Mądry Batman po szkodzie? Do Arkham nie wrócimy w lipcu
A nowej daty premiery brak.
28.06.2016 09:37
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zestaw składający się z odpicowanych wersji Arkham Asylum i Arkham City okazuje się sprawiać developerowi więcej problemów, niż zakładał wydawca. Cóż, tym razem za grę nie odpowiada studio Rocksteady, a ekipa Virtuous Games, którą na przestrzeni lat rozmaici wydawcy zatrudniali do tworzenia portów swoich gier. Ostatnio było to chociażby Heavy Rain na PS4, chwalone za samo odświeżenie, ale ganione za dziwne bugi, które powinny zostać usunięte przed premierą.
Batman miał rozpocząć zmagania z Jokerem na nowo 29 lipca. Zestaw Return to Arkham zmierza tylko na PS4 i Xboksa One, więc tym razem chyba nie groziła nam powtórka z absolutnego fiaska jakim była premiera Arkham Knight na PC. Ale najwidoczniej nawet bez tej platformy, przenoszenie obu gier na nowszą wersję silnika Unreal sprawia problemy. O ich kalibrze może świadczyć fakt, że choć Warner Bros. poinformowało o opóźnieniu premiery, to jej nowa data nie rozjaśniła nieba nad Gotham. A i pod oficjalnym filmikiem porównującym remaster z oryginalnymi wersjami na PC, nie brakowało głosów, że nowe wersje wyglądają gorzej.
Batman: Return to Arkham Graphics Comparison
Umówmy się - opóźnienie remasterów gier, które nie zdążyły się jeszcze porządnie zestarzeć nie łapie się na listę 100 najgorszych wiadomości z branży, które mogą przywitać Was rano. O ile Return to Arkham nie podzieli losu chociażby Mortal Kombat X na konsole poprzedniej generacji, które początkowo opóźniane, zostało ostatecznie skasowane, jakoś to przeżyjemy. Lepsze to niż wrócić ze sklepu z potworkiem pokroju zeszłogeneracyjnego Cienia Mordoru, przy którym Warner nie nacisnął hamulca.
W przypadku wielkich wydawców każde stwierdzenie, że czegoś się na własnych błędach nauczyli wydaje mi się przesadą. Ale na przestrzeni 13 miesięcy nawalić z Batmanem dwa razy? Histeryczny śmiech Jokera jeszcze długo rozbrzmiewałby w wielu miejscach sieci.
Maciej Kowalik