Lollipop Chainsaw: japońska masakra tęczą mechaniczną
Nowa gra Sudy51, człowieka odpowiedzialnego za między innymi No More Heroes i Shadows of the Damned, jest chora. Głupia do granic możliwości. Jest niesamowita.
19.08.2011 | aktual.: 07.01.2016 15:55
Lollipop Chainsaw zainteresowało mnie już od pierwszej zapowiedzi. Co to w ogóle za pomysł: w amerykańskim liceum rozprzestrzenia się wirus zombie. W związku z tym Juliet, cheerleaderka i łowczyni zombie z dziada pradziada, wyciąga swoją piłę mechaniczną z szafy i staje do walki z plugastwem. Kto to wymyślił i co brał? Pomysł jest jednocześnie kosmicznie głupi i niezaprzeczalnie uroczy. To jest tak złe, że aż dobre.
Studio Grasshopper Manufacture, w którym pracuje między innymi słynny japoński twórca, Suda51, już nie raz zaskakiwało oryginalnymi pomysłami, ale teraz przeszło samo siebie. Przynajmniej pod względem designu artystycznego, który w Lollipop Chainsaw dosłownie wgniata w ziemię.
Gra oślepia ilością kolorów, które pojawiają się na ekranie. Wszystko jest pastelowe, śliczne (nie "„ładne”, a „śliczne” właśnie), słodkie, pardon, słitaśne, do granic nieprzytomności. Rozdawane kopniaki rozświetlają ekran gwiazdkami, serduszkami i tęczami. Szczególnie efektowne akcje pokazywane są zaś w zwolnieniach stylizowanych na komiks w stylu pop-art. Musicie to zobaczyć w akcji, żeby zrozumieć, coś niesamowitego. Absolutny szał. I to jest właśnie „lollipop”.
Ale, ale: w grze jest jeszcze „chainsaw”. Juliet nie tylko atakuje pomponami i kopniakami rozdawanymi w szale akrobatycznych ruchów. Poza tym ma także, jak wspominałem, piłę mechaniczną, którą odcina zombiakom głowy, nogi, ręce i wszystko inne. Krew sika hektolitrami, a gra jest brutalna - karykaturalnie, to fakt - do granic możliwości.
I to jeszcze nie wszystko! Dochodzi klimat żywcem wyjęty z wszystkich tych filmów o amerykańskich liceach, jakie oglądaliście, gdy byliście dzieciakami. Co powiecie na to, że jednym z pomniejszych bossów jest Mr. Fitzgibbon, zombie-nauczyciel matematyki? Karteczek nie każe wyciągać, ale za to walnie Was szafą. To zresztą i tak nic: jednym z dużych bossów będzie niejaki Zed, zombie-punkowiec, który najchętniej Juliet po prostu by przeleciał. Atakuje między innymi brzydkimi słowami zamieniającymi się w wielkie litery próbujące zmiażdżyć bohaterkę. C-Z-A-D. Rozwijając myśl: z całego serca zazdroszczę twórcom Lollipop Chainsaw takich pokładów kreatywności.
Oczywiście, design, klimat i oryginalne pomysły to jedno, ale w grze liczy się przede wszystkim rozgrywka. Niestety, na targach Gamescom nie mogłem samemu spróbować swoich sił w graniu, pozostało mi oglądanie prezentacji. Niemniej, wygląda to bardzo sensownie. Gra jest w zasadzie slasherem, w którym przede wszystkim liczy się zwinność i szybkość. Raczej nie ma tu rewolucyjnych pomysłów, ale też chyba ich specjalnie nie trzeba. Duże brawa za walkę z wspomnianym Zedem - została podzielona na trzy etapy, w każdym na przeciwnika trzeba znaleźć sposób, zawsze trochę inny. To nie tylko uderzanie w trzy przyciski na krzyż, na szczęście.
Bardzo żałuję, że na Gamescomie nie dało się zagrać w Lollipop Chainsaw. Ogromnie chciałbym sprawdzić, czy rozgrywka faktycznie dorównuje designowi tej produkcji. Na prezentacji wyglądało to dobrze, ale jasnym jest, że zawsze trzeba spróbować samemu, bez tego pewności nie ma. Nie wydaję więc żadnych ostatecznych wyroków, wiem jednak, że jeśli przed targami nowa gra Sudy51 interesowała mnie trochę, to teraz interesuje mnie bardzo. Bardzo, bardzo. Miejcie na nią oko, koniecznie. Premiera - w przyszłym roku.
Tomasz Kutera