Marvel's Spider-Man: Miles Morales otwiera nową generację z przytupem [RECENZJA]
Przed Milesem Moralesem zadanie arcytrudne: zostać nowym Spider-Manem i pokazać pełnię mocy PlayStation 5. Jak się z niego wywiązał? Nie będę ukrywał: wyśmienicie.
06.11.2020 | aktual.: 01.03.2022 14:43
Liczyłem, że "Marvel's Spider-Man", który mnie zachwycił, porwał, a potem zawiódł dodatkami, będzie dla wirtualnego Marvela tym, czym był dla kina pierwszy "Iron Man" - fundamentem wylanym pod jeszcze większy potencjał. I większą liczbę podobnych gier. Przygotowanych z podobnym pietyzmem i mówiąc najoględniej – rewelacyjnych. Tak się nie stało. Czy Miles Morales to zmieni? Poszukajmy odpowiedzi.
Pająków dwóch
Insomniac Games w swojej poprzedniej grze darowali nam genezę Człowieka Pająka. Peter Parker był ukształtowanym i znanym w Nowym Jorku superbohaterem. Nie psując nikomu zabawy – podczas swoich przygód, w które zagrywałem się w 2018 r., poznał Milesa Moralesa, afro-latynoskiego nastolatka, którego (uwaga: szok i niedowierzanie) też ugryzł radioaktywny pająk. Nowy Spider-Man zabiera nas w podróż oddaloną o rok od wydarzeń z poprzedniej gry.
Tym razem w roli głównej obsadzono właśnie Milesa Moralesa. Peter Parker jest dla nastolatka czymś w rodzaju mentora. Ale tak się składa, że starszy Spider-Man potrzebuje wakacji, więc Nowy Jork musi liczyć na nowego pająka. Dla Moralesa oznacza to przyspieszony egzamin dojrzałości. A dla gracza – zapoznanie się z genezą nowego superbohatera.
Twórcy nie bawią się w półśrodki. Początek gry to próba schwytania (po raz kolejny) uciekającego Rhino. A że to przeciwnik wyjątkowo niewygodny, potrzeba do tego dwóch Spider-Manów. My uczymy się obsługi gry na nowo, Miles uczy się pod czujnym okiem Parkera bycia obrońcą nowojorczyków. I czego tam nie ma!
Dziesiątki zbirów do spacyfikowania, podczas gdy w tle Rhino walczy ze starszym Spider-Manem? Są. Jazda na plecach rozwścieczonego Nosorożca przez kilkupoziomowe centrum handlowe pełne klientów i świątecznych ozdób do staranowania? Obecna. Przelot przez wnętrze wieżowca z czmychającymi pracownikami biura w środku? Naturalnie. A potem wielka konfrontacja z Rhino, podczas której Miles odkrywa nową moc. Wszystko z zawrotnym tempie, z mnóstwem QTE i reżyserią godną hollywoodzkich gigantów. Dzieje się tyle, że ciężko o oddech.
Daje o sobie znać też potęga, jaka drzemie w PlayStation 5. Wszystko śmiga płynnie w 60 klatkach na sekundę. Ten fragment rozegrałem zresztą dwukrotnie. Również w opcji jakościowej. Tu już klatki zjechały do 30 FPS-ów, ale za to fajerwerkami. Choć już w pierwszej sekwencji konsola chrupnęła nieprzyjemnie. Fakt, na ekranie działo się naprawdę dużo i to na dwóch planach jednocześnie, ale takiego gubienia klatek na next-genach oglądać nie chcę. Inna kwestia, że sytuacja nie powtórzyła się później tylko raz.
Manhattan stary, a jednak nowy
Ponarzekałem, to ponarzekam nieco więcej. "Marvel's Spider-Man: Miles Morales" oferuje nam dokładnie tę samą mapę co jego poprzednik. To znów pięknie przygotowany i przepastny Manhattan, ale jest to ten sam Manhattan. Trzeba oddać Insomniac Games, że pojawiły się budynki, które dwa lata temu były w budowie. Pojawiły się też budowy nowych. Ba. Pojawiły się nawet efekty rozróby, jaką zrobił Peter Parker w wieżowcu Wilsona Fiska w poprzedniej grze.
Ale znów – to ciągle ten sam teren. I można by to uznać za wadę czy wręcz lenistwo, ale twórcom udało się przenieść środek ciężkości gry na rejony rzadziej przez nas eksplorowane w skórze Parkera. Mocny nacisk nałożono na najbliższą okolicę Milesa czyli Harlem. Mapa zatem ta sama, a jednak inna. Sprytnie Insomniac Games, bardzo sprytnie.
To. co się nie zmieniło w grze, to mechanika. Ekwilibrystyczne walki początkowo wydają się chaotyczne, ale z czasem uczymy się kontrolować wszystko. No i to bujanie między wieżowcami Nowego Jorku. Coś wspaniałego. Nadal sprawia tyle frajdy ile w poprzedniej odsłonie i nadal jest zabawą samą w sobie. Proste, intuicyjne i piekielnie satysfakcjonujące.
Pająk krótkodystansowy
"Marvel's Spider-Man: Miles Morales" to też cały czas wielka piaskownica. I jest w niej co robić. Losowych przestępstw jest na pęczki, jest cała masa rozmaitych znajdziek, wyzwań czasowych i fura innych rzeczy do zrobienia. I bardzo dobrze. Gra cierpi bowiem na jedną, bardzo niemiłą przypadłość. Jest krótka. Bardzo krótka. Fabuła pęka po 8-10 godzinach.
Warto jednak dodatkowe zadania zrobić, nie tylko po to by zdobyć platynę, ale by odblokować całkiem rozbudowane drzewko z umiejkami Pająka. Jest ich w 24. Do tego trzy dodatkowe, które otrzymamy w trybie trybie "Nowa gra +". I dochodzą jeszcze ulepszenia gadżetów (sztuk cztery) i cała szafa kostiumów do odblokowania (19 fatałaszków).
Dużo przed premierą mówiło się ekranach ładowania w grze. Będzie krótko: nie uświadczycie ich. Szybka podróż to kwestia 2-3 sekund. Włącznie gry – w porywach do 10. Oby to był standard tej generacji.
Z "Marvel's Spider-Man: Miles Morales" jest trochę jak z "Uncharted: Lost Legacy". Obie te gry stoją w rozkroku pomiędzy byciem pełnoprawnym sequelem, a spin-offem jednocześnie. I obie wychodzą z tej pozycji z obronną ręką. Spider-Manowi łatka bycia "tym pierwszym" na PlayStation 5 z pewnością oceny nie ułatwia. Oczekiwania kolosalne, a efekt? Bardzo dobry. Czy liczyłem na więcej? Trochę tak. Z drugiej strony, patrząc na zbliżające się, piekielnie długie tytuły, "Marvel's Spider-Man: Miles Morales" był dokładnie tym czego potrzebowałem. Wypakowanym po brzegi blockbusterem, gdzie świat za oknem przestaje istnieć, a jedyne co się liczy to beztroskie bujanie na pajęczynie.
Ocena: 4/5
Platformy: PlayStation 5
Producent: Insomniac Games
Wydawca: Sony Interactive Entertainment
Dystrybutor: Sony Interactive Entertainment Polska
Data premiery: 12.11.2020
Grę do recenzji podrzuciło Sony Interactive Entertainment Polska, polski wydawca gry.