List otwarty do ludzi, którzy piszą listy otwarte do ignorantów, którzy uważają, że gry komputerowe to zabawa dla dzieci
Protip: jeśli chcecie ludzi do czegoś przekonać, nie piszcie, że są głupi i cieszycie się, że wkrótce umrą.
Wczoraj po Facebooku krążył strasznie emocjonalny list napisany przez Pawła Opydo, do bliżej niesprecyzowanych ludzi, którzy nie lubią gier. Jako, że widmowe zagrożenie zawsze jest najlepsze, można Złym Ludziom przypisać długą listę grzechów:
- uważają, że gry są wyłącznie dla dzieci
- uważają, że gry są brutalne
- uważają, że gracze to dziwaki
- uważają, że gracze nie mają życia
- uważają, że esport to nic poważnego
Klasyczna litania stereotypów, którymi zarzuca się ludzi oskarżanych o stereotypowe patrzenie na cokolwiek. Są gry brutalne. Są gry dla dzieci. Są gracze, którzy są dziwakami. Są gracze, którzy nie mają życia. Esport to bardzo często nic poważnego. Wszyscy o tym wiemy.
Chciałbym napisać, że zastanawiam się, czy taki list może odnieść skutek, ale prawda jest taka, że się nad tym nie zastanawiam. Jestem przekonany, że nie odniesie. Bo jest idiotyczny.
I patrzę na liczbę udostępnień tego tekstu na Facebooku i myślę sobie: serio? Serio w 2012 roku, w Polsce, znajdujecie się w sytuacji, w której czujecie się tak prześladowani z powodu swojego grania, że piszecie zdania w rodzaju:
Nie liczę jakoś szczególnie, że uda mi się Was przekonać do czegokolwiek, ale jeśli wywołam w Was jakieś procesy myśleniowe to może załapiecie, że powtarzane ciągle idiotyczne stereotypy nie mają szczególnego sensu. Pozytywnie nastraja mnie to, że prędzej czy później wyginiecie. To nie jest list, który może kogokolwiek do czegokolwiek przekonać. A jedynie wymachiwanie sztandarem, aby chłopaki mogły się poklepać po plecach i krzyknąć "ale im powiedział, teraz to zrozumieją!". Obawiam się, że nic nie zrozumieją.
Od wielu lat w środowisku graczy obecny jest pewien zabawny paradoks. Z jednej strony ciągle wiele osób ma jakiś uraz, wstydzi się swojego grania i marzy po nocach, że Maciej Orłoś w Telexpresie poświęci 30 sekund na minirecenzję nowej gry. Z drugiej, reagują agresją na każdą produkcje, która przebije się do głównego nurtu. Celebryci grający na Vicie? Źle. Wszyscy grający w Angry Birds? Klęska. Call of Duty bijące kolejne rekordy sprzedaży? Katastrofa. A gdy ktoś chce uznać gry za dzieło sztuki, to zaczyna się jazda, że chce odebrać nam nasze cenne sceny pościgów i wybuchy i robić gry o smutnych dzieciach. Mieć ciastko i zjeść ciastko.
Moje przesłanie do świata jest następujące, patrzcie jak macham do Was przejeżdżając w swoim papamobilu:
Rozejrzyjcie się dokoła. Żyjemy w czasach, w których jak nigdy wcześniej, granie w coś jest dziecinnie łatwe. Gra więcej osób niż kiedykolwiek. W najróżniejsze produkcje, na najróżniejszych sprzętach. Jeżeli czujecie się prześladowani... to być może jest to wina tego, że zamiast rozmawiać o grach, zamykacie się w zamku na szczycie góry i piszecie gniewne listy. Lata 90. się skończyły.
Zamiast pisać głupie listy, piszcie więcej o grach, które uważacie za godne uwagi. Dzielcie się z ludźmi fajnymi grami. To przestaną zwracać uwagę na te, które są bohaterami stereotypów. Skąd niby mają wiedzieć, że są gdzieś tam fajne gry, skoro im o tym nie powiedzieliście?
Bo bez tego, nikt Wam w życiu nie uwierzy, że gry to "fantastyczna gałąź kultury, którą warto pielęgnować i wspierać". Ja Wam nie wierzę.
Konrad Hildebrand