LocoRoco: Midnight Carnival - recenzja
LocoRoco: Midnight Carnival pojawiło się na tegorocznym Gamescomie kompletnie znikąd i w zasadzie nie zrobiło wielkiego wrażenia. W końcu jak miało to zrobić, skoro Sony na swojej konferencji pokazało jedynie logo gry. Na szczęście niedługo później ukazał się pierwszy trailer i wyjaśniło się, że nie możemy mówić o pełnoprawnej kontynuacji, a jedynie mniejszej grze przygotowanej na potrzeby cyfrowej dystrybucji.
12.11.2009 | aktual.: 30.12.2015 14:12
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Midnight Carnival zostało stworzone głównie z myślą o PSP Go, ponieważ LocoRoco jako jedna z niewielu gier może być obsługiwana jedynie za pomocą przycisków L i R, czyli na nowym wynalazku Sony moglibyśmy grać na złożonym ekranie. Oczywiście wyjadacze serii zapytają, a co ze złączaniem i rozłączaniem naszej kulki? Okazuje się, że tej umiejętności w grze nie wykorzystamy, a w zamian za to otrzymamy bardzo wysoki skok zwany Boing! Wykonując każdą następną akrobację zdobywamy coraz więcej punktów, więc naprawdę jest to ważny element rozgrywki wprawieni gracze będą potrafili przejść pewnie całą planszę nie tracąc mnożnika. Niestety, ponieważ Midnight Carnival skupia się tak silnie na skakaniu, to gra stała się dużo bardziej zręcznościowa i plansze również tworzono zgodnie z tą ideą.
Pamiętając, że nie jest to pełny pudełkowy produkt możecie liczyć na 16 mapek oraz 2 proste i przyjemne minigry. Gdybyście porównali to z LocoRoco lub LocoRoco 2 to wyszłoby Wam, że rozgrywki starczy na jakieś 2-3 godziny. Ja natomiast przeszedłem Midnight Carnival w troszkę ponad 6 godzin, co jest wynikiem całkiem przyjemnym jak na grę za 55 zł.
Tutaj jednak ujawnia się największa wada - niektóre plansze mają tak wyśrubowany poziom trudności, że zamiast przejść je za 2 czy 3 razem to spędzamy przy nich od 30 minut do nawet godziny. Poziom frustracji sięga zenitu i, co gorsza, czuć tutaj, że przechylanie ekranu nie daje nam pełnej kontroli nad rozgrywką i nie bardzo pasuje do wymagającej dokładnych odbić techniki Boing. Nasz radosny glut często będzie spadał w otchłań, a my nie będziemy w stanie nic na to poradzić. Najtrudniejszą planszę powtarzałem około 180 razy i powiem szczerze, że gdyby nie ambicja to dawno wyłączyłbym Midnight Carnival, bo groziło to rzuceniem PSP o ścianę.
Poprzednie LocoRoco skończyła bez problemu moja siostra, tego nowego nawet jej nie pokazuję, bo uważam, że to już nie jest to, co bawiło i relaksowało nas poprzednio. Na szczęście w kwestiach oprawy Midnight Carnival pozostał wierny charakterowi serii i nadal pokazuje, jak świetne gry można tworzyć na PSP. Grafika jest fenomenalna, a liczba drobnych detali na planszach i mnóstwo kolorów wręcz przytłacza. Świetnie wygląda również, gdy skaczemy, bo Boing pozostawia za nami łunę światła o kolorze i wielkości zależnej od mnożnika, a z której jeszcze sypią się malutkie kwiatki i gwiazdki. Pierwsze wrażenie to natychmiastowy uśmiech na twarzy. Tak słodko to wygląda.
Podobnie jest z muzyką, która tak jak była fenomenalna w poprzednich grach, tak również tutaj genialnie wpasowuje się w klimat i wierci dziurę w głowie. Oczywiście zależnie od charakteru planszy usłyszymy inne kawałki oraz zmierzymy się z innymi wyzwaniami. Mi osobiście najbardziej podobały się te ze śniegiem, chociaż muszę przyznać, że plansza karnawałowa, gdzie ciągle wybuchały fajerwerki też była niczego sobie.
Dodatkowo warto zaznaczyć, że gra obsługuje rozgrywkę ad-hoc, więc możemy pograć ze znajomymi, ale niestety wtedy panuje jeszcze większy chaos, a przy wysokim poziomie trudności przejście dalszych plansz jest jak dla mnie praktycznie niemożliwe, gdy gramy razem. Natomiast super, że dodano sieciowe tablice wyników, bo jak widzę niektórzy już się zabijają w pokonaniu plansz z jak największą ilością punktów czy pozostałego czasu. Gra na każdym kroku informuje nas jak dobrze nam poszło i przyznaje medale, co zapewne będzie dla niektórych niezłym motywatorem. Ja jednak szukałem w LocoRoco raczej relaksu i po tym jak udało mi się przejść wszystkie plansze, raczej nie będę śrubował wyników. Z mniej przydatnych rzeczy mamy jeszcze możliwość robienia obrazków z gry (po zdobyciu wirtualnej kamery) oraz sklepik, gdzie możemy zakupić naszym LocoRoco różne gadżety do ubrania - głównie czapeczki i okularki.
Werdykt: Powiedziałbym, że LocoRoco: Midnight Carnival jest grą dla masochistów. Jasne możecie mieć więcej szczęścia i już za piątym razem przejść najtrudniejsze plansze, ale to nie będzie raczej efekt umiejętności. Jasne, Midnight Carnival to wciąż dobra gra (taka na 4-), z świetną oprawą audiowizualną, ale niestety to przestał być produkt dla rodziny, rodzeństwa, dzieci czy towarzyszy życia, bo jest po prostu za trudny. Nie ma tu powolnej i mającej swój urok eksploracji, a pozostały tylko pułapki, przepaści i przeszkadzający w skokach przeciwnicy. Z drugiej strony jeśli jesteście hardkorowymi graczami i czuliście, że seria powoli staje w miejscu, to nowe LocoRoco może Was miło zaskoczyć, choć szykujcie się na sporo nerwów. Dla mnie to ciekawy, ale nie do końca udany eksperyment, który tylko rozbudził we mnie chęć na trzecią prawdziwą część.
PS Jeśli jeszcze nie graliście w LocoRoco to radzę dołożyć 14 zł i zakupić pierwszą część z serii na PS Store (69 zł).
Plusy:
- Jeszcze więcej LocoRoco
- Oprawa audiowizualna
Minusy:
- Poziom trudności
- Zbyt duży nacisk na elementy zręcznościowe