Marvel vs. Capcom 3 - recenzja

Fani poprzednich odsłon serii wiedzieli, czego się spodziewać. Ci, którzy w nie akurat nie grali, pewnie też się domyślali, biorąc pod uwagę, jaką ilością materiałów z Marvel vs. Capcom 3 zasypywano nas przed jej premierą. I wszystko się sprawdziło: dostaliśmy efektowną, dynamiczną bijatykę, od której boli głowa, a oczy wypływają na wierzch.

Marvel vs. Capcom 3 - recenzja
marcindmjqtx

23.02.2011 | aktual.: 30.12.2015 14:05

Zatrzymajmy się na chwilę przy tym ostatnim aspekcie, bo właśnie on jest w pierwszej chwili najbardziej zauważalny. Sama gra wygląda bardzo w porządku - zarówno postaci, jak i tła, są trójwymiarowe (choć mechanika to walki już "płaskie"), bardzo komiksowe i po prostu ładne. Osobna rzecz to efekty ciosów, zwłaszcza tych bardziej skomplikowanych. One są po prostu "zbyt": zbyt kolorowe, zbyt dynamiczne, zbyt migające, zbyt efektowne. Jeśli weźmie się jeszcze do tego pod uwagę dość szybkie tempo gry, do głowy przychodzą jedynie takie słowa, jak "obłęd", "szaleństwo", "kosmos", "dyskoteka" i tak dalej, i tym podobne. Zobaczcie zresztą sami, tak będzie o wiele łatwiej:

Uwierzcie mi - potrafi być jeszcze bardziej spektakularnie. I jeszcze szybciej. Pomyślcie też, że to tylko jedna walka. Po, powiedzmy, dwudziestu-trzydziestu naprawdę można się zmęczyć. Więcej, Marvel vs. Capcom 3 to jedna z niewielu gier, przy których standardowe ostrzeżenie o epilepsji nie śmieszy, a, wręcz przeciwnie, jest jak najbardziej niezbędne.

Czy to źle? Nie, broń Boże! Ta gra po prostu taka jest - przesadzona do bólu i spektakularna. Jest w tym świetna, ale niektórych może męczyć.

No dobra, a jak się w to gra? Przejdźmy do meritum. Jeśli ktoś z Was jeszcze się tego nie domyślił po powyższym filmiku, Marvel vs. Capcom 3 to dwuwymiarowa bijatyka, w której mierzą się ze sobą przedstawiciele komiksowych światów Marvela (Spider-Man, Hulk, Wolverine, Magneto i inni) oraz gier Capcomu (przykładowo: Ryu, Wesker, Dante, Amaterasu). W sumie jest ich trzydziestu sześciu - z jednej strony to sporo, z drugiej: w poprzedniej odsłonie było więcej. Postacie zostały jednak niezwykle zróżnicowane i jest ich wystarczająco, by wybrać takie, które będą pasować do ulubionego stylu gry. Poza tym kolejnych z pewnością możemy spodziewać się w przyszłości, w formie internetowych rozszerzeń. No i, co najważniejsze, to oni! Nasi komiksowi i growi przyjaciele, znani z innych produkcji! Taki bijatykowy "Taniec z Gwiazdami".

Mechanika gry została trochę uproszczona w stosunku do poprzedniej odsłony (nie, żeby tam była przesadnie skomplikowana), ale weterani nie powinni mieć problemów z przyzwyczajeniem się. Jeśli zaś chodzi o nowicjuszy, to z pewnością należy im się kilka słów wyjaśnienia. Po pierwsze, tu nie walczy się 1 na 1, a 3 na 3, choć w jednym momencie na ekranie obecni są tylko dwaj bohaterowie (nie licząc wyjątków, o których za chwilę). Między postaciami można się przełączać w dowolnej chwili: czasem nawet po to, by kolejną kontynuować rozpoczęte już kombo. Poza tym warto to robić także dlatego, że pasek energii podzielony został na dwa poziomy. Początkowo, gdy wojownik dostaje cięgi, spada mu jedynie pierwsza warstwa życia. Jeśli szybko wycofać go z walki, jest szansa, że chwilę odpocznie i po chwili wróci zdrów i cały. Poza tym inną postać można także poprosić o asystę, a więc krótki (niekontrolowany bezpośrednio) atak na przeciwnika (to właśnie wspomniany wyjątek).

W przypadku samych ciosów nie znajdziemy tu klasycznego podziału na piąchy i kopniaki. Jest inaczej: są uderzenia słabe, średnie i mocne (do tego dochodzi jeszcze czwarte, które wyrzuca przeciwnika w powietrze). Ataki specjalne wykonuje się, zataczając gałką ćwierćkoła, półkola, tudzież inne figury geometryczne, znane z pewnością fanom gatunku (bez arcade sticka ani rusz). Generalnie system jest prosty i przyjazny nawet dla nowicjuszy. Zwłaszcza że choć poszczególne postacie różnią się oczywiście arsenałem ciosów, to wykonuje się je w większości przypadków wklepując identyczne kombinacje przycisków. Ot, żeby było łatwiej.

Mędrca szkiełko i oko Marvel vs. Capcom 3 musi być bowiem "przyjazną" grą. Musi trafiać do szerokiego grona odbiorców. Ze względu na tematykę, produkcja ta jest murowanym hitem: u nas może nie, ale w takich Stanach Zjednoczonych na pewno. To tłumaczy pewne uproszczenia, które tu zastosowano. Z drugiej strony, mechanika jest na tyle rozbudowana, że powinna odpowiadać także tym, którzy zechcą się w nią wgłębić i spędzić przy grze długie godziny. Choć w tym wypadku nie musi podobać się każdemu: grałem w MvC3 ze znajomymi, którzy na mordobiciach zjedli zęby i oni trochę kręcili nosami. Było dla nich zbyt chaotycznie (na co wpływ miała z pewnością wspomniana przesadna efektowność; przez te wszystkie fajerwerki czasem nie wiadomo, co się aktualnie dzieje) i ostatecznie zwykle zabawa kończyła się "mashowaniem" przycisków, a nie świadomym wyprowadzaniem ciosów.

To zresztą w ogóle było dosyć zabawne: spotkaliśmy się, żeby wspólnie pograć, a przy okazji, nie ukrywam, byłem bardzo ciekaw eksperckiej opinii. Lubię bijatyki, ale do mistrzostwa to mi raczej daleko, a tu miałem okazję pogadać ze znawcami, którzy nie jeden turniej w swoim życiu przeżyli. Niestety, okazało się, że... MvC3 szybko się znudziło i przerzuciliśmy się na Virtua Fighter 5 (i jeszcze na chwilę na BlazBlue). Potem wróciliśmy jeszcze do gry Capcomu, ale wrażenia były nadal mieszane. Gra, owszem, nawet się podobała, ale nie aż tak bardzo, jak sądziłem. Oczywiście, wiadomo, że wszystko jest kwestią gustu - w naszym wypadku problemem był jednak właśnie chaos oraz kiepski balans postaci.

Z tym balansem to jednak mam zgryz. Po kilkunastu godzinach gry w MvC3 ciągle trudno mi sprawiedliwie ocenić, jak to z nim jest. Z jednej strony kilka z postaci jest na pewno bardziej przyjaznych na początku, z drugiej - każda ma podobnie bogaty arsenał ciosów, każdą można więc, przynajmniej w teorii, przy odrobinie treningu świetnie opanować. W sieci spotkałem się z graczami sprawnie kontrolującymi nawet MODOK-a, który dla nas tamtego wieczoru był zupełnie nieodgadniony w "obsłudze" (zresztą, gdy później grałem sam, było identycznie). Podejrzewam, że dopiero za parę tygodni będziemy mogli tak naprawdę powiedzieć, jak to z tym balansem jest: gdy gracze zdążą już mistrzowsko opanować grę. Jeśli jest to dla Was problemem, miejcie na uwadze, że może być różnie.

Samotność w sieci Okiem Wojtka Kubarka: MvC 3 nie zawodzi. Szybko odnalazłem wszystko to, co przyciągnęło mnie na długie godziny do drugiej części serii. Nowy tryb "simple" pozwala na efektywną grę także mniej zaznajomionym z bijatykami od Capcomu (i to na padzie), dzięki czemu więcej osób próbuje swoich sił w trybie online. W offline brakuje mi za to większej liczby trybów.

Skoro wiadomo już, jak się w tę grę gra, warto jeszcze spojrzeć na to, w co się tu gra. Tu już tak różowo nie jest. Po pierwsze, brakuje trybów dla pojedynczego gracza. Nie licząc treningu (w tym uwzględniam też misje, gdzie wykonywać trzeba polecone kombosy), jest tu tylko arcade, złożony z niewielkiej ilości standardowych walk i ostatniej, gdzie walczy się z ogromnym Galactusem (znanym także jako Pożeracz Planet), broniąc tym samym Ziemi przed zagładą. Szkoda, to mało, można było wymyślić coś jeszcze.

Skoro samemu bawić się nie ma za bardzo w co, należy przenieść się do sieci. I tu wszystko jest pięknie, z wyjątkiem jednej rzeczy: czasami naprawdę trudno znaleźć chętnego do zabawy (przynajmniej wśród graczy na podobnym poziomie). System szuka przeciwnika, szuka, szuka, szuka... I nie wyszukuje. A ja czekam. Wybieram więc szukanie jeszcze raz. Szuka, szuka, szuka... Nic. Jeszcze raz. Szuka, szuka... Jest! Można grać. Albo nie ma. Wtedy nie można. Trochę to wkurzające - inna rzecz, że z czasem może ulec poprawie.

Werdykt Bijatyki to specyficzny gatunek do recenzowania. Z jednej strony można o nich pisać dziesiątki tysięcy znaków, wgłębiając się w meandry charakterystyk poszczególnych postaci, z drugiej można je także podsumować kilkoma słowami ("no, mordobicie, fajne na imprezy, efektowne i kolorowe"). Tak też można w nie grać: długimi godzinami, by opanować je do perfekcji, bądź raz na jakiś czas, godzinę w tygodniu, by się odprężyć. Marvel vs. Capcom 3 powinien spodobać się zwolennikom obu podejść. Ci pierwsi mogą jednak narzekać na zbytni chaos na ekranie i z mieszanymi uczuciami wrócić do, dajmy na to, Virtua Fighter 5. Jeśli wolicie spokojniejszą, bardziej wyważoną, taktyczną rozgrywkę: przed kupnem zastanówcie się dwa razy. Jeśli natomiast szukacie bardzo efektownej, bardzo kolorowej, bardzo dynamicznej, bardzo szybkiej, bardzo bijatyki - oto jest.

Tomasz Kutera

Marvel vs. Capcom 3: Fate of Two Worlds (PS3)

  • Gatunek: bijatyka
  • Kategoria wiekowa: od 12 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
recenzje360capcom
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.