Lepiej późno niż wcale [Wii]
Narzekasz na nowe gry? Brakuje ci w nich wyzwania, denerwuje powtarzanie schematów, wkurza, że twórcy myślą za ciebie? Być może, tak jak ja, szukasz odmiany nie tam, gdzie trzeba.
21.01.2012 | aktual.: 15.01.2016 15:43
Kiedyś już o tym pisałem: obecna generacja, jak na mój gust, za bardzo zbliżyła się do standardów wyznaczonych przez American Laser Games w epoce wczesnych konsol z napędem CD. Kiedy twórcy mają do dyspozycji więcej mocy obliczeniowej niż rozumu, para idzie w pokazywanie fajnych rzeczy, a model rozgrywki jest zaniedbywany. Najnowsze tytuły prowadzą gracza za rękę, a na dodatek rzadko można grać w nie we własnym tempie. Ot, biegnij sprintem do mety, skończ grę i kup następną. Są wyjątki, no ale właśnie - to wyjątki.
Wszystkie wady głównego nurtu gier w piękny sposób zebrał i zaprezentował Battlefield 3, czyli produkcja, która w singlu nawet nie udaje, że gracz ma jakiekolwiek znaczenie. To już pełnoprawny "interactive movie"; Mad Dog McCree 2011 z funkcją sterowania kamerą. Trend tworzenia samograjów niczym choroba przeniósł się na inne gatunki, np. wyścigi (N4S: The Run) czy skradanki (Splinter Cell: Conviction). Większość nowych tytułów dla singli to fajne, ale krótkie jednorazówki. „Oldschoolowy hardkor” nadal można jednak znaleźć - i to w najmniej spodziewanym miejscu.
Świat po Zeldzie W końcówce listopada popełniłem recenzję The Legend of Zelda: Skyward Sword - był to mój pierwszy dłuższy kontakt z Wii. Wystawiłem grze najwyższą ocenę, a i tak czuję się, jakbym ją skrzywdził, bo jak niewiele innych zasługuje ona na maksymalne noty. Ale przejdźmy do rzeczy.
Powrót z Wii do Xboksa był... rozczarowujący. Jasne - grafika jest nieporównywalnie lepsza, ale śmiem twierdzić, że jeśli ktoś dziś gra na konsoli, to nie ze względu na doznania wizualne, bo w takim razie zainwestowałby w monstrualnego peceta. Rozczarował mnie nie wygląd, a prostota gier z potężniejszych maszyn.
Pierwszym nowym (w sensie: jak dotąd nieogranym) tytułem, z jakim miałem do czynienia po przygodzie z Wii, był Bulletstorm. Piękna gra z fajnym systemem strzelania. Ale... czemu, choć idę prostą drogą, na każdych drzwiach znajduje się wskazówka: "naciśnij X żeby otworzyć"? Dlaczego podświetla się każda sterta badziewia, którą należy kopnąć, skoro idę tunelem i tylko to mogę zrobić? Odniosłem wrażenie, że twórcy chcą mnie jak najszybciej przeprowadzić przez poziom, bo w następnym jest jeszcze więcej bajerów. "To już widziałeś, idź dalej, tam jest jeszcze fajniej"! Kiedy zacząłem się dobrze bawić, gra zablokowała mi spust, mówiąc: "dobra, dobra, już się nastrzelałeś; patrz, jaki zrobiliśmy bajerancki filmik!".
Bulletstorm w porównaniu z Zeldą wypadł jak komiks o kaczorze Donaldzie zestawiony z Rajem utraconym. Fajny i sympatyczny, w sam raz do przeczytania w pięć minut i zapomnienia. A raczej sprawdzenia, czy Epic wydał już kolejną grę.
Trzy cnoty Możecie powiedzieć, że nie powinienem porównywać strzelanki z rozbudowaną platformówką. To prawda. Co nie zmienia faktu, że powrót do głównego gatunku obecnej generacji był rozczarowujący właśnie ze względu na jego uproszczenia. W końcu w Zeldzie też mógł być kompas pokazujący drogę i wskazówki: "naciśnij A, żeby otworzyć drzwi". A jednak ktoś w Nintendo nadal wierzy w moją inteligencję i pozwala mi rozejrzeć się po poziomie, aby samodzielnie wydedukować, że muszę trzasnąć biczem, żeby otworzyć przejście. To pierwsza z trzech najważniejszych cech odróżniających dobre gry z Wii od dobrych gier z Xboksa czy PS3: wiara w gracza.
Drugi element to satysfakcja. Kiedy wreszcie odkryjecie sposób na wyjątkowo trudnego bossa w Dead Space: Extraction; kiedy po dziesiątej próbie pokonacie długi i złożony fragment Donkey Kong Country Returns; kiedy we czwórkę zaliczycie poziom w New Super Mario Bros. Wii - będziecie prężyć się z dumy i zadowolenia. To właśnie tego brakuje mi najbardziej w CoD, Alanie Wake'u, Gearsach czy Left 4 Dead. Granie w te tytuły sprawia mnóstwo przyjemności, ale rzadko pojawia się uczucie satysfakcji, które towarzyszyło tak wielu produkcjom z dawnych lat. Gry na Wii wywołują je dzięki bardzo prostemu mykowi, a rozgrywce zgodnej z filozofią "graczu, radź sobie sam".
Pozostaje jeszcze trzecia rzecz, która odróżnia Wii od pozostałych konsol: różnorodność. Jeżeli nudzą się Wam standardowe gry FPS, TPP i action-RPG, z których składa się większa część biblioteki PS3 i X360, Nintendo przyjemnie Was zaskoczy. W samej Zeldzie rozgrywka jest tak zróżnicowana, że można by nią obdzielić pięć innych tytułów. Nie możecie też narzekać na brak platformówek czy klasycznych strzelanek na szynach. One są. Na Wii. Niby oczywiste, ale jak wielu z Was latami lekceważyło tę konsolę, jednocześnie narzekając na niedobór takich produkcji?
Król nie żyje. Niech żyje król! Nie będę ściemniał, że Wii jest idealne, bo nie jest. Zsynchronizowanie nowego pada to spory kłopot, czujnik ruchu nie zawsze działa tak jak powinien, a rynek zalany jest przez masę badziewia tak paskudnego, że Vampire Rain wydaje się przy nim całkiem znośną grą. Jeśli jednak jesteście "świadomymi graczami", wiedzącymi czego szukać i oczekiwać, konsola Nintendo może wypełnić te luki, które pozostawiają jej więksi bracia.
Nigdy nie byłem fanem określonej platformy, producenta, gatunku; gram we wszystko i na wszystkim. Tym bardziej nie mogę powstrzymać się przed krzyknięciem: Nintendo Wii, gdzie się podziewałaś przez całe moje życie?! Żywot platformy dobiega końca, ale jeśli zgadzacie się z tym, co napisałem powyżej, pewnie zauważycie, że i to ma swoje plusy. Wii ma masę świetnych gier, a teraz możecie zdobyć je w niższych cenach.
To, że na Wii już wkrótce przestaną wychodzić nowe gry, nie znaczy, że już nie warto zainteresować się konsolą. Sprawdza się babcina mądrość: lepiej późno niż wcale.
Michał Puczyński