Luftrausers - recenzja. Nie wszystko złoto, co niezależne

Luftrausers - recenzja. Nie wszystko złoto, co niezależne

Luftrausers - recenzja. Nie wszystko złoto, co niezależne
marcindmjqtx
19.03.2014 14:02, aktualizacja: 08.01.2016 13:20

Niezależni twórcy, stylistyka retro i rozgrywka rodem z automatów - to, wbrew pozorom, jeszcze nie jest gotowy przepis na hit.

Syzyfowe prace Na początku każdej rozgrywki samolocik gracza startuje z lotniskowca. Po chwili zaczynają go otaczać coraz większe chmary wrogów - tak w powietrzu, jak i na oceanie. Przegrana jest nieuchronna, bo w pewnym momencie robi się ich tak wielu, że manewrowanie między pociskami staje się niemożliwe. Jedna partia trwa od kilkunastu sekund do kilku minut. Ilu przeciwników zestrzelisz, jaki mnożnik punktów nabijesz, ile ich zbierzesz - to twoje.

Luftrausers Ciekawie rozwiązano sterowanie, choć trzeba się do niego przyzwyczaić. Strzałka w górę odpowiada za akcelerację, strzałki na boki - za skręcanie. Samolocik jest bardziej zwrotny, gdy nie dodaje się gazu, więc trzeba nauczyć się manewrować jego bezwładnością. Choć gra nie dzieje się w kosmosie, to jest w niej coś z antycznego Asteroids. Szkoda tylko, że nie można zmienić klawiszologii - byłoby dużo wygodniej, gdyby za akcelerację odpowiadał przycisk na boku Vity/pada. Podobnie jak nie warto przesadzać z dodawaniem gazu, nie ma sensu cały czas strzelać. Gdy się tego nie robi, maszyna automatycznie się naprawia. A to nieodzowne, inaczej nie dałoby się przetrwać dłużej niż kilkadziesiąt sekund (co w sumie i tak wymaga wprawy).

Twój styl Każdy samolot składa się z trzech części - broni, kadłuba i silnika. Są działka laserowe, karabiny maszynowe, jest wielka armata. Jest wzmacniany i mało zwrotny kadłub, jest taki, który pozwala spokojnie niszczyć wrogów, przelatując przez nich. Jest silnik z dodatkowym napędem, ale ograniczoną zwrotnością, jest i silnik pozwalający latać pod wodą. I nie tylko, to zaledwie przykłady. Wszystkie fragmenty można dowolnie do siebie dobierać, tworząc w ten sposób najróżniejsze maszyny. Odblokowuje się je, wykonując poboczne zadania, osobne dla każdej z części. Zwykle trzeba zebrać odpowiednią liczbę punktów, zabić konkretną liczbę wrogów itp.

Luftrausers

I to już w zasadzie wszystko. Jest jeszcze możliwość zmiany palety barw (też trzeba ją odblokować), światowa lista wyników i wyższy poziom trudności, w którym już na starcie gracz otoczony jest przez setki wrogów. Tyle.

Czy leci z nami pilot? Okiem Pawła Kamińskiego: Po kilku kilkuminutowych sesjach Luftrauser wydało się przyjemną wariacją na temat Wings of Fury czy Altitude. Albo Asteroids - podobnie wykorzystuje się silnik i bezwładność. Lata się nawet przyjemnie, ale nie wyobrażam sobie grania w pociągu czy na słońcu w coś z tak mało wyraźną grafiką. To już nie stylizacja, a zwyczajne lenistwo twórców. Pograłem, nabiłem kilka osiągnięć, ale gdy już oddałem Tomkowi konsolę, to nie czułem potrzeby, by do niej wrócić - zwłaszcza na PC. Zainstalowałem za to Altitude na nowo.

Brzmi to być może nieźle, ale Luftrausers, niestety, bawi przez pierwsze 15-30 minut. Potem już tylko nudzi. Niby wrogowie pojawiają się losowo, ale robią to zawsze w tej samej kolejności, a ich rodzajów jest niewiele, przez co każda partia jest praktycznie identyczna. Szkoda, że nie ma więcej zmiennych, choćby jakichś dopalaczy, które pojawiałaby się w czasie rozgrywki. Wykonywanie pobocznych zadań też nie daje satysfakcji, bo nie za każde dostaje się nagrodę. A gdy już odblokuje się jakąś nową część, należy przygotować się na kolejny zawód - większość do niczego się nie nadaje. Konia z rzędem temu, kto jest w stanie nabić porządny wynik przy pomocy absolutnie koszmarnych rakiet, które w teorii mają same naprowadzać się na cel. Konia z rzędem temu, kogo nie doprowadzi do pasji silnik strzelający pociskami. Gdy się z niego korzysta, samolocik porusza się żabimi skokami - a razem z nim cały ekran. Oczopląs gwarantowany.

Całe Luftrausers jest trochę jak jego oprawa graficzna. Niby ma swój styl, ale po 15 minutach patrzenia na musztardowe, rozpikselowane samolociki, ma się ochotę na coś innego. Chciałbym powiedzieć, że gra jest przyjemnie minimalistyczna, ale ona jest tylko banalna, nierozbudowana i nużąca. Być może, z racji tego, że jedna partia zajmuje mało czasu, to dobry sposób na zabicie czasu w autobusie czy kolejce do dentysty. Problem w tym, że na smartfonach tego typu produkcje są za darmo albo kosztują grosze, a nie ok. 30 złotych.

Jakby tego wszystkiego było mało, mimo ascetycznej oprawy, na Vicie gra notorycznie gubi klatki, gdy na ekranie pojawia się więcej wrogów i pocisków. A to już zupełnie zabija przyjemność z zabawy - w tak intensywnej grze płynność to podstawa. Luftrausers zaczynało jako produkcja flashowa i chyba taką powinno pozostać.

Tomasz Kutera

Platformy:Windows, Mac, Linux, PS Vita, PS3 (konsolowa wersja dostępna w systemie cross-buy - kupujesz raz, dostajesz grę na obie platformy) Producent:Vlambeer Wydawca:Devolver Digital Dystrybutor:- Data premiery: 18.03.2014 PEGI:- Wymagania: 1,2 GHz, 1 GB RAM, karta graficzna 256 MB

Grę do recenzji dostarczył wydawca. Testowaliśmy wersję na PS Vita. Screeny pochodzą od wydawcy.

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)