Lucid Dream - grałam w demo. Co to właściwie są za sny?
Czyli moje wrażenia z przygód Lucy w Krainie Snów.
O tytule Dali Games (Finalista Pixel Awards 2018) pisałam przy okazji relacji z Pixel Heaven. Gra zrobiła na mnie wrażenie barwną szatą graficzną i zachęciła nawiązaniami do Gigera. Nie miałam jednak okazji w nią zagrać, więc trudno mi było ocenić grę. A omówmy się, nie szata zdobi cesarza (chociaż na pewno robi dobre wrażenie).
Lucid Dream to klasyczna gra przygodowa typu point and click. Myszkujemy po lokacjach, zbierając przedmioty, zestawiając je ze sobą albo oddziałując nimi na otoczenie - w tej kwestii obędzie się bez niespodzianek. Należy zaznaczyć, że jest to wczesny dostęp i do ogrania dostajemy kilka godzin gry. Wystarczy to jednak, by ocenić stopień trudności zagadek i to, czy historia nas wciąga. Podczas grania trafiłam na kilka technicznych niedoróbek, ale jest opcja, by zgłosić je deweloperom i szansa na to, że zostaną naprawione (jak np. kilka literówek czy brak podpisów pod przedmiotami w ekwipunku).
Lucid Dream znaczy świadomy sen. Główna bohaterka, Lucy, zwiedza świat snów w poszukiwaniu lekarstwa na cierpienie matki, ale przy okazji musi poradzić sobie z własnym bólem, spowodowanym utratą ojca. W pewnym momencie odkrywa, że potrafi śnić świadomie, nawet na jawie. Gra jest zatem podzielona na sekwencje ukazujące mieszkanie i nastawione na interakcje z matką oraz przygody we śnie. Co ciekawe, za każdym razem Lucy odkrywa inny sposób na wejście do dziedziny Morfeusza.
Tym, co mnie drażniło najbardziej, jest rzecz raczej trudna do zmiany. A mianowicie - język, którym posługują się postacie. Scenarzysta miejscami za bardzo silił się na nadanie mu pozorów baśniowości. Lucy mówi jak księżniczka, w sposób egzaltowany, który na pewno spodobałby się Ani z Zielonego Wzgórza (pamiętajcie, Ania, nie Anna). I jeśli ktoś się bawi formą, to nie ma problemu, ale tutaj niektóre zdania były przesadnie literackie i nie obyło się bez tanich cliche. Posłuchajcie tego: "To łzy radości, ulotna chwila uzdrowiła moje serce". Rozumiem, że akcja ma miejsce we śnie, który jest miejscem fantastycznym i poniekąd wymuszającym inną formułę. Lucy to poza tym oczytana dziewczynka i jej znajomość archaizmów nie powinna dziwić. Ale z tego, co pamiętam, w jej biblioteczce znajdują się klasyki literatury pięknej, pełne klasy, dobrze napisane. Dlaczego o sprawach tak dramatycznych, jak inwalidztwo czy utrata ojca, Lucy miałaby mówić w sposób tak górnolotny?
Na szczęście, sama fabuła krąży raczej wokół psychodelii i ponurej baśni dla dorosłych. Postacie, które spotykamy po drodze, to Onejromanta, mistrz snów czy, trochę przerażający, Metatron, opiekun magicznego lasu. Są odrealnieni, dziwaczni i bardzo mi się w nich podoba to, że mało przypominają znane z fantasy postaci. I dotyczy to nie tylko tych dwóch wspomnianych istot. Lucy wygląda jak Alicja w Krainie Czarów, ale jej historia jest inna. Przechodzi to świata snów przez lustro lub dzięki łapaczowi snów, ale nie wskakuje do króliczej nory. Twórcy pełnymi garściami czerpią z różnych tekstów kultury, łącząc je w czasami bardzo zaskakujący sposób, ale nie robiąc tego w sposób nachalny. Kiedy zauważamy, że w słoju pływa sobie facehugger, nie oznacza to, że w kolejnym pomieszczeniu wyskoczy na nas Obcy.
Grafika jest zdecydowanie najmocniejszą stroną gry i nie ma co się rozpisywać - wystarczy obejrzeć screeny. W całości jest za nią odpowiedzialny Jakub Terlecki, który włożył w poszczególne plansze wiele serca. Animacje są wprawdzie uproszczone, ale mi jako osobie, która skończyła Dream Alone i Minita (i dobrze się przy nich bawiła) oszczędność ruchów naprawdę nie przeszkadza. Najważniejsze, że rzeczy aktywne są dobrze widoczne i nie musimy "lizać ścian". Brakowało mi tylko podpisów pod przedmiotami, ponieważ przez to, że zostały przedstawione w ekwipunku za pomocą szkicu, nie zawsze wiadomo, czym właściwie są.
Od strony zagadek nie jest źle. Dostajemy dwa stopnie trudności: na jednym aktywne przedmioty podświetlają się, istnieje też opcja podpowiedzi, zaś na trudnym nie ma żadnej z tych rzeczy. Zagadki bywają dość wymagające i nie zabraknie wśród nich skomplikowanych puzzli, chociaż nie spodziewajcie się czegoś wybitnie trudnego. Na raz w ekwipunku mamy może z 5 przedmiotów i góra cztery połączone plansze z zagadkami, więc nie trzeba zanadto kursować. I mimo tego, że twórcy w opisie wspominają o odwróconej logice snu, absurdalność niektórych rozwiązań jest daleka od tej znanej z Monkey Island.
Podsumowując - klimatycznych przygodówek nigdy za wiele, a Lucid Dream dodatkowo zapada w pamięć za sprawą niesamowitego klimatu. Póki co, jej historia nie jest zbytnio rozbudowana, ale też daleka od banału. Warto też dodać, że gra zostanie wydana w kilku wersjach językowych - z udźwiękowieniem i napisami - w tym po polsku. Pozostaje trzymać kciuki za Dali Games!