LEGO Piraci z Karaibów - recenzja
Na tę grę można zareagować na trzy sposoby. Z entuzjazmem: "o rany, nowe Lego!" Z obojętnością: "o, nowe Lego". Albo ze znudzeniem: "o raaany, nowe Lego..." I wszystkie reakcje będą prawdziwe.
Od paru lat gry z serii Lego ukazują się z godną podziwu regularnością. Są jak podatki, niemiecka poczta czy nowe płyty O.S.T.R.-a - zawsze na czas. Ostatnio zaś zaatakowały z podwójną mocą: dopiero co ukazało się Lego Star Wars III: The Clone Wars, a już mniej więcej miesiąc później dostaliśmy klockową odsłonę Piratów z Karaibów. Z jednej strony można zapytać: "ile można?", z drugiej seria ma naprawdę duże grono fanów, których taka sytuacja ogromnie cieszy. Takim osobom radzę na samym początku: idźcie do sklepu. To jest ta sama gra, którą tak bardzo lubicie i jeśli jej schemat nadal ogromnie Was bawi, to dostaniecie po prostu zestaw nowych plansz.
A co, jeśli nie wiecie, o co w ogóle w tym wszystkim chodzi? Podejrzewam, że biorąc pod uwagę częstotliwość ukazywania się tytułów z tej serii, nie ma zbyt wielu takich osób, ale tak czy inaczej zapraszam na kilka słów tłumaczenia.
Legogry na tapetę zawsze biorą jakąś znaną markę. Gwiezdne wojny, Indiana Jones, Harry Potter - wszystko można przerobić na świat z duńskich klocków. Tym razem trafiło na Piratów z Karaibów (to ci niespodzianka). Przerobiono wszystkie cztery filmy, łącznie z tym najnowszym, oczywiście w typowym dla cyklu stylu. Czytaj: zrobiono pastisz. Legoludki nie mówią (jedynie pomrukują i pochrząkują) - to raz, a dwa, że wszystko dość mocno przerysowano. To ten rodzaj humoru, w którym ktoś się przewraca i to jest śmieszne. Może bawić, zwłaszcza jeśli zna się oryginalne filmy, ale może też razić infantylnością (hej, to gra dla dzieci!). Kwestia gustu.
Trzeba też przyznać, że akurat Piratów z Karaibów do świata klocków przeniesiono z ogromną zręcznością. Jack Sparrow jest stuprocentowym sobą, nawet jeśli Johny Depp nie miał z produkcją gry nic wspólnego. Twórcom udało się uchwycić przygodowy, bajkowy klimat filmów i oddali go w naprawdę godny sposób.
W kwestii rozgrywki legogry można najłatwiej opisać jako proste platformówki. Każdy rozdział to kilka plansz do pokonania. By tego dokonać, trzeba coś tam rozwalić, coś tam zbudować, coś tam znaleźć i użyć czegoś tam na czymś tam. Zagadki są łatwe i jeśli coś może sprawiać trudność, to momentami domyślenie się, "co autor miał na myśli", bo czasami nie do końca wiadomo, co akurat trzeba zrobić. Piraci z Karaibów prochu nie wymyślają: owszem, jest tu kilka nowych pomysłów (etap, w którym bohaterowie poruszają się w zamkniętych, okrągłych klatkach - super), ale nie na tyle dużo, by ktokolwiek poczuł się specjalnie zaskoczony. I nie ma w tym nic złego, zgodnie z zasadą: "lepsze jest wrogiem dobrego".
Esencją wszystkich gier Lego jest granie z drugą osobą przy jednym telewizorze. O ile samotna rozgrywka może po pewnym czasie znudzić, o tyle wspólna zabawa przynosi czasami wręcz zaskakująco wiele frajdy. Być może trochę z powodu wyjątkowo niespiesznego tempa gry - tu zwykle nikt nikogo nie pogania, zagadki można rozwiązywać w swoim tempie. Jeśli graczom najwięcej zabawy przynosi rozwalanie wszystkiego wokół i zbieranie monet, to proszę bardzo, zakazu nie ma. Z powodu swojej ogromnej przystępności Piraci z Karaibów to idealna produkcja do grania z kimś, kto zazwyczaj nie ma wiele wspólnego z konsolą i, na przykład, nie ogarnia pada. Z dziewczyną. Z chłopakiem. Z dzieckiem. Z mamą. Z tatą. Z kolegą. Z koleżanką (najlepiej ładną). Z każdym, no.
Lego to także gry dla zbieraczy. Znajdziek, które można zdobyć na każdym etapie, jest całe multum. Co więcej, wszystkich nie da się odkryć za pierwszym przejściem. Jeśli chce się to zrobić, po pewnym czasie należy wrócić do poprzednich rozdziałów, będąc już wyposażonym w nowe postaci obdarzone dodatkowymi umiejętnościami. Liczba sekretów do odkrycia wręcz przytłacza. Więc nawet jeśli da się przejść całą grę w standardowe 8-10 godzin, to gdy chce się zobaczyć w niej wszystko, to wymagać to będzie co najmniej podwojenia tego czasu. Czytaj: czeka na Was mnóstwo grania.
Oczywiście, nie ma gier bez wad. Zresztą, Piraci z Karaibów mają ich wręcz całkiem sporo. Więcej - część z nich czeka na poprawienie już od kilku odsłon serii. To między innymi brak możliwości zabawy z innym graczem przez sieć, czasami wyjątkowo marna praca kamery czy niedokładność przy sterowaniu podczas fragmentów stricte platformowych. Cały urok Lego polega jednak na tym, że jeśli się te gry lubi, to się na takie szczegóły nie zwraca uwagi. Po prostu: jeśli dobrze się bawisz, to po co zajmować głowę pierdołami? To lekka, łatwa i przyjemna gra, nie trzydziesta odsłona serii poważnych wojennych strzelanin z och-jak-podniosłą fabułą. Chodzi o frajdę, nie perfekcję w każdym calu.
Werdykt Wbrew pozorom, trudno klockowych Piratów z Karaibów ocenić. Z jednej strony jestem pewien, że są osoby, dla których gra ta jest absolutnym "musisz mieć" i które będą się w nią zagrywać dniami i nocami, poznając wszystkie jej tajemnice i bawiąc się jak nigdy. Z drugiej, jestem równie mocno przekonany, że rzeszy osób tego typu rozgrywka nie odpowiada i one zwyczajnie Piratów wyłączą po dwudziestu minutach i cisną do kosza. Miejcie więc na uwadze, że choć to dobra gra, to nie każdemu musi się spodobać. Jeśli nigdy wcześniej nie mieliście z legogrami do czynienia, warto sprawdzić najpierw wersję demo.
Ocena: 4/5 - Warto (Ocenę 4 otrzymują gry, które sprawiają sporą frajdę, ale brakuje im ostatecznych szlifów)
Data premiery: 13.05.2011 Deweloper: Traveller's Tales Wydawca: Disney Interactive Dystrybutor: CD Projekt PEGI: 7 Tomasz Kutera
Egzemplarz gry do recenzji dostarczyła firma CD Projekt.