracza.Weterani klasycznych odsłon powiedzą pewnie, że przecież nie o walkę w tej grze chodzi. Od czasu Master of Orion III z 2003 roku, gatunek strategii poszedł jednak naprzód na tyle, że twórcy nie mogą (a przynajmniej – nie powinni) ignorować wpływu jaki na oczekiwania graczy miała chociażby seria Total War, gdzie rozbudowana warstwa turowa łączy się ze złożonymi, taktycznymi bitwami.Nawet bliska swoim klasycznym korzeniom seria Civilization poszła (nieznacznie) naprzód w sferze prowadzenia działań militarnych, tymczasem twórcy Master of Orion wydają się nie wyciągać z tego żadnych wniosków. Wydają się też ignorować jedno z najznamienitszych osiągnięć w kategorii gier kosmicznych, jakim wciąż pozostaje Sins of a Solar Empire z epickimi bitwami kosmicznymi rozgrywanymi w czasie rzeczywistym – na dodatek bezpośrednio na mapie kampanii, a nie na osobnych, ciasnych planszach. Szczerze trzymam kciuki za to, żeby twórcy gry zdecydowali się na nieco odważniejsze, nowocześniejsze rozwiązania. O ile bowiem wierność klasyce dobrze sprawdza się podczas eksploracji kosmosu, rozbudowy i badań, tak w przypadku prowadzenia wojen pachnie już jak dawno nieświeży kotlet.Wierność tradycji widać więc w Master of Orion praktycznie na każdym kroku. Dopiero czas i postępy w pracach nad grą pokażą jednak, czy będzie to największa zaleta tego tytułu. Równie dobrze może stać się jego przekleństwem – odstraszyć nowych graczy, a wielu fanów pozostawić z niedosytem, który odczułem podczas ogrywania wersji Early Access.

To, co już teraz nie ulega jednak wątpliwości, to walory wizualne oraz dźwiękowe nowego Master of Orion. Począwszy od widoku galaktyki, przez poszczególne systemy planetarne, powierzchnie planet, starcia flot, aż po wygląd i animacje przywódców poszczególnych frakcji, gra prezentuje się po prostu ślicznie. Twórcom udało się wprowadzić pikselowatego klasyka w świat efektownego trójwymiaru, który już na tym etapie produkcji prezentuje się lepiej, niż chociażby w Sid Meier’s Starships.Oglądanie tego wszechświata będzie ogromną przyjemnością, podobnie jak jego słuchanie. Orkiestrowa ścieżka dźwiękowa prezentuje najwyższy poziom, ale to liczba gwiazd wśród aktorów podkładających głosy przywódcom frakcji przyprawia o prawdziwy zawrót głowy. Wśród nich znaleźli się m.in. Mark Hamill, Robert Englund oraz silna reprezentacja Star Treka z Michaelem Dornem w roli narratora gry na czele. Ich występy w mistrzowski sposób budują nastrój tej produkcji – raz motywują do odważnej eksploracji, by później budzić postrach gdy galaktykę ogarnie wojna.Po kilku godzinach z nowym Master of Orion mam swoje zastrzeżenia i wątpliwości, ale jednocześnie świetnie się bawiłem. Z rozrzewnieniem wspominałem czas spędzony z poprzednimi odsłonami, ale czułem też niedosyt związany z brakiem bardziej nowoczesnego gameplayu. Podziwiałem piękną grafikę oraz grę aktorską postaci, lecz często czułem się biernym obserwatorem, a nie uczestnikiem zdarzeń. Takich przeciwieństw we wczesnej wersji gry nie brakuje.Liczę na to, że do czasu premiery pełnej wersji twórcy dopracują swoje pomysły i zdecydują się – pchną swoje dzieło jeszcze bardziej zdecydowanie w stronę klasyka lub pójdą drogą innowacji i spróbują tchnąć w serię nowe życie. Niezależnie od tego którą z tych dróg wybiorą, mam wrażenie że od sukcesu dzieli ich zaledwie kilka parseków. Dla statku kosmicznego z napędem nadświetlnym, to naprawdę niewiele.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)