LittleBigPlanet 2 - recenzja
Wydane w 2008 roku dzieło Media Molecule - LittleBigPlanet - okazało się grą niecodzienną, innowacyjną i do dziś próżno szukać podobnego tytułu na innych platformach. Po odwiedzinach na PlayStation Portable, urocze szmacianki wracają w pełnoprawnej, przeznaczonej na PlayStation 3, kontynuacji i jest więcej niż pewne, że ponownie rozkochają w sobie graczy.
04.01.2011 | aktual.: 30.12.2015 14:05
Jeśli jakimś cudem nie wiecie, kim są szmacianki, ani o co chodzi w MałejWielkiejPlanecie, to już spieszę z wyjaśnieniami. Mamy do czynienia z platformówką, której bohaterowie wyglądają jak małe uszyte ręcznie ludziki, a plansze przeznaczone do zabawy obfitują w różnej maści wymyślne pułapki, przełączniki i mechanizmy umilające lub utrudniające przygodę. Ważnym elementem uniwersum LBP jest specyficzna fizyka otoczenia, dzięki której możliwe są zarówno emocjonujące, długie skoki, jak i niekoniecznie realne wykorzystanie przedmiotów i elementów otoczenia. Wszystko polane jest sympatyczną atmosferą, która albo Was porwie, albo od razu odrzuci. Nie można również zapomnieć o niezwykle rozbudowanym edytorze, dzięki któremu osoby z twórczym potencjałem są w stanie przelać do świata szmacianek swoje najdziwniejsze pomysły. A jak wygląda sprawa z LittleBigPlanet 2? Powyższy opis pasuje idealnie, tyle że wszystkiego jest więcej, a zabawa wygląda ładniej i lepiej.
Opowiem Wam pewną historię Międzywymiarowy 1800-watowy odkurzacz planuje wciągnąć cały wszechświat, a Larry Da Vinci, werbując bohatera do "Sojuszu", chce pokrzyżować te niecne plany. Jak łatwo można się domyślić, to my, czyli sackboy, staniemy się wybawicielami wszechświata i lekarstwem na podłego antagonistę. W międzygwiezdnej podróży odwiedzimy kilka światów, gdzie poznamy członków "Sojuszu". Bohaterowie zostali zaprojektowani na tyle specyficznie, że powinni utkwić Wam w pamięci, a obdarzenie ich sympatią nie sprawi większych trudności. Choć opowieść może wydawać się banalna, to w połączeniu z wymyślnymi poziomami potrafi wciągnąć. Wraz z pokonywaniem kolejnych plansz, poznawaniem nowych współtowarzyszy i stawianiem czoła przeciwnościom losu, będziemy coraz bardziej chcieli pokrzyżować plany niecnego Negativitrona. Jak nietrudno się domyślić, nadarzy się ku temu okazja na ostatnim etapie, gdzie nasza pomysłowość i zwinność zdecydują o tym, czy wszechświat zostanie ocalony, a my staniemy się szmacianką-bohaterem.
Oprawili to jeszcze ładniej Podobała Wam się oprawa pierwszego LittleBigPlanet? Jeśli tak, to pokochacie kontynuację. Zachowano specyficzny styl dziwnej, choć na swój sposób realistycznej grafiki. Choć nie ma co liczyć na rewolucję, to można śmiało mówić o wizualnej ewolucji szmaciankowego świata. Bohaterowie wydają się bardziej dopracowani, a na zaproponowanych przez Media Molecule planszach dzieje się więcej - również w tak zwanym tle. Animacja działa bardzo płynnie, nie ma mowy o żadnych "chrupnięciach", a szmiacianki w ruchu wyglądają świetnie. Dźwiękowy aspekt zabawy nie odstaje od grafiki, choć bardziej podobały mi się utwory muzyczne w pierwszej części. Nie zmienia to faktu, że w LittleBigPlanet 2 usłyszymy zarówno miłe dla ucha, spokojne melodie, jak i podniosłe utwory. Właśnie przez ścieżkę dźwiękową czułem się momentami jak Kratos torujący sobie drogę na Olimp. Na słowa uznania zasługuje polonizacja. W grze usłyszymy między innymi Piotra Fronczewskiego, Krzysztofa Kowalewskiego i Annę Dereszowską. Aktorzy wykonali kawał fantastycznej roboty, idealnie wcielając się w granych bohaterów. W intrze i samouczku znów usłyszymy natomiast znany i lubiany głos.
Nowe zabawki Media Molecule nie trzymali w tajemnicy informacji o nowych urządzeniach, które udostępnili graczom. Chodzi o bardzo pomocny hełm strzelający raz ciastami, innym razem wodą, pojazd łamiący prawa grawitacji, czy też niezwykle przydatną kotwiczkę, dzięki której będziemy mogli się rozhuśtać niczym hybryda człowieka i pająka. Przyda się również specjalny zestaw rękawic, który umożliwi przenoszenie dużych, ciężkich na pierwszy rzut oka przedmiotów. Nie są to oczywiście urządzenia, które przez cały czas kampanii pozostaną do naszej dyspozycji. Pojawiają się w konkretnych momentach i można je wykorzystać tak, jak przewidzieli to autorzy. Stanowią jednak świetne urozmaicenie zwykłego skakania i pociągania za dźwignie. Na jednym z etapów poprowadzimy do celu głupiutkie sackboty, innym razem ujeździmy podskakującego królika. Nie ominie nas też rajd na strzelającym wielbłądzie. To szalone pomysły, ale w akcji sprawdzają się świetnie. Dzięki nim nie ma dwóch takich samych etapów. Pojawi się plansza, która przywoła wspomnienia o grze Galaga, inny etap będzie łudząco podobny do hitu z dawnych lat - strzelanki River Raid.
Łatwiej i przyjemniej Wiele osób narzekało na poziom trudności w pierwszej części LittleBigPlanet, określając część plansz mianem irytujących. W drugiej odsłonie napotkałem tylko na jeden etap, który napsuł mi odrobinę krwi. Chodzi o ostatnią planszę, choć nie ma tu absolutnie mowy o czymś, czego nie da się ukończyć. Poziom trudności oceniam z perspektywy gracza, którego głównym celem nie było zaliczenie planszy na 100%, ale dojście do końca i odblokowanie kolejnego etapu. Już na pierwszy rzut oka widać, że część "znajdziek" wymagać będzie małpiej zręczności. Tak czy inaczej, wątpliwym jest, by ktoś zaciął się w LittleBigPlanet 2 na dłużej niż chwilę. Aby zaliczyć kampanię, należy przejść niecałe 40 plansz, poboczne zadania można sobie darować. Każdy z etapów to przynajmniej kilka minut, więc liczcie raczej na kilka, a nie kilkanaście godzin rozgrywki. Choć po zaliczeniu ostatniej planszy chciałem więcej przygody, to kampania trwa optymalnie długo - nie zdążyłem się znudzić. Opowieść dla jednego gracza to jednak dopiero początek przygody.
Wnętrze przechodzi duch kreacji Potęga LittleBigPlanet 2 leży jednak w innym miejscu. Podobnie jak w pierwowzorze, w nasze ręce oddano dający ogrom możliwości edytor. Czego? Wszystkiego - od samej planszy aż do muzyki. Tak, tym razem można również samodzielnie wykonać ścieżkę dźwiękową do etapu, choć na początek radzę zaznajomić się z podstawowymi zasadami, jakimi rządzi się typowy sekwencer. Z lewej strony widać miernik przegrzania się planszy, więc lepiej uważać z nadmiarem obiektów. Do kogo adresowany jest edytor? Do osób, które po pierwsze cierpliwie przejdą przez wszystkie samouczki (ja pod koniec nie rozumiałem już prawie nic), po drugie graczy lubiących naukę, po trzecie i najważniejsze - zdolnych i kreatywnych. Jeśli wierzyć autorom, w edytorze LittleBigPlanet 2 da się zrobić prawie wszystko, łącznie z oddzielną, dwuwymiarową grą. Jednym z pomysłów, który bardzo przypadły mi do gustu, było przyporządkowanie konkretnych funkcji do przedmiotów. Dla przykładu można ustawić wszystko tak, by po wejściu do pojazdu, jeden z klawiszy odpowiadał za przyspieszenie, inny za hamulec. Możliwości jak widać są ogromne. Sam nie dałem rady stworzyć niczego sensownego, ale podejrzewam, że niedługo po premierze sieć zaleje fala lepszych lub gorszych produkcji. Przy przeogromnych możliwościach, jakie daje kreator, wierzę, że zagramy na amatorskich planszach, które bez problemu przerosną pomysły Media Molecule.
Werdykt Grałem w wersję przedpremierową, nie miałem więc dostępu do opcji sieciowych, które stanowią integralną i niezwykle ważną część gry. Tytuł rozwinie skrzydła dopiero po kilku tygodniach, kiedy gracze dadzą się porwać ogromnemu edytorowi. Świetnie bawiłem się w kooperacji, siedząc przed jednym telewizorem. Ogromnie rozczarował mnie brak obsługi Move, który powinien być zaimplementowany na starcie i w większym zakresie niż obiecują to twórcy. Trudno oceniać tak rozbudowany produkt tylko pod kątem krótkiej, choć bardzo fajnej kampanii. Jeszcze trudniej wystawić notę edytorowi, który najzwyczajniej w świecie mnie przerósł. Tryb opowieści przejdziecie przynajmniej 2 razy, próbując zebrać wszystkie porozrzucane po planszach przedmioty i zaliczyć etapy na 100%. To jednak gra głównie dla fanów tworzenia - oni zagłębią się w LittleBigPlanet 2 na długie miesiące. Świetna platformówka z genialnym edytorem, która w pełni rozwinie skrzydła, gdy gracze zaczną tworzyć. Ja bawiłem się świetnie i chętnie sięgnę po grę jeszcze raz, gdy do głosu dojdą fani serii.
Paweł Winiarski