Mario Party 10 - recenzja

Mario Party 10 - recenzja

Mario Party 10 - recenzja
marcindmjqtx
31.03.2015 11:22, aktualizacja: 30.12.2015 13:19

Nie jest to niestety żaden epicki melanż - raczej domówka ze znajomymi, których w miarę lubisz, ale jak nie pójdziesz, to świat się nie zawali.

Na zawsze razem Mario Party to gra stworzona w konkretnym celu - by grać w nią wspólnie przed jednym telewizorem. Niby można bawić się samemu, tylko z komputerowymi przeciwnikami, ale to prawdopodobnie najsmutniejsza rzecz, jaką można robić na konsoli. Gdy już ma się przynajmniej jednego kompana, pozostaje wybrać ulubione postaci z uniwersum wąsatego hydraulika - co ma znaczenie jedynie kosmetyczne - i jedną z pięciu dostępnych plansz. Po każdej maksymalnie czwórka bohaterów porusza się wspólnie w jednym pojeździe, na zmianę rzucając kostkami. Wszystko po to, by zbierać gwiazdki - ten, kto będzie miał ich pod koniec najwięcej, wygrywa. Główną atrakcją nie jest jednak plansza, a minigierki, które się na niej odkrywa.

Jedna z plansz dostępnych w grze

Czego tu nie ma! Odbijamy się na trampolinie, ścigamy się w rozmaitych pojazdach, liczymy dziwaczne stworki, walczymi z bossami i pomniejszymi bossami, skaczemy na głowy potworków, gramy w piłkę, zbieramy monety... Nie da się tego wszystkiego wymienić. Minigierek są dosłownie dziesiątki - dość powiedzieć, że podczas pierwszych posiedzeń, gdy przechodziłem po kolei przez wszystkie pięć plansz, w żadną nie zagrałem dwukrotnie. Fakt, nie wszystkie są tak samo dobre, ale z pewnością nikt nie będzie się nudził. I nikt nie będzie narzekał, bo tutaj minigierki są naprawdę "mini" - trwają góra 2 minuty, a czasami wręcz kilkanaście-kilkadziesiąt sekund.

Emocji nie brakuje, to przyjemna, niezobowiązująca zabawa, pełna śmiechu i przekomarzania się. Ale jednego zrozumieć nie jestem w stanie. Czemu wszystkie postaci poruszają się razem? Przez to nie ma tu nawet miejsca na taktykę czy zastanawianie się, w którą stronę pójść, by wyprzedzić innych. I tak wszyscy jadą na jednym wózku, dosłownie i w przenośni. Wcale nierzadko zdarzają się partie, w których jeden z graczy czuje się poszkodowany rzutami innych, bo zupełnie nie ze swojej winy skazany jest na utratę gwiazdek. Tu i tak praktycznie wszystko zależy od szczęścia i tak było w Mario Party zawsze, ale co innego mieć pecha, a co innego czuć się skrzywdzonym przez ruchy kolegów. To bardzo niefajne i bardzo demotywujące - szczególnie przykro może być w takich sytuacjach dzieciom, dla których przecież gra również jest przeznaczona.

Jedna z minigierek

Wejście Bowsera W klasycznym trybie Mario Party gracze korzystają jedynie z wiilotów znanych jeszcze z Wii. Co z wyposażonym w dotykowy ekran GamePadem? Ten wchodzi do zabawy w trybie Bowser Party, w którym jeden z graczy może wcielić się w głównego przeciwnika Mario. "Dobra" drużyna nie zbiera wtedy gwiazdek, a serduszka. Bowser z kolei stara się ich dogonić, rzucając kilkoma kośćmi naraz. Gdy mu się to uda, obie strony rywalizują w specjalnych minigierkach. Są równie pomysłowe, co z podstawowego trybu, choć szkoda, że jest ich wyraźnie mniej i dosyć często się powtarzają.

Problemem jest też sama formuła Bowser Party. W tym wypadku do minigierek dochodzi tylko wtedy, gdy "zły" gracz dogoni "dobrą" drużynę. Sęk w tym, że podczas niektórych partii może do tego w ogóle nie dojść. Wszystko zależy przecież od szczęścia. Słabe rzuty Bowsera i dobre rzuty jego przeciwników oznaczają kilkanaście minut poruszania się po statycznej planszy, co samo w sobie nie jest wciągające, a nudne. Co może być problemem szczególnie na jakiejś imprezie. Może być ciężko przekonać innych graczy, że "Czekaj, czekaj, w końcu coś zacznie się dziać!"

To już? Ogółem Mario Party 10 cierpi na jedną bardzo poważną przypadłość - jest wyjątkowo skromne, jeśli chodzi o zawartość. Minigierek w podstawowym trybie jest, owszem, dużo, ale pięć plansz to naprawdę mało - bardzo szybko zaczynają się powtarzać. Z kolei w Bowser Party dostajemy tylko trzy z nich - nie można było przystosować już wszystkich? W menu znajdziemy kilka dodatkowych gierek, ale poza bardzo fajnym badmintonem nie jest to nic specjalnie ciekawego. Więcej atrakcji odkryją jeszcze posiadacze figurek amiibo, ale te trzeba przecież dokupić osobno.

W podstawowym trybie minigierek jest naprawdę zatrzęsienie

Kilka godzin spędzonych przy Mario Party 10 uświadomiło mi, jak bardzo brakuje na rynku porządnych tytułów przeznaczonych na imprezę tudzież niezobowiązującą zabawę przed telewizorem dla każdego (bo i Smash Bros., i Mario Kart to zupełnie inna liga, a SingStar to karaoke, nie gra). Gdyby była na tym polu jakaś konkurencja, na nową odsłonę domówki z hydraulikiem nikt by pewnie nie spojrzał. Ale że konkurencji nie ma... Poza tym, mimo wszystkich wad i ogólnej ubogości, ciężko się przy Mario Party 10 źle bawić. Można narzekać czy krzywić się na zbytnią losowość, ale przy różnorodnych, pomysłowych minigierkach zupełnie się o tych problemach zapomina. Jeśli więc macie Wii U, znajomych i przynajmniej kilka wiilotów pod ręką...

Tomasz Kutera

Platformy:Wii U Producent:Nd Cube, Nintendo SPD Wydawca: Nintendo Dystrybutor:Conquest Data premiery: 20.03.2015 PEGI:3

Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Screeny pochodzą od wydawcy.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)