LittleBigPlanet 3 - recenzja
W świecie muzyki metalowej mówi się, że trzecia duża płyta jest kluczowa, bo określa ostatecznie styl i wartość kapeli. Jeśli tę samą zasadę przyjmiemy w grach, wychodzi na to, że seria LittleBigPlanet trochę się pogubiła.
Mówi się, że LittleBigPlanet bazuje na edytorze poziomów, mającym uwolnić wyobraźnię graczy i dać im narzędzia do niczym nieskrępowanej kreacji. A jednak przy każdej odsłonie pisany jest scenariusz do trybu kampanii, w którym poza czasem słodką, czasem straszną opowieścią poznajemy wszystkie nowości i smaczki, jakie twórcy postanowili w nowej części zaimplementować.
Człowiek-żarówka i nowi herosi W trzeciej odsłonie głównym antagonistą zostaje ludzik-żarówka, Newton, który z nie do końca jasnych przyczyn postanawia posiąść moc niejakich tytanów. Zadaniem szmacianego bohatera jest powstrzymać „szaleńca” i ocalić przed nim krainę Bunkum. W tym celu gracz będzie musiał zaliczyć plansze zamknięte w trzech księgach (do tego prolog i epilog), w których należy odnaleźć trzy legendarne kule, by zwerbować trzech równie legendarnych bohaterów. Ani to specjalnie mądre, ani specjalnie odkrywcze, ale kampanię w kontekście opowieści przechodzi się przyjemnie. Choć mogłaby być dłuższa, bo pięć godzin - nawet w obliczu niespecjalnie długiej "dwójki" (około siedmiu godzin) - to po prostu mało, nie mówiąc o trwającej prawie dwa razy tyle kampanii w części pierwszej.
Każdy z etapów kampanii można przejść też w sieciowej kooperacji z drugim graczem. LBP3 informuje, że ktoś gra akurat na danej planszy i pyta, czy chcemy do niego dołączyć. Do naszej gry mogą wejść również inni gracze, jeśli na to pozwolimy. Oczywiście kanapowa zabawa we dwóch ma tu również miejsce.
Wspomniani trzej bohaterowie to największa nowość w serii. Dotychczas mieliśmy bowiem przyjemność wcielania się wyłącznie w SackBoya, który poza swoimi gadżetami, możliwością skoku i łapania przedmiotów, nie umiał praktycznie nic. I wciąż nie umie, w przeciwieństwie do napotkanych towarzyszy.
Czworonożny stworek przypominający psa to typowy biegacz, który pokonuje plansze szybko, skacze daleko i potrafi zasuwać po ścianach (niestety tylko po tych przewidzianych przez twórców). Drugi z bohaterów potrafi natomiast przyjąć formę małej kulki z nóżkami lub urosnąć. Pierwsza opcja to możliwość przeciskania się przez szczeliny i szybkiego pokonywania odległości, druga pozwala dociskać większe platformy oraz niszczyć szyby. Trzeci bohater to ptak, który poza samą możliwością lotu oraz pikowania nie potrafi nic więcej. Dobrze bawiłem się tylko grając Togglem - w swojej dużej postaci dociskał platformy, po zmianie w małego stworka był z nich wystrzeliwany, dzięki czemu mógł dostać się na wyżej usytuowane poziomy plansz. W kilku momentach pędził przez miejscówkę, a naszym zadaniem była ciągła zmiana rozmiaru - podobnie w wodzie, gdzie cięższy opadał na dno, lżejszy był wybijany ponad jej powierzchnię. Za to pozostałych dwóch bohaterów mogłoby praktycznie nie być, zabawa nimi to zwyczajna słabizna. Też mi herosi.
Gramy w LittleBigPlanet 3 [bez komentarza] W dodatku nowe postacie pojawiają się za rzadko. Wciąż biegamy przede wszystkim szmacianką, a dostęp do nowych bohaterów zyskujemy tylko na z góry określonych planszach. Najlepiej w tym temacie prezentuje się finał opowieści, ale to wciąż jedynie wyjątek. Teoretycznie możemy wrócić do większości zaliczonych już etapów jednym z poznanych herosów, w praktyce jednak nie do końca działa możliwość przełączania się z SackBoya na jednego z przyjaciół. Niby służą do tego specjalne drzwi - te niestety raz działały, a innym razem nie. Po szumnych zapowiedziach tej nowości, finalny efekt mnie zwyczajnie rozczarował.
Prawie jak James Bond Junior, lat 3,5: LittleBigPlanet 3 nie jest dla mnie i nie chodzi o trudności z okiełznaniem sterowania. Zgodnie z plakietką PEGI 7, niektóre sceny były dla mnie przerażające (np. Newton i fragmenty, w których się pojawia), więc tata szybko wyłączył telewizor, kiedy zaglądałem mu przez ramię [wypowiedź zredagowana przez autora recenzji :)]
LittleBigPlanet 3 to również nowe gadżety głównego bohatera. Piłkowy teleporter, rakietowe buty, kask umożliwiający ślizganie się na linach oraz dmuchawo-zasysacz pozwalający przesuwać niektóre elementy plansz. Mało, w dodatku żadne z urządzeń nie rzuca swoją pomysłowością na kolana. Generalnie grając zarówno w fabularne etapy, jak i przygotowane przez twórców dodatkowe plansze, miałem wrażenie, jakbym widział już wszystko wcześniej- jak nie w dwóch pierwszych częściach gry, to w odsłonach mobilnych. Absolutnie niczym mnie LBP3 nie zaskoczyło.
Jak to zwykle w grach z serii LBP bywa, na każdej z plansz znajdziemy tony wszelkiej maści kostiumów i naklejek, dzięki którym przyozdobimy zarówno swoich bohaterów, jak i tworzone plansze. A jeśli Was to kompletnie nie interesuje, to może chociaż zmotywuje do zbierania, by zaliczyć miejscówkę na maksa. Czasem bowiem bańki z nagrodami rozmieszczone są na tyle pomysłowo, by zmotywować do trudniejszych ewolucji, innym razem wymagają użycia któregoś z gadżetów. A w związku z tym, że te odblokowywane są z czasem, warto powrócić na zaliczony już etap, by dostać się we wcześniej niedostępne miejsca. Warto też zwrócić uwagę na poziom trudności. Jest bardzo nierówny - niektóre etapy to kaszka z mleczkiem, inne wymagają małpiej zręczności albo nauczenia się fragmentu na pamięć.
fot. Polygamia
Powyższe hasło idealnie odwzorowuje to, co czeka nas w grze. Ekrany ładowania są schludne, to prawda. Były w poprzednich częściach, to też prawda. Ale mam wrażenie, że LittleBigPlanet 3 ma ich za dużo. Zdecydowanie za dużo. Niejednokrotnie wpatrywałem się w taki przed trwającą minutę animacją, by wgapiać się w prawie identyczny zaraz po jej skończeniu. Kilka razy zdarzyło się, że ekrany zajęły mi więcej czasu niż sam filmik przerywnikowy, a jeśli zdecydowałem się go pominąć, było w tym temacie jeszcze gorzej. Zdarzało mi się też przypadkiem wejść do łącznika poziomów, choć chciałem tylko przejrzeć cele na liście (taki mini GPS wskazujący gdzie iść, by znaleźć wybraną legendarną kulę). Oczywiście musiałem znów spotkać się z ekranami ładowania.
Niestety, to nie jedyny techniczny problem LittleBigPlanet 3. W materiałach dołączonych do egzemplarza recenzenckiego przeczytałem, że pewne kwestie będą poprawiane aktualizacjami (generacja łatek - nie jestem więc jakoś specjalnie zdziwiony), jednak miałem pecha trafić na kilka takich, przez które chciałem cisnąć płytą o ścianę. Najgorsze były martwe „checkpointy”. W miejscu, gdzie po śmierci miał się odnawiać mój bohater, nie działo się nic. Kompletnie nic. Wpatrywałem się więc w świecące drzwi z nadzieją, że jednak ktoś z niego wyjdzie. Takich sytuacji miałem przynajmniej 4, choć może ich być zdecydowanie więcej - w końcu nie ginąłem na każdym punkcie. Taki smaczki trafiały się na różnych planszach i w różnych rozdziałach gry. Niestety, pomagało wtedy jedynie rozpoczęcie etapu od początku, a jeśli akurat byłem na samym końcu trudnego fragmentu, irytacja sięgała zenitu.
Gra ma też sporadyczne, choć denerwujące problemy z kolizją obiektów. I to też dość losowo, bo te potrafią zniknąć po ponownym włączeniu planszy. Ot taki drobiazg, idealnie wymierzony skok i upadek w przepaść, choć ewidentnie widać, że bohater trafia w platformę. Ta nagle staje się jedna przezroczysta. Dwa razy spadłem też w nicość, co skutkowało koniecznością włączenia etapu od początku. Przy kanapowej kooperacji grze zdarza się przyciąć, gdy drugi gracz zaglądał do swojego worka, z którego wybiera się stroje lub naklejki. Trochę słabo, szczególnie, że w poprzednich odsłonach takich technicznych baboli nie było.
Kreacja Mówi się, ze sercem LittleBigPlanet jest kreacja i wygląda na to, że również w trzeciej części twórcy przyjęli tę zasadę. Niestety, ja jestem z tych, którzy jeśli już coś tworzą, to na pięciolinii, więc tryby edytora w LBP omijałem szerokim łukiem. Jeśli jednak czujecie, że wyobraźnia może podpowiedzieć Wam świetne pomysły, LBP3 wydaje się być jeszcze lepszym narzędziem dla Waszych kreacji. Przede wszystkim ze względu na wykorzystanie dotykowego panelu DualShocka 4, dzięki któremu zdecydowanie łatwiej się buduje - smyrając palcami po plastikowej płytce. I to naprawdę świetnie się sprawdza.
fot. Polygamia
LBP3 oferuje 16 zamiast występujących wcześniej 3 grywalnych warstw tworzonej planszy. Dla przeciętnego zjadacza chleba to liczba nie do ogarnięcia, ale aż boję się pomyśleć jak wykorzystają to osoby mające edytor LBP w małym palcu. Zapowiada się, że za jakiś czas plansze będą lepsze niż w trybie kampanii, ale na to jeszcze musimy poczekać. Póki co znalazłem jedynie kilka interesujących projektów.
Liczba środków kreacji przytłoczy 90% grających w LBP3, ja wspomnę tylko, że nowych narzędzi jest aż 70. Do tego 29 znanych z pierwszej i drugiej części oraz 10 obecnych na PlayStation Vita. Brzmi imponująco. Należy jednak pamiętać, że narzędzia te są tak dobre, jak plansze, które za ich pomocą stworzą gracze.
Werdykt Pierwsze LittleBigPlanet urzekało oryginalnością, drugie w świetny sposób rozwijało pomysły z debiutu. Wersja na PSP przenosiła przygodę do kieszeni, a odsłona na Vitę fajnie wykorzystywała dotykowy ekran i panel urządzenia. LBP3 ma swoich nowych bohaterów, których jest za mało, by stanowili o sile tej produkcji. Koniec końców trzecie LittleBigPlanet, poza lepszą grafiką, nie wprowadza do serii nic nowego. Gdyby była to moja pierwsza styczność z uniwersum, pewnie bawiłbym się lepiej, znając jednak poprzednie odsłony, nie znalazłem w LBP3 ani niczego świeżego, ani zachwycającego. To niestety najsłabsze LittleBigPlanet w serii. Decyzja o oddaniu marki innej firmie była, jak widać, chybiona.
Paweł Winiarski
Platformy:PS3, PS4 Producent: Sumo Digital Wydawca: Sony Computer Entertainment Dystrybutor: Sony Computer Entertainment Polska Data premiery:26.11.2014 PEGI:7
Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Testowaliśmy wersję na PS4. Screeny pochodzą od redakcji.