Marvel's Spider-Man - recenzja. Bujajcie się
Nie powiem tego. No nie. To straszny truizm będzie. No nie powiem, no.
04.09.2018 | aktual.: 04.09.2018 16:53
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W pierwszej minucie gry obserwujemy, jak Peter Parker budzi się w swojej zabałaganionej kawalerce. Dostaje cynk o przestępstwie, wkłada więc pośpiesznie kostium i wyskakuje przez okno w rytm skocznej, pop-rockowej piosenki. Gracz w tym momencie wie już podskórnie, co się zaraz stanie. Patrzy, jak Spider-Man wypuszcza pierwszą sieć, jak pracuje kamera, i czuje, że lada moment to on w płynny, naturalny sposób przejmie kontrolę. Nie myli się.
Platformy: PS4
Producent: Insomniac Games
Wydawca: Sony Interactive Entertainment
Data premiery: 07.09.2018
Wersja PL: Tak
Grę do recenzji dostarczył producent. Zdjęcia pochodzą od redakcji.
To, że bujanie się między budynkami Nowego Jorku jest pierwszą akcją, jaką wykonujemy w grze, mówi o niej bardzo dużo. Nie jakieś "porusz lewą gałką, żeby się rozejrzeć", nie "użyj X, aby podskoczyć", tylko właśnie "przytrzymaj R2, by się bujać". Nic dobitniej nie pokazuje, gdzie leży serce Marvel's Spider-Man.I, o kurczę, ale to serce mocno bije. Kiedy rzeczywiście przejąłem kontrolę nad Spider-Manem, z ust wyrwało mi się głośne, radosne: łał! Mknąc między drapaczami chmur, czułem pęd i wolność. Jarałem się każdą wystrzeloną linką i przebiegnięciem po elewacji. Imersja była tak silna, że później autentycznie zdarzało mi się patrolować ulice w oczekiwaniu na przestępstwo. Po prostu byłem...
Stop. Nie napiszę tego.Chętni kupią sobie nawet umiejętność, która pozwala wykonywać w powietrzu proste triki. Nie polecimy jednak daleko, jeśli w okolicy nie będzie na czym się rozhuśtać. Podróżowanie - w całej swojej fundamentalnej niesamowitości - ma więc jednocześnie logiczne ograniczenia. Te zaś wzmacniają i mięsistość zaprezentowanego systemu, i satysfakcję, gdy śmigamy przez kilka dzielnic na pełnym "flow", bez żadnego przystanku.Wszystko dzięki fantastycznym, zróżnicowanym animacjom Petera, dynamicznej pracy kamery i fizyce działającej w trakcie wędrówki. Kombinacje zanurkowań, bujnięć, odbić i parkourowych sprintów tworzą hipnotyczny spektakl, na który nie tylko przyjemnie się patrzy, ale jeszcze przyjemniej się go tworzy. Całość jest diabelnie intuicyjna, opatrzona zaledwie kilkoma przyciskami i zależnościami. Dość powiedzieć, że gra na wczesnym etapie proponuje system szybkiej podróży, ale przez trzydzieści godzin nie skorzystałem z niego ani razu.Ani razu nie miałem też wątpliwości, że Insomniac zależało na zaprezentowaniu filmowej, wysokobudżetowej opowieści. Szczególną uwagę zwracają świetne modele ważniejszych postaci, ożywione dodatkowo głosami zdolnych anglojęzycznych aktorów. Na oklaski zasługuje z pewnością Yuri Lowenthal, którego Peter Parker nie tylko jest odpowiednio charyzmatyczny, ale i potrafi w kluczowych momentach przekazać takie emocje, że łzy stają w oczach. Między nim a Mary Jane (Laura Bailey) panuje też urocza chemia. Gość, który w Uncharted 2 był zaledwie "głosem najemnika", dostał swoje pięć minut w nowym hicie Sony. Wykorzystał je z nawiązką.Nie zróbcie jednak błędnych założeń. To wciąż jest prosta, rasowo komiksowa historyjka pełna mniejszych i większych głupotek. Ale już Marvel Cinematic Universe od lat pokazuje, że można takie historyjki opowiadać, tylko trzeba umieć to robić. Tutaj fabuła nie spada poniżej przyzwoitego poziomu, a miejscami potrafi nawet zaskoczyć czy to wyjątkowo dobrze zrealizowanym dialogiem, czy zwrotem akcji. Czuć też, że twórcy nie zamierzali zrobić zwykłego "bum-łubudu-a-potem-wpada-Rhino", tylko chcieli o czymś opowiedzieć. To bardzo świadoma historia i pewnie dlatego na koniec niektóre akcenty wybrzmiewają na poziomie emocjonalnym.Przerywniki filmowe wyreżyserowano z głową i rozmachem - tak dużym zresztą, że niekiedy smuci, gdy twórcy jakąś akcję ogrywają efektowną cutscenką, a nie dają graczowi wziąć w niej czynnego udziału. Szczególnie że Marvel's Spider-Man w wielu momentach nie stroni od interaktywnych rozwałek - nawet jeśli często sprowadzają się one do prościutkich sekwencji QTE.Pora na trochę liczb. Na oko wątek główny zajmuje jakieś piętnaście godzin. Kiedy zmieszamy go z kilkoma aktywnościami pobocznymi, wyjdzie pewnie, że średni czas przejścia wynosi dwadzieścia godzin. Zrobienie absolutnie wszystkiego to natomiast zabawa na około trzydzieści parę godzin.Można nie lubić tego elementu rozgrywki, można wyśmiewać i uważać za archaizm naszego medium, ale jednak to, że wciskamy te dwa głupie przyciski, by zatrzymać wykolejony pociąg, pozwala nie wychodzić z roli, do której tak pięknie i bezproblemowo wrzuca nas gameplay Marvel's Spider-Man. Uświadamiałem sobie, jak bardzo wczułem się w tę grę, właśnie gdy musiałem patrzeć na jakąś walkę w przerywniku filmowym. No dobra, wszystko fajnie, ale widziałem już "Spider-Man: Homecoming", więc teraz dajcie zrobić to mi!Bez obaw, te chwile zdarzają się na szczęście sporadycznie, a walki będziecie mieli aż nadto. Insomniac nie próbowało tutaj zbytnio kombinować i po inspiracje udało się, rzecz jasna, do kolegów z Rocksteady. Ich Batmany czuć tutaj na kilometr, ale to nic złego. Po pierwsze: działa. Po drugie: jest o wiele szybsze. Mroczniejszy kolega z DC i tak był zwinny, ale to, co wyprawia Spider-Man, to jednak wyższa liga. Wszystko dzięki pajęczynie, która pozwala raptownie przemieszczać się między wrogami albo przenieść walkę w powietrze.Dynamika jest ogromna. Wyobraźcie sobie: Spider-Man okłada kogoś po pysku, aż wreszcie robi salto i siecią przyciąga się do gościa po drugiej stronie pokoju. Po celnym uderzeniu w twarz śmiga między jego nogami i bije w plecy, jednocześnie unikając kul innego oprycha. Oślepia strzelającego, a potem pajęczyną chwyta telewizor i powala wszystkich tych, którzy zdążyli go otoczyć. A to tylko opis jednej, nieskomplikowanej sekwencji. Trwającej może z cztery sekundy.I znowu: fundament jest prościutki. Kwadratem bijemy, kółkiem robimy uniki, trójkątem doskakujemy, R1 używamy sieci i gadżetów. Ale potem dochodzą a to różne rodzaje przeciwników, a to combosy, a to kontrataki, specjalne chwyty po dłuższym przytrzymaniu przycisku, interaktywne elementy otoczenia, umiejętności specjalne kostiumów, energia służąca do leczenia lub ciosów kończących... Ani się obejrzymy, dostajemy głęboki, satysfakcjonujący system walki.A do tego należy jeszcze dorzucić elementy skradankowe. Te nie robią już takiego wrażenia, nie są tak zniuansowane i dopracowane, ale działają. Przyjemnie czasem podłożyć pajęczą minę, a potem strzałem w pudło zwabić do niej oprycha. Często jednak miałem wrażenie, że poziomów nie przygotowano pod kątem cichego podejścia. Gra oferowała tylko bardzo monotonne eliminowanie wrogów. Zeskakiwałem więc z sufitu, by rozpocząć znacznie lepiej zrealizowane otwarte konflikty. Wtedy gra znowu błyszczała.Tak dobra realizacja dwóch podstawowych elementów rozgrywki - bujania się na sieci i walki - oznacza jedno: w Marvel's Spider-Man cholernie dobrze się gra.Posłuchajcie, ja nie jestem typem gracza, któremu chce się robić byle pierdółki w grach. Nie mam parcia na trofea i "maksowanie", nudzi mnie to. Ale tutaj z własnej, nieprzymuszonej woli zrobiłem praktycznie wszystkie aktywności poboczne. To coś znaczy. Nie odblokowałem tylko paru kostiumów i ulepszeń gadżetów, bo to wymagałoby powtarzania już zrealizowanych wyzwań.To o tyle znamienne, że Marvel's Spider-Man to żaden Wiedźmin ani nawet ten Batman od Rocksteady i zadania poboczne ma... cóż, w najlepszym przypadku "fajne", a zazwyczaj najzwyczajniej w świecie zwyczajne. Przeciętne. Postacie, które je nam zlecają, graficznie wyglądają trzy razy gorzej od bohaterów. Na czas dawania zlecenia kamera zawiesza się z kolei nad ramieniem Spider-Mana w ten charakterystyczny, tani sposób kojarzony z questową drobnicą. Nie ma żadnych przerywników filmowych, dynamicznych ujęć - ani na początku, ani w trakcie zadania.Fabularnie posucha. Tutaj łapiemy gołębie dla bezdomnego, tam musimy pobić jakichś bezimiennych drani. Batman robił pożytek ze swojej menażerii wykolejeńców i wiązał z nimi solidnie zrealizowane opcjonalne historie. W Marvel's Spider-Man znajdziemy tak naprawdę tylko jeden pełnokrwisty quest poboczny, taki kilkuczęściowy, z antagonistą, nowym rodzajem przeciwnika, cutscenkami i nawet bossem.Oczywiście poza klasycznymi zadaniami mamy też masę innych aktywności. Są dwie mini-gry, które za pomocą przyjemnych zagadek logicznych symulują pracę naukowca. Są wyzwania Taskmastera, które testują naszą biegłość w różnych aspektach rozgrywki. Są stacje badawcze Harry'ego Osborna, otwierające ciekawe zadania zręcznościowe obudowane proekologicznym kontekstem. Są świetne znajdźki w postaci plecaków, które na przestrzeni lat gubił Peter, zawierające zawsze jakiś przedmiot opatrzony zabawnym komentarzem bohatera. Na ulicach ciągle generowane jest też kilka rodzajów przestępstw, którym możemy na gorąco zapobiegać.
Marvel's Spider-Man jest tytułem na wyłączność PlayStation 4, więc polski oddział Sony przygotował oczywiście pełną lokalizację z dubbingiem. Ten wypada... klasycznie? Czyli jest w porządku, da się tego słuchać, ale jednak oryginał brzmi znacznie lepiej. Różnica jest szczególnie widoczna, kiedy usłyszy się, jak dobrze radzi sobie Lowenthal w roli Petera Parkera.Autorzy przygotowali dużo tego typu atrakcji. Owszem, nie są one tak ambitne w wykonaniu jak wątek główny - różnica jakościowa jest odczuwalna. Opierają się jednak na gameplayu, który ostatecznie jest bardzo, bardzo satysfakcjonujący. Jałowość fabularna zadania pobocznego nie boli, kiedy wciąż tak przyjemnie fika się po dachach. Nikt też nie próbuje w żadnym momencie gry sugerować, że to coś więcej niż klasyczna przystawka dla chętnych. Dlatego ostatecznie zrobiłem wszystko w każdej dzielnicy Nowego Jorku i bawiłem się przy tym doskonale.Dzięki temu mogłem odblokować wiele odjechanych kostiumów Człowieka Pająka, nawiązujących do filmów, komiksów czy klasycznej kreskówki. Na zadania poboczne lubiłem ubierać się w punkowego Spider-Mana, zaś podczas fabularnych misji przebierałem się w strój "oficjalny", ten z "Homecoming". Zarówno kostiumy, jak i gadżety kupuje się za żetony, które zdobywamy poprzez wykonywanie aktywności pobocznych. To sprawny system, dodatkowo zachęcający do zabawy poza filmowym wątkiem głównym.Tylko czy zachęta tak naprawdę jest potrzebna? Nowy Jork i mobilność Spider-Mana starczą. Miasto pięknie prezentuje się w ciągu dnia, szczególnie podczas zachodów słońca, do tego zgrabnie odtwarza wiele charakterystycznych punktów architektonicznych prawdziwego Nowego Jorku. Dobrą robotę robią też pełne patosu, orkiestralne kompozycje, które wchodzą ilekroć zaczynamy bujać się na dachach. Po prostu chce się latać po tych ulicach, choćby bez celu. Nawet gdy jest noc, która nie wygląda tak widowiskowo. To pokazuje zresztą, ile dobrego robią efekty świetlne. Niestety, możliwość zmiany pory dnia otrzymujemy dopiero po skończeniu fabuły. Wcześniej wszystko zależy od momentu w opowieści.Miasto ładnie wygląda też z poziomu przechodnia, o ile nie zwraca się uwagi na, cóż, przechodniów. Ci prawie w ogóle nie reagują na Spider-Mana biegającego przed sklepem czy po parku. Z kolei sam Peter w całym bogactwie prywatnych, kaskaderskich animacji nie ma żadnej, gdy przedziera się przez tłum, co wygląda dosyć sztywno. Grze zdarzają się tego typu niedociągnięcia, ale wybacza się je w obliczu ogromu pracy, jaki ewidentnie włożono w wiele innych szczegółów.Bo koniec końców to wielka, bogata gra stworzona z pasją i bardzo dużym zapleczem finansowym. Takiej kombinacji nie widujemy w tej branży często. Wszyscy po zapowiedziach Marvel's Spider-Man spodziewali się "Batmana z Człowiekiem Pająkiem" i tak, w gruncie rzeczy dostajemy właśnie to: Batmana z Człowiekiem Pająkiem, z całym dobrodziejstwem, jakie Peter Parker może wnieść do formuły. Gdy w klasycznym przykucu siedziałem na dachu budynku, widziałem uciekających w samochodzie bandytów i nurkowałem ku ulicy (tu wchodziła orkiestra), by w ostatniej chwili zacząć śmigać tuż nad jezdnią, wtedy zawsze właściwie byłem...No dobra, jeju, napiszę to, napiszę i miejmy już ten truizm za sobą: byłem Spider-Manem, okej? Zadowoleni? No byłem nim po prostu.