Lepiej, żeby FIFA 18 na Switchu była całkiem znośna, bo od jej wyniku mogą zależeć następne gry EA
Sport to brudny biznes. Podobnie jak gierki.
Ostatnio zebrało się Capcomowi za to, że od ewentualnego sukcesu Ultra Street Fighter II, czyli jak na razie najgorszej premiery pudełkowej na Switcha (w dość niedorzecznej cenie, oczywiście), uzależnione było dalsze wsparcia tej platformy przez samego wydawcę. Wynik odgrzewanego kotleta był satysfakcjonujący, więc Capcom będzie kontynuował łatwe i pewne remastery. Lepsze to niż nic, bo może przecież doprowadzić do większej, ekskluzywnej produkcji. Ale dziś nie o Capcomie. Dziś o EA.
Okazuje się bowiem, że ten gigant ma podobne podejście do całego tematu. Patrick Söderlund nawet szczególnie tego nie ukrywa. W rozmowie z czasopismem "Edge" znajdziemy taką wypowiedź:
Szkoda tylko, że dotychczasowe plotki wskazują na to, iż FIFA 18 w wersji switchowej wcale nie musi być udanym projektem. Według dość pewnego źródła, Toma Philipsa z Eurogamera, odsłona ta powstawała w oparciu o inkarnacje dla konsol poprzedniej generacji, PlayStation 3 i Xboksa 360, działające na starszym silniku, pozbawione trybu fabularnego. Jeżeli te wieści okażą się prawdą, FIFA może spotkać się z rozczarowującym przyjęciem. Nawet jeśli na Switchu sprzeda się ponoć wszystko.
Jestem ciekaw, jak wielkim fanem Nintendo Söderlund byłby nadal w mediach, gdyby okazało się, że premiera, od której uzależnia zainteresowanie EA hybrydową konsolką, wtopiła po całości.
Adam Piechota