Macie przygotowane 65 godzin na główny wątek Red Dead Redemption 2?
Przed nami niełatwe tygodnie życia.
Niedawny artykuł-wywiad Vulture, obok poszlak o całkowicie nieludzkich warunkach pracy, które w przemyśle AAA zaczynają być już wręcz szokujące (100 godzin pracy w tydzień? Naprawdę?), dostarcza całkiem przyjemną wiadomość dla „szarych”, niezainteresowanych samą branżą graczy. Dan Houser, współzałożyciel Rockstar, uważa, iż kampania w Red Dead Redemption powinna zająć… 65 godzin. Nawet odejmując od tego zwyczajowe 10%, bo deweloperzy zazwyczaj nieco przesadzają, wynik budzi respekt.
Red Dead Redemption 2 - Gameplay Video Part 2 | PS4
Do tego, rzecz jasna, trzeba by dołożyć z piętnaście lub dwadzieścia okrążeń wokół tarczy zegara na aktywności poboczne, kolekcjonowanie skór zwierząt, wspięcie się na najwyższe szczyty oraz typowo „rockstarowe” momenty czystej szajby na zasadzie „ile osób zabiję, nim dopadną mnie strażnicy prawa”. Poprawcie mnie, jeśli pamięć zawodzi, ale to więcej, niż oferowało Grand Theft Auto V, zanim jeszcze stało się jedną z najważniejszych sieciowych piaskownic naszych czasów. Teraz chyba rozumiecie, dlaczego ten deweloper dostarcza jeden tytuł na generację sprzętów.
Tymczasem ja jestem… przerażony. Mam to zrecenzować, do diabła. To nie przeciętny ubiprzebój, który po tygodniu intensywnego szarpania znamy na wylot, tylko kontynuacja jednego z najważniejszych skryptów minionej generacji. Jeśli zachowa małą tradycję marki, swoje najlepsze momenty pokaże dopiero w ostatnich godzinach całej przygody. Jak w tydzień lub dwa nie stracić pracy, związku i zwierzaka nie zagłodzić, a jednocześnie, wiecie… grać niemal 10 godzin dziennie?
Bartek, Mordeczko, weźże się zlituj.