Martwe twarze Mass Effect: Andromeda pozostaną z piratami
Razem z naręczem bugów i boleśnie przeciągniętymi animacjami podróży między planetami.
Grunt to szukać pozytywów, prawda? Pewnym pocieszeniem w kwestii niedopracowanej Andromedy może być zatem fakt, że ci, którzy postanowili ukraść grę, są uzależnieni od jej najgorszej wersji. BioWare poprawia bowiem nie tylko samą rozgrywkę.
Pisałem w zeszłym tygodniu o solidnej łatce, która m.in. poprawia skopane twarze, układa ciąg przyczynowo-skutkowy niektórych rozmów i daje możliwość pomijania animacji gwiezdnych podróży. Filmy porównawcze pokazują, że oczy niektórych postaci rzeczywiście przestały być martwe, Ryder też nie może już podobno biegać zygzakiem jak na sławnych GIF-ach. Słowem, no, dwoma: dużo dobrego. A oprócz tego...
Inną kwestią pozostaje, ile czasu minie, zanim zabezpieczenia ponownie zostaną złamane. Jednak tak czy inaczej dobrze widzieć, że BioWare próbuje walczyć z tym problemem i nie ułatwia piratom życia. Swoją drogą ciekawe jak Andromeda radzi sobie na rynku? W Wielkiej Brytanii w ciągu pierwszego tygodnia gra sprzedała mniej pudełkowych egzemplarzy niż swego czasu Mass Effect 3, ale żyjemy teraz w innych czasach, dystrybucja cyfrowa jest znacznie popularniejsza, trudno zatem interpretować to jako wyznacznik realnych wyników. Podejrzewam, że nowy Mass Effect mimo mieszanych odczuć recenzentów (w tym mojej) sprzedał się bardzo dobrze. Zwyczajnie dlatego, że to Mass Effect. Zresztą, wiele osób bawi się przy nim dobrze mimo licznych wad. Sam nie mogę powiedzieć, żebym cierpiał przez te ponad 40h rozgrywki.
Mass Effect: Andromeda (2017)
Dziwi mnie natomiast jedno - że dalej tak cicho jest w kwestii fabularnych DLC. Końcówka gry wprowadza pewien wątek, który zdaje się idealny na tego typu format, ale na razie nie otrzymaliśmy żadnych informacji o dodatkowej zawartości. Może BioWare wraz z EA próbują być jednak delikatni i zamiast rzucać graczom nowe rzeczy, na które mają wydać pieniądze, chcą najpierw "odkurzyć" podstawkę?
Patryk Fijałkowski