Lego DC Super-Villains - recenzja. Jestem częścią tej siły...
... która wiecznie zła pragnąc, wieczne dobro czyni.
Zaczynanie recenzji gry o klockach Lego cytatem z Goethego jest z pozoru totalnie bezensowne, cóż jednak poradzę, że w swojej nowej produkcji Traveller’s Tales postanowiło zaserwować nam fabułę, która bardzo mocno pasuje do wspomnianego motto „Mistrza i Małgorzaty” Bułhakowa. Wątpliwe jest być może jedynie owo „wieczne”, ale gdy tylko zamienimy je na „czasem”, robi nam się z tego wypisz wymaluj idealne hasło reklamowe dla Lego DC: Super Villains. Dlaczego?
Platformy: PC, PS4, Xbox One
Producent: Traveller's Tales
Wydawca: Warner Bros
Dystrybutor: Cenega
Data premiery: 16.10.2018
Wersja PL: Tak
Wymagania sprzętowe: Windows 7, Intel Core i3-4130, 4 GB RAM, Radeon R9 280X lub GTX 660 Ti, 16 GB HDD
Grę do recenzji dostarczył wydawca. Graliśmy na Xboksie One. Zdjęcia pochodzą od redakcji.
Zawsze mieliśmy do czynienia z super bohaterami, ale żeby mianem tym określać przestępców takich jak Joker, Harley, Harvey, Pingwin i masa innych gwiazd z uniwersum Batmana? Każda, nawet najgorsza szuja choć raz staje jednak w swoim życiu w sytuacji, gdy spotyka jeszcze gorszego złoczyńcę. Rzecz taka przytrafia się bohaterom nowego Lego DC. Czarne charaktery jak zawsze dzień i noc knują co by tu zrobić, żeby przejąć kontrolę nad miastem, aż pewnego dnia klockowe Metropolis nawiedza walczący o sprawiedliwość Syndykat. Organizacja gotowa, by ostatecznie stawić czoła kolejnym diabolicznym planom Jokerów tego świata i przywrócić sprawiedliwość. Tylko, że...Wszystko pięknie, superbohaterowie teoretycznie powinni cieszyć się z przybyłego wsparcia... Problem polega jednak na tym, że stare służby porządkowe nagle znikają. Na dokładkę członkowie Syndykatu zaczynają w pewnym momencie zachowywać się dość podejrzanie. Niby biją po psykach tych, których bić trzeba i wprowadzają sprawiedliwość, niby wyglądają, jak trzeba... tylko coś ten nowy Batman taki nazbyt medialny, a Superman... cóż. Zdaje się, że intencje Syndykatu nie są do końca jasne i tak Joker ze spółką po raz pierwszy zamiast niszczyć i grabić, mają okazję wreszcie zrobić coś dobrego dla świata. Ale oczywiście tylko do momentu, gdy nie powróci w końcu dawny konflikt interesów. Walczą tylko o przywrócenie status quo, ale paradoksalnie mają szansę uratować miasto przed większym nieszczęściem, niż oni sami. Świta Wolanda jako żywa.TT wielokrotnie pokazało nam już, że świetnie umie reinterpretować istniejące dzieła kultury i przerabiać je na lekkostrawne, okraszone niewymuszonym humorem historyjki. Dopiero jednak wykazując się własną inwencją, scenarzyści studia pokazali, że ich równa forma to nie tylko wynik kupowania przez mocodawcę właściwych licencji (ech, a miałem nie wbijać szpilek Telltale). Opowieść z Super Villains to po prostu kawał świetnego scenariusza, godnego nawet „poważnej” gry o super bohaterach w stylu Batmanów Rockstedy.Jasne, pomysł na zamianę ról to w sumie prosta sztuczka, ale i taki oczywisty pomysł trzeba umieć zrealizować. TT nieskrępowane natomiast ryzami cudzego scenariusza i przymusem wyciągnięcia z materiału źródłowego tylko kilku najciekawszych scen – byle tylko zmieścić parę filmów w jednej grze – pokazało, że umie tworzyć bardzo uporządkowane, wcale nie jednowątkowe fabuły. Z fajnie napisanymi, okraszonymi świetnym dubbingiem (również polskim) dialogami. Nigdy nie przypuszczałbym, że będę bał się zaspoilować wam fabułę w grach Lego.
Wspomnę więc jeszcze tylko o tym, że choć do wyboru mamy całą plejadę postaci z DC Universe, głównego bohatera gry stworzymy sobie sami. Edytor postaci daje naprawdę spore możliwości wpływu na wygląd bohatera oraz wizualny aspekt jego ataków. Sam w wir przygody ruszyłem sterując fioletowo-seledynową dinozaurzycą, strzelającą z palców soczyście zielonym laserem – a można oczywiście pójść w zupełnie inną stronę. O ile jednak głównego bohatera tworzymy sami, TT wcale nie opiera narracji wyłącznie na nim.Ba, przez mniej więcej połowę czasu nasza postać nie pojawia się na ekranie, a nawet w misjach gdzie występuje, gra nadal nie różni się niczym od typowych produkcji z serii Lego. Wciąż jest to prosty platformer z trybem kooperacji, w którym każdy bohater posiada jakieś unikatowe zdolności, pozwalające radzić sobie z różnymi zagadkami. Często więc nawet mając akurat naszą postać w drużynie, oddamy ją pod kontrolę AI, by korzystać ze zdalnie sterowanej szczęki Jokera czy taszczonego przez Harley Quinn wielkiego młota. Nadmieńmy jednak, że choć nasz własny bohater często jest na drugim planie, ostatecznie scenarzyści postarali się, by przynajmniej fabularnie nie pozostał aż do napisów końcowych jednym z wielu.Zagadki, jak zawsze zresztą w grach tego studia, zaprojektowane są świetnie, zmuszając czasami do chwili pomyślunku, ale nigdy na tyle, by zaciąć się i korzystać z dostępnych w trakcie rozgrywki filmików z poradami. Klasycznie też w niektóre miejsca nie dostaniemy się za pierwszym przejściem, bo domyślny zestaw postaci nie umie np. radzić sobie z mini gierką z labiryntem, ale dany rozdział można później powtórzyć, tym razem w trybie swobodnej zabawy.Historia składa się z 15 misji (oraz pięciu bonusowych rozdziałów) i w zasadzie wszystkie prezentują równy poziom. Denerwuje co prawda czasami to, że niektóre rozdziały ciągną się w nieskończoność, inne zaś kończą za szybko, w paru misjach irytuje także nieco ich statyczność (zdarza się np., że etap składa się z ledwie trzech pokoi, z czego w każdym spędzamy dobre kilkadziesiąt minut), ale generalnie mam problem ze wskazaniem naprawdę słabego etapu. Nie mam natomiast wątpliwości, że będziecie zachwyceni choćby wypadem do ogrodu botanicznego, opanowanego przez (jakże by inaczej) Bluszcz.
W Lego DC nie brakuje wreszcie masy dodatkowych atrakcji. O znajdźkach w czasie misji już wspominałem, ale duży zbiór aktywności czeka nas również w otwartym świecie, po którym biegamy pomiędzy kolejnymi epizodami scenariusza. Growe Metropolis naprawdę robi wrażenie rozmiarami, zawiera dużo klocków do zebrania i wyścigów do odhaczenia, a także misji pobocznych. Acz oczywiście trzeba zaznaczyć, że wszystkie dodatkowe aktywności to w zasadzie podmalowane sprejem elementy, jakie widzieliśmy i w wydanych latem Iniemamocnych. Powiedzieć, że gra jest wtórna pod względem gameplayu to jak nie powiedzieć nic.Serii na pewno przydałoby się też delikatne odświeżenie silnika graficznego. Coraz boleśniejsze ograniczenia obecnej generacji swoją drogą, ale nic co widzimy na ekranie nie sugeruje, że z konsoli wyciśnięto, ile się da (grałem na Xboksie One). Klockowe elementy wyglądają jeszcze całkiem dobrze, ale otoczenie nadrabia głównie elementami artystycznymi. DC Super Villains nie jest najgorzej wyglądającą grą na rynku, ale seria powoli zaczyna odstawać od standardów. Zastój technologiczny ma też jednak swoje zalety – to tytuł naprawdę dopracowany pod względem technologicznym. Podczas całej przygody z grą zaledwie raz musiałem wrócić do punktu kontrolnego, bo jedna z potrzebnych w danym momencie postaci stała się chwilowo niewidzialna i nie mogłem jej wybrać. Nic wielkiego.Tym niemniej DC Super Villains wciąż bawi i na tle tegorocznych Iniemamocnych jest tą bardziej wartą uwagi grą Traveller’s Tales. Świetna opowieść i parę drobnostek gameplayowych sprawiają, że znów szybko przymyka się oko na ogólnie dość wtórną formułę. Jeżeli jeszcze nie macie dość smaku tej łakoci, będzie to dobra inwestycja. Zwłaszcza, jeżeli chcecie zająć czymś swoje dzieci i w spokoju udać się na dziki zachód. Bo oczywiście w trwającym właśnie sezonie na duże gry, będzie to dla bardziej hardkorowych graczy raczej deser, niż główne danie. W oczekiwaniu na zapowiedź (oby) Lego Toy Story wracam na prerię.