Mass Effect 3: Omega, czyli Komandor w służbie jej szelmowskiej mości [RECENZJA]
Osoby pamiętające wysiłki Komandora Sheparda kojarzą zapewne wsparcie, które w walce ze Żniwiarzami otrzymał on od floty oszustów, przemytników i gangsterów. Z najnowszego DLC do „Mass Effect 3” dowiadujemy się, że musiał za nie słono zapłacić, a rachunek wystawiła sama Aria T'Loak, królowa stacji Omega.
28.11.2012 | aktual.: 08.01.2016 13:20
Królowa, władczyni, czy też po prostu kierowniczka stacji kosmicznej Omega stoi na szczycie łańcucha pokarmowego wszystkich gangów zamieszkujących tę dryfującą skałę. Rządy sprawuje żelazną ręką, a jedynym kryterium oceny sytuacji jest dla niej rachunek ekonomiczny. Ta bezwzględność pozwala jej zachować kontrolę nad największym azylem dla wszystkich szumowin, które muszą szukać schronienia poza bardziej cywilizowanymi układami. Wszystkie wspomniane cechy wpisują się w wachlarz, z którym Shepard miał do czynienia w drugiej i trzeciej części gry. Wtedy Aria była zleceniodawcą. W „Omedze” przyszedł czas na to, by i ona ubrudziła sobie ręce.
Aria strzeliła pierwsza Na linii czasu dodatek należy umieścić przed ostatecznym atakiem z trzeciej części gry. To w efekcie wydarzeń opisanych w „Omedze” Shepard dostaje do dyspozycji wspomnianą flotę wyjętych spod prawa mieszkańców stacji. Tradycyjnie już informację o nowym zleceniu otrzymujemy poprzez terminal na pokładzie Normandii. Ci z Was, którzy mają już za sobą trzecią część gry, wiedzą, że kontrolę nad stacją przejął Cerberus, a Aria, po ucieczce ze stacji, ukrywa się w Cytadeli. Starczy dodać dwa do dwóch i już wiecie, na czym polegać będzie rola Sheparda w omawianym dodatku. Tak jest - Aria w zamian za wsparcie w walce ze Żniwiarzami żąda pomocy w odbiciu Omegi z rąk Cerberusa. Nie będę Wam zdradzał szczegółów jej planu, ale możecie być pewni, że jest równie odważny co nierozsądny. Z racji charakteru zleconej misji 70% dodatku to walka, ale nie zabrakło w nim również elementów charakterystycznych dla serii, tj. solidnej porcji dialogów, kilku niespodzianek i okazji zmuszających nas do podjęcia niewygodnych decyzji. W dodatku znalazło się również miejsce dla pierwszego w trylogii występu Turianki. Kto wie, może w którymś DLC doczekamy się w końcu Quarianki bez hełmu?
Zawartość fabularna dodatku nie zawodzi i można ją postawić na równi z najważniejszymi i największymi misjami poprzednich części. Nie odstaje od nich ani w kwestii wagi fabularnej, ani poziomu skomplikowania, ani samego czasu rozgrywki. Fakt umieszczenia akcji na jednej stacji kosmicznej również nie powinien być powodem do niepokoju. W czasie gry przyjdzie Wam zwiedzić więcej różnorodnych lokalizacji niż w przypadku dwóch czy trzech pobocznych misji z podstawki. Barykady na „ulicach” Omegi, kopalnie, laboratoria, pomieszczenia reaktora czy systemy wentylacyjne stacji - nie ma na tej liście niczego, czego nie widzielibyście wcześniej, ale zadbano, by każda ze scenerii była odpowiednio różna od pozostałych.
Among Thieves Jak już wspomniałem, dodatek walką stoi. W naszych zmaganiach pomoże nam sama Aria, która jest równie sprawną biotyczką co strzelcem. W repertuarze jej zdolności pojawiły się nowe moce: „bicz”, potrafiący obalić przeciwników i na chwilę ich zdezorientować, i „rozbłysk”, działający jak biotyczny granat. Bicz to kolejna wariacja mocy, które na chwilę wykluczają przeciwników z walki. Przydaje się na wyższych poziomach trudności, ale nie jest rewolucyjny - odpowiednio rozwinięte moce, z puli już tych znanych, działają podobnie. Częściej korzystałem natomiast z rozbłysku, czyli klasycznego ataku AOE, służącego do wykańczania lub osłabiania większych grup przeciwników. Większą część dodatku spędzimy w dwuosobowym komandzie, ramię w ramię z Arią. W kilku kluczowych momentach nasza drużyna powiększy się o trzeciego członka. Nie ma on specjalnie wyszukanych zdolności, ale jest kompetentny i wprowadza ciekawe spięcia w drużynie.
Z racji, że Omegę odbijamy z rąk Cerberusa, to właśnie z jego siłami przyjdzie nam walczyć. Pośród już znanych oddziałów centurionów, inżynierów i goliatów znalazło się miejsce dla zmechanizowanych zabójców. Roboty wyposażone w omni-ostrza nie dążą za wszelką cenę do bezpośredniego kontaktu, ale kiedy już znajdą się blisko nas, to potrafią napsuć sporo krwi. Cieszy odejście od AI nakierowanego na bezmyślną szarżę w stronę przeciwnika, jak ma to zwykle miejsce w przypadku przeciwników nastawionych na walkę wręcz. Ci są zwyczajnie kompetentnymi strzelcami, których nie chce się atakować z bliska. Takie zachowanie i wachlarz umiejętności podnoszą poziom trudności gry np. dla biotyka, który zdecyduje się na atak szarżą i w jednej chwili wejdzie w zasięg ostrzy robota.
Inny nowy przeciwnik to zguba, którą Cerberus sprowadził sam na siebie. Jest wytrzymały, szybki i celny. Kierując się względami fabularnymi, znów będę musiał Was zostawić z tym szczątkowym opisem.
W warstwie mechaniki „Omega” nie zaskakuje. Nowe umiejętności są przydatne, a poziom trudności, który wybierzecie, będzie dyktował częstotliwość, z jaką będziecie z nich korzystać. Przeciwnicy to w głównej mierze dobrze znane mięso armatnie, na które „przepis” dobrze znacie. Nowe roboty to miła odmiana, stosowana z umiarem, by zachować świeżość pomysłu.
Masa bez większego efektu W zakresie oprawy „Mass Effect 3” z dodatkiem „Omega” pozostał tą samą grą. Nie ma mowy o żadnym postępie, nowych efektach czy poprawie któregokolwiek z aspektów dźwiękowych bądź wizualnych. No ale chyba nikt się tego nie spodziewał. Początek gry przynosi natomiast zapowiedź ciekawych pomysłów w kwestii reżyserii scenek przerywnikowych i kluczowych (skryptowanych) akcji. Niestety ta obietnica zostaje spełniona jeszcze tylko w jednym, ciekawie wyreżyserowanym, przerywniku, po czym wszystko wraca do formy znanej z podstawki. Poziom wyjściowy „Mass Effect 3” to już wyższa półka w kategorii gier wideo, ale mimo wszystko miło jest czasem zostać zaskoczonym. Najwidoczniej skok jakościowy w tym aspekcie BioWare zostawiło sobie na okazję kolejnej generacji konsol.
Oczywiście czasy niemych dodatków do serii „Mass Effect” mamy już za sobą. „Omega” jest w pełni udźwiękowiona, a bohaterowie nie stronią od rozmowy między sobą, czy też z innymi napotkanymi postaciami. Może pamiętacie, ale w obu grach głosu Arii udzieliła Carrie-Anne Moss. W moim odczuciu Carrie-Anne nie ma wyjątkowo charakterystycznego głosu i do roli została zatrudniona raczej w związku ze swoim zaangażowaniem w serię „Matrix”, a nie wyjątkowego talentu aktorskiego. Prawdę powiedziawszy, gdyby w „Omedze” zastąpiono ją inną aktorką, pewnie nawet bym tego nie zauważył. Na uznanie zasługuje natomiast aktor użyczający głosu głównodowodzącemu wojsk okupacyjnych Cerberusa, generałowi Olegowi Perovsky'emu . Aż szkoda, że słyszymy go tak rzadko.
W czasie obcowania z dodatkiem doświadczyłem tylko jednego błędu w oprawie audiowizualnej, niestety - często powracającego. W czasie przerywników bohaterowie potrafili się teleportować z miejsca na miejsce, znikać z kadru i machać kończynami, co wyglądało jak przesadna gestykulacja. Odgrywałem te same scenki po trzy razy i za każdym razem efekt był ten sam. Szczególnie jest to widoczne w scenie przemówienia Arii do mieszkańców Omegi, które mogliście obejrzeć chociażby na trailerze. Odrobinę psuje to zaangażowanie w grę i w najlepszym razie powoduje śmiech.
Werdykt „Omega” to w mojej opinii najlepsze DLC do serii „Mass Effect”, jakie do tej pory ukazało się na rynku. To imponująca rozmiarami przygoda, która - mimo że dzieje się na pokładzie jednej stacji kosmicznej - zapewniają tak pożądaną różnorodność scenerii. Shepard,odcięty od członków swojej załogi, znajduje oparcie w nowych towarzyszach, którzy są zdolnymi żołnierzami i wprowadzają do drużyny spodziewany pokład dramaturgii. „Omega” to pigułka, w której znajdziecie wszystko to, co stanowi o sile marki „Mass Effect”.
Jedynym, co może Was odwieść od zakupu, jest stosunkowo wysoka cena - 1200 MSP. Dodatek jest obszerny (prawie 2 GB danych), ale mimo wszystko dotyczy gry, która za niedługo będzie świętować swoje pierwsze urodziny. W naszej branży to jak prehistoria. Do tego BioWare nie jest ostatnio w najlepszych stosunkach z fanami i powinno szukać sposobów na ich poprawienie Ten pułap cenowy to nie najlepszy sposób.
Marcin Jank