Mafia: Definitive Edition. Remake niedoskonały, choć wspomnienia ożyły [RECENZJA]
"Mafia" to mieszanka podróży w czasie, gry na sentymentach i pokaz technologicznych możliwości. Czyli niemal słownikowa definicja wyrazu "remake". Ale do ideału zabrakło.
25.09.2020 | aktual.: 25.09.2020 15:42
Ten słynny lot kamery z początku gry pamiętam doskonale. Wynurzenie z oceanu, przejazd nad przedmieściami, spojrzenie wprost w rażące słońce i przeskok do tętniącego życiem miasta. Te samochody, gwar ulicy i wybitnie filmowa muzyka… Dla chłopaka zachłyśniętego trylogią "Ojca Chrzestnego", filmami Scorsese i odkrytym dopiero co "Dawno temu w Ameryce", to było spełnienie marzeń.
I teraz, w 2020 r. wszystkie te wspomnienia uderzyły ze zdwojoną siłą. W końcu bowiem "Mafia" wygląda zjawiskowo. A sekwencja otwarcia, choć nie jest przesadnie oryginalna, nadal robi piorunujące wrażenie.
Powrót na stare, ale odpicowane śmieci
Życie Thomasa Angelo nie wyróżniało się niczym szczególnym. Zwykły taryfiarz, próbujący powiązać koniec z końcem w dobie wielkiego kryzysu. Aż do owego feralnego wieczoru kiedy do jego taksówki wpada dwójka typów spod ciemnej gwiazdy. Lufa przy skroni i krótka, nie znająca sprzeciwu komenda: jedź!
Historia to klasyka gatunku o gościu, który zjawił się w nieodpowiednim miejscu o niewłaściwej porze. Już po chwili wiemy, jak potoczy się ciąg dalszy. Tommy najpierw zgubi policyjny pościg, by lada moment poznać Dona Salieriego i wspinać się po mafijnych szczeblach. A to zebrać haracz, spuścić komuś łomot, wygrać wyścig (TEN WYŚCIG), rozprawić się z bimbrownikami itd.
I co najważniejsze – nic was od tego nie odciągnie. "Mafia: Definitive Edition" choć jest remakiem totalnym, nie zasypie was milionem znaczników, tysiącami zadań pobocznych i setkami dodatkowych aktywności. Są za to znajdźki (komiksy, powieści kryminalne, karty, kartony z fajkami). Ale w ogólnym rozrachunku to ta sama, do bólu liniowa gra, której zdarzyło się rozgrywać w otwartym świecie. Nie jest też przesadnie długa. Całość spokojnie skończycie zanim stoper pokaże 20 godzin.
Drugie życie Mafii
Czego mogą spodziewać się Ci, którzy zagrywali się w "Mafię" 20 lat temu? Przede wszystkim większej głębi. Nowi aktorzy wykrzesali z postaci dodatkowe pokłady emocji, drugi i trzeci plan dostał nieco więcej miejsca, z czego skorzystała Sarah, ukochana głównego bohatera oraz Don Salieri, głowa mafijnej rodziny. Ale gruntownych zmian fabularnych nie stwierdzono. Kto ma dostać kulkę, ten ją dostanie. I to dokładnie w tym samym momencie.
Czy można było pokusić się o nowe misje albo rozwinięcia? Zapewne tak, ale mam wrażenie, że zabrakło czasu/pieniędzy. Ale powodów do narzekania w tym aspekcie nie widzę.
Gorzej jest z wyzierającą zewsząd pustką. Nie zrozumcie mnie źle: miasto jest fenomenalne. W samym centrum jest gwarno i tłoczno. Jak nie tramwaj wyjedzie zza zakrętu, to ciężarówka, motocykl czy przejeżdżający obok patrol policji – słowem: dzieje się.
Ale wystarczy wjechać w bocznicę, by zostać po chwili stało się pusto i cicho. Tu braki budżetowe widać najbardziej. Gorzej, gdy wyjedziemy za miasto. Co z tego, że teren wokół Lost Haven urósł, skoro zapomniano dodać do niego cokolwiek. Ruch praktycznie zerowy, drugiego człowieka ze świecą szukać, a nie daj bóg rozwalisz samochód i czeka cię długi spacer zanim znajdziesz zastępstwo. Można to tłumaczyć historyczną akuratnością: prohibicja, kryzys, aut było niewiele. Ale wygląda to jednak bardziej na lenistwo.
Natomiast praca jaką wykonano przy architekturze miasta to bajka. Pisałem to przy okazji pierwszych wrażeń, powtórzę tutaj: sklepowe witryny, kolorowe szyldy, pierwsze billboardy, imponujące imitacje prawdziwych budynków i obiektów (most jak z San Francisco, drapacze chmur rodem z Nowego Jorku) czy samo Chinatown.
Aż chce się je zwiedzać. I trochę szkoda, że tak niewiele jest tam do roboty. W zasadzie poza osią fabularną możemy zająć się wyszukiwaniem raptem kilku aut dla kolekcjonera. Można i trzeba było te przestrzenie lepiej wykorzystać.
Mistrz kierownicy próbuje strzelać
Szkoda to tym większa, że ciekawie prowadzi się tu nawet samochody. Auta są ociężałe, niespecjalnie zwrotne, czyli tak, jak powinno to wyglądać (przynajmniej w moim mniemaniu) w tamtych czasach. Jedne są szybsze, inne wolniejsze, niektóre okrutnie wręcz ślamazarne. Jest też słynny wyścig. Ten, który niejednej osobie napsuł krwi lata temu. Teraz również może napsuć. Wystarczy ustawić poziom trudności (są cztery) na klasyczny i znów będziecie kląć na czym świat stoi. Sprawdziłem. Przez chwilę było zabawnie. Potem już tylko frustrująco. Ale wspomnienia wróciły w mig.
Niespecjalnie przypadło mi do gustu strzelanie. W przeciwieństwie do pierwowzoru tym razem Tommy nauczył się korzystać z systemu osłon (zapożyczonego z "Mafii 3"), ale sama mechanika jest – z braku lepszego określenia – drętwa. Broniom brakuje odrzutu i wyczuwalnej różnicy. Strzelbą trafiałem z podobnych odległości, co zwykłym rewolwerem, a i efekt był ten sam. Szkoda tym większą, że strzelania w grze jest całkiem sporo. Będąc zupełnie szczerym - więcej niż pamiętałem.
Ach, te widoki
Pierwsze wrażenia, które już tu przytaczałem, ogrywałem na pececie. Poniższą recenzję przygotowałem natomiast w oparciu o wersję przygotowaną pod Playstation 4. I graficznie wypada to bardzo dobrze. Odbicia światła w karoseriach niejednokrotnie sprawiły, że kilka razy się zagapiłem i wjechałem w tramwaj (nie polecam). Rewelacyjnie "Mafia" wygląda również w deszczu, a kałuże to małe arcydzieła. A i wybuchy cieszą oczy.
Konsola nie zawsze jednak nadążała z wczytywaniem obiektów czy nawet pojedynczych tekstur. Nawet na PS4 Pro. Ale przynajmniej rażących spadków animacji nie odnotowałem.. Przytrafił się natomiast pan, który miał być mechanikiem leżącym pod samochodem. Zamiast tego leżał obok. Niespecjalnie się też ruszał. Może zasłabł.
Nie da się też przeoczyć animacji twarzy, które na przerywnikach filmowych wyglądają obłędnie, ale w samej grze najwyżej średnio.
Jest dobrze, mogło być wybitnie
"Mafia: Definitive Edition" jednym dostarczy całej masy wspomnień, pozwalając zanurzyć się po uszy w oceanie nostalgii. Innych zabierze na lekcję historii z cyklu: jak to Czesi zrobili bardziej amerykańską grę niż niejedno studio z USA. Przy okazji dowiedzą się, jak napisać opowieść złożoną z utartych klisz, a jednak cały czas wciągającą i angażującą.
Szkoda, że Hangar 13 nie wykorzystał szansy, żeby wypolerować grę do granic możliwości. Na oko zabrakło funduszy i czasu. Ale może też trochę pomysłu. Pójście w ubi-grę zabiłoby jej niepodrabialny klimat, ale chociaż garstka zadań pobocznych czy wypełnienie przestrzennych pustek Lost Haven i okolic wydatnie by "Mafii" pomogło.
A jeśli zapytacie mnie o idealny remake, to szczyt mojej prywatnej listy niezmiennie okupuje odświeżony "Resident Evil 2".
Ocena: 3,5/5
Platforma: PC, Playtation 4, Xbox One, Producent: Hangar 13, Wydawca: 2K Games, Data premiery: 25.09.2020, Wersja PL: Tak, Graliśmy na Playstation 4 Pro. Grę do recenzji udostępniła nam Cenega, polski dystrybutor.