Lords of the Fallen - jeden boss, 10 prób i wielka satysfakcja
Lords of the Fallen nie jest jak Dark Souls, ale bardzo podobnie subtelnie gra graczowi na nerwach.
18.06.2014 | aktual.: 15.01.2016 15:39
Na śmiałków grających w Lords of the Fallen, RPG akcji od CI Games, czekały dwa fragmenty do przejścia. Jeden prezentowany był jakiś czas temu w internecie z komentarzem Tomasza Gopa. Drugi widzieli odwiedzający CD-Action Expo i zdołaliśmy coś z niego nagrać, byście i Wy mogli zobaczyć. Jednak szybko przekonałem się, że patrzeć a grać to dwie różne rzeczy.
"Tylko jedna osoba pokonała dotychczas tego bossa. Może znajdzie się za to jakaś nagroda" - rzucił od niechcenia Błażej Krakowiak z CI Games, dobrze wiedząc, że wchodzi mi na ambicję. Wielki bysior w metalowej masce i z ostrzami na rękach wcale nie wyglądał tak groźnie. W końcu widziałem, jak na CDA Expo pokonuje go kolega po fachu, Kamil „Berlin” Krupiński.
fot. CI Games, screen promocyjny
Najpierw jednak należało do tego bossa dotrzeć. Przeciwników po drodze było raptem dziesięciu. Najpierw czterech zmutowanych piechurów, potem pancerny tarczownik, znów piechur, tarczownik, piechur, tarczownik i na końcu pajęczyca, z której jaj wykluwały się młode. Nie musiałem nawet oglądać wideo, by ich sobie wszystkich przypomnieć - parę razy musiałem przemierzyć te korytarze i zapamiętałem.
Ucz się Nauka jest kluczem do Lords of the Fallen. Zanim jeszcze zacząłem zapamiętywać rozkład przeciwników (dwóch na placu, trzeci w podcieniu, tego z korytarza można wciągnąć na studnię, zapadnie się) uczyłem się ruchów postaci. Harkyn w średniej zbroi, którą miał domyślnie, nie należał do najzwinniejszych. Podjąłem kilka prób, żonglując uzbrojeniem - laska, młot, sztylety i pazury jakoś mi nie leżały, najlepiej sprawdzał się miecz. Na zwykłych przeciwników trzymałem go jednorącz z tarczą, na bossa już oburącz, bo uniki sprawdzały się lepiej, niż blokowanie. Każda broń ma swój ciężar, który bardzo dobrze czuć - np. zarówno słabe jak mocne uderzenie młotem sprawia, że niemalże drży telewizor, ale obydwa były tak powolne i czułem się zbyt długo odsłonięty, że z żalem odłożyłem tę kozacko wyglądającą broń. Z kolei pazury były szybkie i potrafiły na chwilę ogłuszyć przeciwnika, ale wymagały podejścia naprawdę blisko oraz odłożenia tarczy. Miecz był dobrym kompromisem między siłą a szybkością i dawał możliwość pchnięcia o bardzo dużym zasięgu.
Dopasuj sprzęt Jednak i tak bohater był zbyt powolny, nie umiałem się odnaleźć w sterowaniu nim. Wystarczyło rozejrzeć się po okolicy, znaleźć zamknięte drzwi z tajemniczym symbolem, odszukać przycisk je otwierający, dobiec zanim się zamkną - i voila: lekka zbroja z gustownym kapturem. W niej od razu walczyło mi się lepiej. Przeszukiwanie otoczenia jest bardzo istotne - w tym krótkim fragmencie lochów ukryte były naręczne pazury oraz lekka i ciężka zbroja, co pozwalało dostosować postać do swojego stylu walki. Oprócz broni do dyspozycji była też zdolność specjalna: potężny ognisty atak, który pożerał masę many, ale i zadawał mnóstwo obrażeń. Oraz rękawica, którą można nosić zamiast tarczy - choć słabo nadaje się do blokowania, to pozwala rzucać jeden z trzech czarów - na bliski dystans, „granat” oraz lecący daleko pocisk zadający obrażenia jeszcze przez kilka sekund - ten właśnie wybrałem. Można je w każdej chwili przełączyć, wystarczy wejść do menu - co swoją drogą pauzuje grę, więc koniec akcji rodem z Dark Souls: „nie pójdę do toalety, bo jestem w połowie walki z bossem”. Sam interfejs też muszę pochwalić, okrąg ekwipunku przypomina nieco ten z konsolowego Diablo 3. Sprzęt jest dokładnie pogrupowany i opisany, łatwo jest np. założyć cały zestaw zbroi o tej samej wadze.
fot. CI Games, screen promocyjny
Podziwiaj widoki Złudne jest myślenie, że jeśli wymiatało się w Dark Souls, to i tu będzie łatwo. W ogóle im dłużej grałem w Lords of the Fallen, tym mniej kojarzyło mi się z Dark Souls. Jest przede wszystkim ładniejsze - wystarczyło popatrzeć na detale zbroi i otoczenia. Projektanci otoczenia poszli w kierunku jaśniejszych, lepiej oświetlonych i bardziej kolorowych lokacji - jednak nadal klimatycznych. To bardziej high fantasy niż dark fantasy, ale też jednak lekko przybrudzone i pełne zmutowanych kreatur. Lords of the Fallen jest także płynniejsze - podczas animacji nie zauważyłem spadków liczby klatek, choć przyznaję, że miarki w oku nie mam. Widać, że twórcy chcieli przemówić do tych, których toporność DkS nieco odrzuciła. Na dokładne oglądanie grafiki przyjdzie jednak czas przy okazji recenzji. Za to zauważyłem fajny patent na nagrodzenie gracza: spowolnienie akcji na sekundę po dobrze wyliczonym ataku. Najwięcej problemów sprawiała mi kamera, która szalała trochę - zwłaszcza w jednym miejscu, gdzie ze schodów schodziło się w wąski korytarz. Mam też wrażenie, że była zawieszona nieco za nisko lub blisko, a bohater zajmował za dużą część ekranu. Ale może to kwestia przyzwyczajenia. Zdarzały się też niewielkie błędy z fizyką - przeciwnik spadał, a nie ranił się albo cios wchodził, choć nie powinien. Jednak zarówno producent Tomasz Gop jak i dyrektor kreatywny, Jan Klose, wciąż krążyli pomiędzy stoiskami i słuchali wszystkich uwag i zgłoszeń.
I w końcu wygraj
Tak wygląda człowiek, który zmierzy się z bossem w Lords of the Fallen
Choć potrzebowałem około dziesięciu prób, by pokonać bossa (plus kilka, gdy wykładałem się po drodze do niego), to wcale nie czułem się jak ostatni łamaga. Po pierwsze, ludziom obok szło gorzej. Po drugie - już zupełnie serio - cieszyło mnie, że muszę się uczyć i doskonalić w grze, bo to jeden z tych elementów, które najmocniej mnie do nich przyciągają. Np. do tej pory nie rozgryzłem jak pokonać tarczowników nie stosując magii. Z kolei boss miał całkiem spory wachlarz ośmiu ataków, których trzeba było jeszcze odpowiednio długo unikać - zwłaszcza tych na dystans. Do tego atakować tylko w krótkim okienku tuż po szarży, gdy był lekko zamroczony. A gdy wpadał w furię i płonął unikać go jeszcze gorliwiej. Zaś gdy odnowi się mana, walić czarami. Wszystko to w sumie składało się na plan niezbyt skomplikowany, ale wykonanie go bezbłędnie chwilę zajęło. I wiecie co? Było to bardzo satysfakcjonujące. Lords of the Fallen nie musi być porównywane do Dark Souls, mam też przeczucie, że sięgną po nie osoby, które od produkcji From Software się odbiły. Oby tylko twórcy przyłożyli się do ostatniego etapu polerowania gry i usuwania błędów.
W poniższym materiale oprócz wywiadu z Tomaszem Gopem, producentem gry, znajdziecie też: reakcję człowieka, który wygrał walkę z bossem, urywki z samej walki, a potem prawie cały fragment lochów, w jaki grałem na E3. Na koniec zaś ten już znany, z walki z innym Lordem, ale za to dłuższy.
Lords of the Fallen - wywiad z Tomaszem Gopem i gameplay z E3 Lords of the Fallen ukaże się "jesienią" na PC, PS4 i Xboksa One.
Paweł Kamiński