Mario Kart 7 - recenzja

Dwie gry z Mario wydane w tak krótkim czasie muszą wpłynąć na wzrost sprzedaży 3DS-a. Po świetnym „Super Mario 3D Land” przyszła pora na kolejną szalenie popularną serię. „Mario Kart 7” jest tym, czego się spodziewaliście. Ten tytuł był 3DS-owi bardzo potrzebny, a skoro zajęło się nim Nintendo, to nie ma mowy o fuszerce.

Mario Kart 7 - recenzja
marcindmjqtx

15.12.2011 | aktual.: 30.12.2015 13:28

„Mario Kart 7” to kontynuacja pomysłu sprzed lat. Nintendo ponownie posadziło w małych samochodzikach najważniejsze postacie z gier o wąsatym hydrauliku i wpuściło tę wesołą hałastrę na 32 tory. Połowa z nich to klasyczne miejscówki znane z poprzednich odsłon gry, kolejna szesnastka została natomiast przygotowana specjalnie na potrzeby przenośnej, trójwymiarowej wersji gry. Praktycznie każdy z torów jest inny, dzięki czemu nie dopadnie Was uczucie monotonii. Pościgamy się na typowych asfaltowych trasach, miejskich odcinkach, wiejskich polanach z wiatrakami, a nawet pod wodą. Traficie również na lodowe jaskinie i zamek, w którym łatwo spaść do lawy.

Za kierownicami gokartów zasiądzie prawdziwa śmietanka. Mario, Luigi, Księżniczka Brzoskwinka, Bowser, Toad, Yoshi, Donkey Kong i Koopa Troopa. Do podstawowej ósemki może dołączyć 9 kolejnych postaci, musicie je jednak odblokować. Lubicie tego typu motywację do zabawy, prawda?

Lots of new Mario Kart 7 gameplay footage for the Nintendo 3DS

Idzie się zdenerwować Poziomów trudności jest kilka i warto zacząć od tego najniższego, który nie powinien sprawić Wam trudności, a będzie doskonałą okazją do zapoznania się zarówno ze sterowaniem, jak i podstawowymi zasadami rządzącymi „Mario Kart 7”. Mamy więc wyścigi klasy 50cc, 100cc i 150cc. Przy tej ostatniej można tylko zacisnąć zęby i uzbroić się w cierpliwość, wykorzystując wszystko, czego nauczyliśmy się do tej pory - jest naprawdę ciężko. Niestety poziom trudności podnosi pewien dziwny element, który najzwyczajniej w świecie irytuje, żeby nie użyć mocniejszych słów. Mowa o pewnego rodzaju spowalniaczach, które potrafią zepsuć zabawę. Wyobraźcie sobie - ostatnie kółko, prowadzicie prawie od samego początku, jedziecie do mety ze świadomością wygranego wyścigu. Nagle trach, uderza w Was piorun, zupełnie nie wiecie dlaczego. Palec jest wciąż na gazie, nadzieja na wygraną nie znika - koniec końców dojeżdżacie na piątej pozycji. Po kilku takich zajściach miałem ochotę rzucić konsolą, choć nie należę do zbyt nerwowych osób. W „Mario Kart 7” potrzeba prawie tyle samo szczęścia co umiejętności. Nie wiem, czy Nintendo może w ogóle łatać swoje produkcje, ale jeśli tak, to poproszę jakąś aktualizację, która lepiej wyważy rozgrywkę. Znalazłem pewien sposób (choć nie zawsze się sprawdza) - na wyższych poziomach trudności przez większość wyścigu starajcie się unikać jazdy na pierwszej pozycji, trzymajcie się jedynie gdzieś z przodu. W połowie ostatniego kółka zróbcie wszystko, co w Waszej mocy, by dojechać do mety jako pierwsi. Unikniecie spowalniaczy.

Dopakowani Skoro o irytujących rzeczach mowa, to część graczy za takie uzna dopalacze porozrzucane po trasach. To w dużej mierze nic nowego, w końcu znajdźki urozmaicające zabawę w serii „Mario Kart” są na porządku dziennym. Skąd więc irytacja? Chodzi o nowe bonusy, które możemy zebrać w trakcie wyścigu - w szczególności o całkowicie nieprzydatny ogon szopa, którym teoretycznie powinniśmy uderzać przeciwników. Teoria to jedno, a praktyka zupełnie coś innego - to atak, który działa jedynie z bliska, przez co trzeba wykorzystać go w odpowiednim momencie, kiedy akurat skupiamy się na wyprzedzaniu - a to wcale nie jest takie proste. Nie trwa on również zbyt długo, więc jeśli już go uruchomicie, to raczej nikłe są szanse na to, że za moment się nie skończy. Lepiej prezentuje się ognisty kwiat, pozwalający wystrzeliwać w stronę rywali niebezpieczne kule ognia. Nie naprowadzają się one same na cel, dlatego trzeba wykazać się małpią zręcznością, szczególnie na zakrętach. Jest jeszcze coś, co nazywa się Lucky 7 i daje dostęp do większości broni w grze, ale trafia się tak rzadko, że nie ma co na ten bonus liczyć. Nie zabrakło także słynnego banana (lub zestawu bananów) - który rzucony na tor sprawia, że przeciwnik wpada w poślizg - oraz żółwiej skorupy, która nieźle radzi sobie z wrogiem. Oczywiście gorzej, jeśli to my jesteśmy celem - trudno przed nią uciec, a trafieni nie tylko stajemy w miejscu, ale również gubimy monety, które powinniśmy przeznaczać na odkrywanie nowych pojazdów. Wszystkie te dodatki dostajemy losowo zarówno my, jak i nasi przeciwnicy, a to oznacza, że tak naprawdę żaden wyścig nie będzie identyczny.

Podobnie jak we wcześniejszych odsłonach serii, na torach rozlokowano panele przyspieszające, które odpowiednio wykorzystane mogą skutecznie pomóc w dojechaniu do mety na pierwszym miejscu. Fajną sprawą jest również lotnia, która włącza się automatycznie podczas dużych skoków. Pozwala ona dryfować w powietrzu, unikając naziemnych ataków rywali. Miłe urozmaicenie zwykłej jazdy, a jego odpowiednie wykorzystanie jest na niektórych torach bardzo istotne.

Nie można zapomnieć o możliwości wykonania delikatnego skoku, który nabiera sensu na wszelkiej maści skoczniach, oraz o drifcie. Wykonuje się go podskakując i jednocześnie skręcając pojazdem. Podczas poślizgu widzimy przy kołach kolorowe iskry, a przy wyjściu na prostą dostajemy chwilowe przyspieszenie. Korzystajcie z tego umiejętnie, to klucz do sukcesu.

Za zebrane na trasach monety otrzymujemy dostęp do nowych pojazdów albo usprawnień, jak na przykład nowe koła. Zasada jest prosta - lekki bohater plus lekki pojazd to duet idealny. Koniecznie patrzcie na statystyki pojazdów, mają one duże znaczenie dla zabawy. Oczywiście dopiero po jakimś czasie, bo dostępne na starcie konfiguracje są bardzo do siebie podobne i nie czuć zbyt dużej różnicy. Kilka razy spotkałem się niestety z pewną niemiłą sytuacją, kiedy na prostej (bez używania przyśpieszenia) wyprzedzał mnie pojazd teoretycznie cięższy i wolniejszy. To kolejny dowód na to, że gra powinna być lepiej zbalansowana.

Mario, Mario, fun, fun, fun To jednak tylko szczegóły, które nie powinny przesłonić Wam przyjemności płynącej z zabawy. A uwierzcie mi na słowo - jest tu jej pod dostatkiem. Wyobrażacie sobie, że „Need for Speed: The Run” potrafił mnie nudzić pomimo wątku fabularnego, a po kilkunastu zupełnie pozbawionych historii wyścigach w „Mario Kart 7” nie miałem dość? Syndrom jeszcze jednej trasy gwarantowany. Duża w tym zasługa prostego, acz bardzo dynamicznego (i niepozbawionego humoru) modelu jazdy, którego podstawy opanujecie w kilka minut. Na torach dzieje się bardzo wiele, również w tle, a łapane na trasie bronie dodają urozmaicający zabawę element walki. Niezależnie od tego, czy macie na karku 15, 20 czy tak jak ja, 30 lat - uśmiech nie będzie opuszczał Waszych ust. „Mario Kart 7” to po prostu wybuchowe pokłady frajdy.

Mario trzyma fason Wizualnie tytuł prezentuje się bardzo dobrze. Dopracowane zostały zarówno tory, ich tła, jak również same postacie i pojazdy. Wszystko oczywiście we właściwej dla serii konwencji, więc jeśli kiedykolwiek graliście w którąś z części Mario Kart, powinniście się czuć jak w domu. Gra nie przycina, niezależnie od tego, czy suwak od trójwymiaru jest wychylony do samej góry, czy też bawimy się w klasyczny, „płaski” sposób.

„Super Mario 3D Land” pokazało, że Nintendo doskonale wie, jak implementować trzeci wymiar, i robi to zdecydowanie zgrabniej od zewnętrznych ekip pochylających się nad grami na 3DS-a. Głębia nie jest nachalna i nie męczy oczu. Nie przeszkadza również w samej rozgrywce, upiększa natomiast oprawę, niosąc masę frajdy. Aż szkoda wyłączać 3D.

Oprawa dźwiękowa niczym Was nie zaskoczy, spodziewajcie się więc dziwnych dźwięków wydawanych przez bohaterów gry, brzęczących w specyficzny sposób pojazdów, oraz muzyki, którą już po kilkudziesięciu minutach będziecie nucić pod nosem. Takie są gry z Mario, do tego przyzwyczaiły nas wszystkie serie, w których występuje wąsaty hydraulik.

Szaleństwo w sieci Jednym z najmocniejszych elementów „Mario Kart 7” jest tryb sieciowej rozgrywki wieloosobowej. Im dłużej 3DS jest na rynku, tym częściej okazuje się, że twórcy albo nie chcą, albo nie potrafią zrobić użytku z możliwości grania w sieci. Na szczęście Nintendo doskonale wie, gdzie leży siła „Mario Kart”. Możemy więc pograć z innymi użytkownikami 3DS-a, znajdującymi się aktualnie w okolicy, albo włączyć WiFi i spróbować swoich sił w sieci. Mamy do wyboru pojedyncze wyścigi oraz udział w konkurencjach zbierania monet lub zbijania balonów. Trzeba przyznać, że wszystko działa płynnie i nie napotkałem poważniejszych problemów z zabawą. Pamiętajcie jednak, że możecie zostać rzuceni do już trwającego wyścigu - wtedy trzeba się uzbroić w cierpliwość i poczekać, aż impreza się skończy. Później zostaniecie automatycznie dołączeni do kolejnego starcia. Może to moje mylne wrażenie, ale w sieciowych wyścigach „Mario Kart 7” raczej nie pojawiają się zupełnie przypadkowi gracze, miejcie więc na uwadze, że poziom napotkanych przeciwników będzie dość wysoki. Początki bywają trudne.

Mario Kart 7 - Shell Cup Gameplay - 3DS

Werdykt Każdy występ Mario na 3DS-ie sprzeda się bardzo dobrze - to pewnik, z którego doskonale zdaje sobie sprawę Nintendo. „Mario Kart 7”, podobnie jak „Super Mario 3D Land”, powinien był pojawić się wraz ze startem konsoli. Czy przekona graczy do zakupu 3DS-a? Tego nie można być pewnym, ale teraz nie mam wątpliwości, że Nintendo świetnie radzi sobie ze swoją nową konsolą, i to właśnie japoński koncern będzie na nią tworzył największe hity. Nikogo nie powinno to dziwić, podobnie jak fakt, że „Mario Kart 7” to solidne wyścigi, w które powinien zagrać każdy fan serii. Jeśli nie mieliście nigdy do czynienia z serią, to właśnie nadarzyła się świetna okazja do nadrobienia zaległości.

Ocena: 4/5 - Warto (Ocenę 4 otrzymują gry, które sprawiają sporą frajdę, ale brakuje im ostatecznych szlifów).

Data premiery: 2.12.2011 Deweloper: Nintendo Wydawca: Nintendo Dystrybutor: Stadlbauer PEGI: 3

Egzemplarz do recenzji udostępnił dystrybutor, firma Stadlbauer.

Paweł Winiarski

Źródło artykułu:Polygamia.pl
recenzjenintendo3ds
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.